Funko Fusion – recenzja gry, która miała zastąpić growe LEGO
Pamiętacie czasy, gdy notorycznie byliśmy bombardowani kolejnymi tytułami z serii LEGO? Marka znanych klocków wzięła na warsztat wiele znanych uniwersów, w tym Star Wars czy filmy Marvela. Doszło to do takiego stopnia, że gracze poczuli już przesyt kolejnych klockowych przygodówek. Tym razem na scenę wkroczyło Funko Fusion — zamiast klocków mamy charakterystyczne figurki, które również mają w swoim portfolio wiele filmów, komiksów i seriali. Czy takie połączenie ma rację bytu? Teoretycznie tak, ale z wykonaniem jest już znacznie gorzej.
Połączmy gry i zabawki – to świetny pomysł
Osoba odpowiedzialna za pomysł połączenia świata zabawek i gier wideo powinna nie musieć już do końca życia wykonywać żadnej pracy zawodowej. Idea ta, z jednej strony prosta, z drugiej okazała się być przebłyskiem geniuszu. Doskonale pamiętamy przecież świetne gry z serii LEGO Star Wars czy inne, które stanowiły udane próby przeniesienia kultowych klocków do świata interaktywnej rozgrywki. Pomysł był bardzo dochodowy, stąd też dziś trudno zliczyć, ile gier z LEGO w roli głównej otrzymaliśmy. Poza Gwiezdnymi Wojnami były też autorskie pomysły, wszelkiej maści tytuły z superbohaterami czy nawet klockowymi Ninja. To dobre gry — ale w pewnym momencie było tego zwyczajnie za dużo.
A co za dużo, to niezdrowo. Dlatego też po wysypie premier różnorakich produkcji — mocno jednak do siebie podobnych — gry te przestały budzić aż takie zainteresowanie. O ile klocki sprzedają się świetnie, to kolejne gry wideo nie są już najlepszym sposobem na monetyzowanie kolekcji graczy. Ale zaraz, przecież na naszych półkach są już nie tylko modele rodem z duńskich fabryk, ale i ciekawie wyglądające… figurki. Chodzi oczywiście o Funko Pop!, czyli modele znanych postaci wykonywane w charakterystyczny, jednolity sposób. Może to dobry pomysł na grę wideo? Na to wpadli deweloperzy ze studia 10:10 Games Ltd, którzy przygotowali bohatera dzisiejszej recenzji — grę Funko Fusion.
Spokojnie, nic mu się nie stało.
Gratka dla kolekcjonerów, czyli Funko Fusion
Na papierze pomysł prezentował się idealnie. Oto mamy graczy-kolekcjonerów, których półki uginają się pod ciężarem winylowych figurek. Te przedstawiają masę różnych bohaterów. Są postacie z gier, filmów, komiksów i nie tylko. Oferta bohaterów w kartonikach jest przeogromna, a figurki Funko zdążyły już chyba nawiązać relację z każdym liczącym się motywem czy marką. Mając takie zaplecze, wystarczy tylko odpowiednio dobrać proporcje, a stworzona mikstura będzie stanowić szaloną grę wideo, w której nie dość, że ożywimy ulubione kolekcje, to na dodatek będziemy mieszać światy — filmów czy komiksów, szeroko rozumianej popkultury.
Funko Fusion miało zatem na celu ożywienie marki, która łączy w sobie całą moc różnorodności. Brzmi jak samograj — nie musimy tworzyć charakterystycznych i lubianych bohaterów, bo już ich mamy. Twórcy zresztą od początku zapowiadali, że w grze z miejsca poznamy bohaterów czy to Parku Jurajskiego, czy innych dzieł kultury masowej. Dodajmy do tego przyjemną i wciągającą rozgrywkę, znajdzie się miejsce na kooperację i powinno każdemu smakować. No niestety, taki miszmasz wcale nie musi okazać się strawnym daniem. O tym przekonacie się już za chwilę.
Liczyliście na dobry wybór? Nie tym razem…
Zanim zacząłem zabawę w Funko Fusion oczyma wyobraźni widziałem wszystkie te postaci, które lubię najbardziej. Dobra, nie muszą to być topowi bohaterowie – pomyślałem sądząc, że na pewno dostanę przynajmniej takie uniwersa, które znam i szanuję, jak większość konsumentów popkultury. Nadzieja szybko została zastąpiona rozczarowaniem, bo twórcy zdecydowali się na naprawdę nieudany dobór światów i bohaterów. Tak naprawdę gra pozwala nam spędzić wiele czasu w uniwersach, które na 99% będą dla was mało interesujące. O czym mowa? Ano jest wspomniany Park Jurajski, ale istotne role pełni też świat The Umbrella Academy, Battlestar Galactica czy Hot Fuzz. Przyznacie, że nie są to najmocniejsze marki na świecie…
I z tym mam duży problem, bo z jednej strony Funko Fusion obiecuje nam wejście do uwielbianych uniwersów, a z drugiej serwuje coś, co zdecydowanie jest na pierwszych stronach gazet. O ile LEGO dość szybko uchyliło wrota Star Wars, Harry’ego Pottera czy Batmana, tak w tym przypadku mowa mimo wszystko o drugiej czy nawet trzeciej kategorii dzieł popkultury. Oczywiście nie chcę tutaj sugerować, że ten czy inny świat nie jest fascynujący – to po prostu inna liga, niż najpopularniejsi bohaterowie, którzy mają wiernych fanów liczonych w milionach na całym świecie. Czyżby wynikało to z kosztów licencji? Nie wiem, ale oczywiście domyślam się i mam swoje podejrzenia.
Pora wyrwać się z kartonika!
To duży kłopot gry, bo z miejsca przegrywa z większością odsłon gier z serii LEGO. Mogę to przy okazji uznać za nie do końca spełnioną obietnicę, bo przecież nasze figurki Funko POP! kupujemy z myślą o kolekcjonowaniu znanych i lubianych bohaterów. Aby trafić do szerszego grona, należałoby zapewnić graczom możliwie najbardziej popularne uniwersa. Takie, które są… uniwersalne — znajdą fanów zarówno w Polsce, USA czy jeszcze gdzieś indziej. Tymczasem otrzymaliśmy rozgrywkę skupioną głównie na hermetycznych grupach, niemających aż takiej bazy fanów. Dla wielu potencjalnych graczy skończy się to szybką utratą zainteresowania.
Przeżyj to jeszcze raz
Zdaje się, że twórcy zdawali sobie sprawę z problemów wynikających z ograniczonego zasobu “głównych” światów. Kilka z wymienionych marek odpowiada za motywy dla lokacji, na które poświęcamy średnio po kilka godzin. Co zrobić, aby mimo wszystko zainteresować niezaznajomionych graczy? Można wprowadzić dodatkowe postaci czy po prostu gościnne występy. Z tym niestety jest spory problem, bo nie zliczę, ile razy musiałem ponownie i ponownie wracać do ukończonych lokacji, aby w danym miejscu skorzystać z ukrytej drogi. Sprawa jest prosta — odblokowujemy nową postać, która pozwala nam odkryć zamknięty do tej pory obszar. Niestety, wiąże się to z dość uciążliwym backtrackingiem, który przy piątym czy szóstym razie jest po prostu męczący. Ewidentnie źle zeskalowano to, co możemy odkryć teraz, a do czego powinniśmy wrócić później — i jak często będziemy to robić.
Rozgrywce nie pomaga też sama formuła, która najczęściej sprowadza się do kilku podstawowych elementów, jak odnalezienie i eskorta danej postaci. Zdarzają się też walki z zastępami wrogów na zamkniętych arenach, ale po kilku takich misjach zwyczajnie zaczyna się to nudzić. Chociaż świat figurek wydaje się być niezwykle barwny, to sama zabawa w grze szybko zaczyna przypominać odcienie szarości. Nie ma co liczyć na szaleństwa czy zaskakujące zwroty akcji. Jest dość schematycznie.
Koloryt wielu światów
Sprawę próbują ratować zabiegi, jakie wykorzystano przy kreowaniu poszczególnych uniwersów. Każdy świat związany jest z daną marką (np. Parkiem Jurajskim) i oferuje nam nie tylko kilku charakterystycznych bohaterów, ale i masę smaczków. Stąd też podczas przemierzania lokacji rodem z wyspy pełnej dinozaurów musimy uważać na krwiożercze gady, a w Hot Fuzz z ekranu wylewać się będzie brytyjski klimat. To świetna otoczka, która na pewno trafi do fanów — ale to za mało, aby trafiła do graczy.
No właśnie — niekoniecznie do graczy. I to jest chyba mój największy problem z Funko Fusion, które na pewno ucieszy fanów figurek, ale niekoniecznie tych, którzy są zaznajomieni z grami wideo, choćby z uniwersum LEGO. Bo pod płaszczykiem ciekawej marki i bogactwa światów kryje się sporo powtarzalności i elementów nużących.
Próby ratowania świata
W grze szalenie istotnym elementem jest zbieractwo. I nie chodzi tu o nabijanie punktów czy statystyk do trofeów. Mowa o systemie zdobywania przedmiotów, skrzynek i innych elementów, które z jednego miejsca przenosimy do innego, lub korzystamy ze specjalnych automatów. Te pozwalają tworzyć inne, bardzo użyteczne w danym momencie przedmioty, jak choćby trampoliny. Nie możemy wejść na półkę z interesującym nas znaleziskiem? Pora wytworzyć coś, co pozwoli nam tam wskoczyć. O ile oczywiście mamy odpowiednie surowce.
Sam “crafting” nie jest trudny, wystarczy spełnić wymagania danego przedmiotu. Nawet jeżeli nie lubicie takiego gromadzenia i tworzenia, to w Funko Fusion zrealizowano to poprawnie. Tworzymy nie tylko przedmioty ułatwiające przemieszczanie się. Rozgrywka została zaprojektowana tak, aby w różnych miejscach wymagane było rozwiązywanie konkretnych problemów. Czy to wskoczenia gdzieś, otwarcia drzwi poprzez uruchomienie instalacji elektrycznej, czy wykonanie krótkiej łamigłówki na bazie otoczenia. Nie są to rzeczy skomplikowane, ale na pewno nadają na moment inny ton samej zabawie, która przestaje być walką z wrogami, a staje się chwilą dla umysłu.
Walka jest… i tyle
Takie “przerwy” są nawet przydatne, bo walka pozostawia wiele do życzenia. Gra nie została obdarzona przyjemnym modelem strzelania, a mimo to starcia z wieloma przeciwnikami są na porządku dziennym. Model sterowania daje nam wtedy popalić, głównie ze względu na poczucie sztywności. Bywa trudno i wcale nie chodzi o kreatywnie obmyślone wyzwanie, a raczej hordy korzystające z naszej nieporadności — czy to na padzie, czy myszce. Nie pomagają też sojusznicy, którzy potrafią popisywać się iście idiotycznymi zachowaniami.
To zresztą efekt wielu błędów, na które dało się natknąć w grze jeszcze po premierze. Tytuł ewidentnie nie przeszedł odpowiedniej liczby testów lub postanowiono zrezygnować z doszlifowania go. Grę testowałem w wersji na PC i nie napotkałem błędów czysto technicznych, choć te miały miejsce w przypadku konsol, które potrafiły się zawieszać. Na pewno potwierdzam jednak występowanie usterek związanych z interpretowaniem przez grę naszych działań. Czasami kilkukrotne próby skorzystania z danego narzędzia (np. przycisku) kończyły się brakiem efektu. O czymś zapomniałem? Nie, po prostu gra dopiero za którymś razem postanowiła zareagować i otworzyć te przeklęte drzwi….
Przynajmniej wygląda ładnie
Pozytywnym aspektem Funko Fusion na pewno jest strona wizualna gry. Figurki wyglądają niczym żywcem wyjętych z naszych kartoników, a i otoczenie potrafi naprawdę zwrócić naszą uwagę. Pomaga w tym różnorodność projektów, jak również wiele stylów graficznych użytych do stworzenia danych lokacji inspirowanych różnymi uniwersami. Gra pod tym względem trzyma poziom i raczej broni się przed wyświetlaniem glitchy, które w innych produkcjach się zdarzają. Słowem, styl graficzny dobrano znakomicie – postacie wyróżniają się z tła, które również trzyma poziom.
To główna zaleta gry, w której kuleje rozgrywka, dobór uniwersów jest mało satysfakcjonujący i ewidentnie czegoś w tym wszystkim brakuje. Pamiętam debiut pierwszej gry LEGO Star Wars sprzed kilkunastu lat i jeżeli możemy porównywać oba twory, to Funko Fusion też miało jakiś pomysł, ale jego realizacja jest na zupełnie innym, znacznie gorszym poziomie. Może to dobry produkt dla ogromnych fanów figurek, ale czy dla graczy jako takich? Niestety, nie podpisałbym się pod takim stwierdzeniem.
Funko Fusion
Funko Fusion próbuje niczym LEGO połączyć świat gier wideo i zabawek.
Funko Fusion stanęło przed trudnym wyzwaniem, które niegdyś powiodło się grom LEGO. Duńskie klocki to mimo wszystko silniejsza marka...
Plusy:
- Figurki niczym żywcem wyjęte z kartonika
- Wizualnie prezentuje się nieźle
- Wiele postaci i klimat figurek
Minusy:
- Rozgrywka szybko staje się nużąca
- Wybór głównych uniwersów jest dość... kontrowersyjny
- Walka jest - ale nie oferuje nic ciekawego
- Gra nie zaskakuje i niemal natychmiast odkrywa wszystkie karty
- Szybko będziecie zupełnie obojętni wobec tej produkcji