Dream Machines DM7 Switch – test myszki, która przetrwa najcięższe boje

Dream Machines DM7 Switch test. Myszka odporna na wszystko
Testy

Dream Machines coraz mocniej rozpycha się w segmencie gamingowych myszek. Najnowszą propozycją jest model DM7 Switch z koncepcją wymienialnych przełączników.

Testowany sprzęt to myszka, która ma uniwersalny kształt, natomiast dodatkowe przyciski funkcyjne umieszczono z lewej strony, co czyni ją modelem przeznaczonym dla praworęcznych graczy. Sprzęt wyposażono w jeden z najlepszych sensorów na rynku, czyli PixArt 3370, który pracuje w maksymalnej rozdzielczości 19000 dpi. Jak to na model gamingowy przystało, myszka jest podświetlana (pełne RGB) i ma też gruby kabel typu sznurówka. To jednak nie wszystko.

Najważniejszą cechą nowego gryzonia od Dream Machines są wymienialne przełączniki, które w wersji Kailh mają wytrzymać nawet 80 mln kliknięć. Jak widać, producent oferuje dość sporo i pewnie jesteście ciekawi, ile za takie przyjemności należy zapłacić. Cena DM7 Switch to 249 zł.

DM 7 Switch dane techniczne:

Prędkość maksymalna:7m/s
Polling Rate:1000Hz
Przyciski:Kailh GM 8.0
Sensor:PixArt 3370
DPI:400, 800, 1600, 3200, 5000, 19000
LOD (lift off distance):~1.8 mm
Scroll:Huano
Przyciski boczne:3.000.000 kliknięć
Wymiary:121 x 63 x 39 mm
Waga:65 g (bez kabla)
Kabel:Kabel sznurówka (1.8m)
Powłoka:Matowa, czarna
Podświetlenie:Logo
USB:Pozłacane
Zawartość:Myszka, instrukcja
Cena:249 zł

Wyskakujemy z pudełka

Mając już podstawowy obraz tego, z czym przychodzi do nas Dream Machines, zacznijmy od tradycyjnej procedury unboxingu. Myszka zapakowana jest w czarny kartonik, który na pierwszy rzut oka, niczym się nie wyróżnia. Gdy zajrzymy do środka, zobaczymy sprzęt włożony do cienkiej plastikowej wytłoczki. Znajdziemy tam jeszcze krótką obrazkową instrukcję, która tłumaczy, jak wymienić przełączniki. Dobrze, że producent dba o ekologię i nie produkuje zbędnej makulatury czy plastiku.

Pierwsze wrażenie nie wywołało zatem piorunującego efektu. Odłóżmy jednak karton na bok, w końcu na nim grać nie będziemy. Zerknijmy, jak wygląda sama myszka. Oprócz tradycyjnych dwóch przycisków na górze, znajdziemy jeszcze rolkę, którą da się kliknąć i dwa dodatkowe przyciski na lewym boku. Z tyłu mamy podświetlane logo, którego kolor możemy dowolnie ustawić za pomocą oprogramowania. Pod myszką znajdziemy dwa średniej wielkości ślizgacze, które dobrze spełniają swoje zadanie. Mamy też przycisk zmiany DPI z małą diodą, która kolorem informuje, jaką aktualnie rozdzielczość używamy. Jest to na pewno ciekawe udogodnienie i co ważne, kolory poszczególnych wartości DPI (do przypisania pięć), można wybrać z palety RGB. Pod nim umieszczono jeszcze przełącznik do zmiany szybkości raportowania. Najciekawsze zostawiłem jednak dalej.

Zmieniamy przełączniki w locie

Główną cechą wyróżniająca DM7 Switch na tle pozostałych myszek gamingowych, są wymienialne przełączniki. To akurat nie nowość, bo podobną opcję ma również ROG Gladius. Z tym że Dream Machines pozwala na wymianę przełączników niemal w locie, bez użycia śrubokręta i co za tym idzie, rozkręcania myszki. Producent zastosował prosty mechanizm. Na grzbiecie myszki znajduje się przycisk, który odblokowuje standardowy lewy i prawy przycisk, dzięki czemu można je szybko wysunąć i dostać do środka gryzonia. Jest to naprawdę ciekawe rozwiązanie, które pozwoli zaoszczędzić sporo czasu w trakcie wymiany przełączników.

Standardowo w zestawie dostajemy przełączniki Kailh, które są już zamontowane w urządzeniu. Wytrzymują one nawet do 80 mln kliknięć, mają średnią twardość i dużą responsywność. Dodatkowo do myszki można dokupić przełączniki Huano Blue oraz popularne Omrony. Za każdy z nich płacimy 49 zł. Jedne i drugie wytrzymają do 20 mln kliknięć, więc są mniej wytrzymałe od Kailh. Natomiast mają inną charakterystykę. Huano są z całej trójki najbardziej responsywne i najgłośniejsze. Ponadto w ich przypadku, trzeba użyć najwięcej siły do aktywacji kliknięcia. Zatem jak widać, każdy znajdzie przełącznik dla siebie.

W całym pomyśle moje wątpliwości wzbudziły dwie rzeczy. Całkiem subiektywnie, wolałbym na grzbiecie myszki mieć dodatkowy przycisk funkcyjny, zamiast tego, który służy do wymiany przełączników. Ponadto zaczepy lewego i prawego zostały wykonane z cienkiego plastiku, więc trzeba uważać, aby ich nie uszkodzić. Z drugiej strony, nie wymieniamy switchów codziennie, więc o ten element nie trzeba się za bardzo martwić.

Z DM7 Switch można się zakolegować

Z myszką spędziłem kilka tygodni i muszę przyznać, że to naprawdę przyjemny kawałek sprzętu. Producent użył chropowatego plastiku, dzięki czemu trzyma się ją pewnie, dłonie się nie pocą, a także nie widać na myszce brudu. Scroll jest porządnie wykonany i zastosowano w nim przełącznik Huano. Powinien więc długo posłużyć. Z mojego doświadczenia wynika, że to właśnie scroll jest najbardziej newralgicznym punktem myszki i najczęściej ulega uszkodzeniu (tak, patrzę w twoją stroną Razer).

Na pochwałę zasługuje też sensor, w tym przypadku wspomniany już PixArt 3370. Jest szybki i precyzyjny, ma niski LOD oraz odświeżanie do 1000 Hz i to nie tylko na papierze. Sprawdziłem parametry myszki między innymi w oprogramowaniu MouseTester i tutaj wszystkie obietnice producenta zostały spełnione. Co ważne, myszka nie wykazała interpolacji ani predykcji, czyli krótko mówiąc, nie dodaje sztucznie pikseli, ani też nie występuje w niej zjawisko przyciągania kątowego kursora. Ważne też, że korzystając z niej, nawet na najwyższej rozdzielczości 19000 DPI nie uświadczymy jitteru, czyli drgania kursora. Jak więc się spodziewałem, PixArt 3370 spisuje się znakomicie i został bardzo dobrze zaimplementowany w najnowszym sprzęcie od Dream Machines.

Kwestia softu

Tuż po niedawnej premierze nowej myszki DM7 Switch, na oficjalnej stronie producenta pojawiło się do niej oprogramowanie. Jak spisuje się w praktyce? Jest dobrze. Przede wszystkim dzięki niemu ustawimy wszystkie potrzebne parametry (jeśli nie chcemy tego robić za pomocą dedykowanych przycisków). Najważniejsza zakładka to “Zaawansowane”, gdzie przypiszemy poszczególne wartości DPI do profilów a także kolor podświetlania pod dany parametr. Zmienimy też szybkość raportowania od 125 Hz do 1000 Hz, ustawimy czułość, szybkość przewijania scrolla, a nawet szybkość dwukrotnego kliknięcia, LOD oraz czas reakcji przycisków. Ważne, że można też zmienić ustawienia dla każdej z osi X i Y oddzielnie, co może się przydać bardziej zaawansowanym graczom.

Poza tym, oprogramowanie umożliwia przypisanie funkcji pod przyciski. Myszka ma ich 6, co też widać na screenie poniżej. Software pozwala również na ustawienie podświetlania i jak to na gamingowy sprzęt przystało, ustawienie makr. Wszystkie opcje działają bez zarzutów, oprogramowanie ani razu mi się nie zawiesiło. Można trochę ponarzekać na dość oszczędny design, ale to przecież nie on jest tutaj najważniejszy. Software ma po prostu działać i być intuicyjny w użytkowaniu i tak też jest w tym przypadku.

Pograjmy trochę

Przejdźmy do najważniejszej kwestii, czyli jak gryzoń od Dream Machines spisuje się w grach. Przez kilka tygodni odpaliłem sporo tytułów. Na liście był klasyk w postaci CS:GO, a także Valorant, Assassin’s Creed Valhalla, Dying Light 2 oraz mój ulubiony pochłaniacz czasu, czyli Anno 1800. W każdej z tych gier DM7 Switch spisała się znakomicie. W CS:GO dało się z dużą precyzją wycelować we wroga, co zresztą było spodziewanym efektem ze względu na PixArt 3370. Tak samo zresztą w Valorancie i pozostałych produkcjach. W przypadku Anno 1800 przydałoby mi się trochę więcej programowalnych przycisków i tutaj dochodzimy do kwestii, o której wspominałem wyżej – zastosowaniu przycisku do ściągania lewego i prawego klawisza zamiast dodatkowego funkcyjnego.

Panie i Panowie, oto werdykt

Długo zastanawiałem się nad ostateczną oceną DM7 Switch. Na rynku znajdziemy sporo myszek, które w podobnej cenie oferują ten sam lub zbliżonej jakości sensor, dobre wykonanie, czy nawet więcej programowalnych przycisków. Natomiast niewielu konkurentów ma opcję wymienialnych przełączników, a już na pewno żaden z nich nie potrafi tego zrobić tak szybko i sprawnie jak DM7 Switch. Dzięki temu, jeśli tylko poczujecie potrzebę przesiąść się z mocno responsywnych Kailhi na bardziej miękkie Omrony czy bardzo twarde Huano Blue, to możecie to zrobić kupując dodatkowy zestaw. To sprawia, że Dream Machines DM7 Switch powinno posłużyć wiele lat i mam nadzieję, że takich customizowanych sprzętów, marka DM będzie wypuszczać więcej.

Dream Machines DM7 Switch test

Wierny przyjaciel na wiele lat

DM7 Switch zaskakują innowacyjnym pomysłem na wymianę przełączników w locie, jest dobrze wykonany oraz ma jeden z najlepszych na rynku sensorów.

4

Plusy:

  • bardzo precyzyjny sensor PixArt 3370
  • łatwa wymiana przełączników
  • dobrej jakości wykonanie
  • czytelne i przyjazne w obsłudze oprogramowanie

Minusy:

  • przydałby się jeszcze jeden programowalny przycisk
  • nieco za wysoka cena
Robert Ocetkiewicz
O autorze

Robert Ocetkiewicz

Redaktor
Z grami związany już prawie 30 lat, czyli od momentu, kiedy na polskim rynku królowały gry z bazaru, a Mario dostępne było na Pegasusie. Specjalizuje się w grach wyścigowych i akcji, ale nie stroni też od strategii ekonomicznych. W swojej karierze recenzował na łamach serwisów takich jak Interia i Onet oraz publikował w magazynie o grach PlayBox.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie