Deluxe Ski Jump, czyli socjologiczny fenomen gier wideo w Polsce

Deluxe Ski Jump, czyli socjologiczny fenomen gier wideo w Polsce
PG Exclusive Publicystyka

Na hasło “gry sportowe” niemal od razu przychodzi nam na myśl seria FIFA czy NBA. To popularne marki, które każdego roku trafiają do milionów odbiorców na całym świecie. Są jednak też takie gry, które obrały na cel odwzorowanie mniej popularnych dyscyplin – na przykład skoków narciarskich. Dzięki temu w niektórych krajach okryły się dobrą sławą, a nawet zdobyły legendarny status, jak miało to miejsce w przypadku Deluxe Ski Jump w Polsce. Choć sama gra pochodzi z Finlandii.

Niemal 30 lat historii Deluxe Ski Jump

Nie ma się co łudzić, skoki narciarskie to dyscyplina niszowa. Lubimy ją w Polsce, ma fanów w Niemczech, Austrii czy Finlandii, można też wymienić Czechy i Szwajcarię. Ostatecznie jednak tylko garstka państw rywalizuje w tym specyficznym sporcie, który wymaga kosztownych obiektów, nie oferuje bezpośredniej drużynowej rywalizacji i wywodzi się z górskich tradycji zimowych. No ale w Polsce to uwielbiamy, mamy przecież zarówno zimy, jak i góry — a nawet wspaniałe osiągnięcia w tym sporcie, którego symbolami stali się Adam Małysz i Kamil Stoch.

Podobnie jak w Polsce, tak i w kilku europejskich krajach końcówka ubiegłego wieku oznaczała wzrost popularności tej dyscypliny. Polacy, Finowie, Niemcy czy Austriacy gromadzili się pod skoczniami i przed telewizorami, aby śledzić zmagania sportowców skaczących nawet ponad 100 metrów na nartach — dla wielu to prawdziwi herosi, którzy stawali twarzą w twarz z ogromnym ryzykiem. Nie umknęło to uwadze pewnemu Finowi który uznał, że tematyka ta świetnie nadaje się na grę komputerową. W 1999 roku na rynku zadebiutowała gra Deluxe Ski Jump, wydana jedynie na systemu DOS. Prosty pomysł na zabawę, czyli po prostu skakanie na nartach nie zyskał może międzynarodowej sławy, ale stanowił poważne podwaliny pod dalszy rozwój serii.

Sequel, czyli zrobiło się głośno

To dopiero Deluxe Ski Jump 2 osiągnęło status, o którym dziś mowa – czyli kultowy. Był to na swój sposób sequel wymarzony, bo mocno rozwijał cechy poprzednika, jednak ustrzegł się częstych błędów “drugich” części. Nic tam nie było zbytnio przekombinowane, a gracze masowo zaczęli meldować się na wirtualnych skoczniach. Było to o tyle proste, że wymagania gra miała dość małe, a sama produkcja była szeroko dystrybuowana przez… piratów. Doszło do tego, że znajomi wysyłali sobie grę w wiadomościach email. Tytuł trafił też na sale do lekcji informatyki, dzięki czemu niezliczone rzesze młodych graczy mogły rozpocząć zabawę:

Dość powiedzieć, że produkcja do dziś gromadzi fanów na imprezach i turniejach organizowanych w wielu knajpach w Polsce. Klasyk z dzieciństwa, toteż miłośników ma sporo. Na pewno więcej, niż popularna “trójka”. Deluxe Ski Jump 3 zadebiutowało w 2004 roku, czyli 4 lata po drugiej odsłonie. Były to już czasy komputerów z Windowsem, a co za tym idzie nieco mocniejszych maszyn. To widać, bo gra nie tylko działała w pełnym trójwymiarze, ale i dawała sporo nowych opcji. Skoczni bylo ponad 40, gracze mogli też rywalizować przez sieć i pobijać rekordy ustanowione online.

Czwarta odsłona, było zbyt dobrze?

Nietypowa rzecz nastąpiła przy okazji premiery czwartej odsłony. Deluxe Ski Jump 4 zadebiutowało w 2011 i było najbardziej zaawansowaną odsłoną serii. Wszystko za sprawą nowego silnika fizycznego, który w nowatorski sposób symulował zachowanie skoczka. Narty wyginały się pod wpływem powietrza, sama gra była też o wiele trudniejsza. Tym razem narty mogły odczepić się nam podczas lotu, a utrzymywanie pozycji było ważne nie tylko ze względu na odległość, ale też samo bezpieczne lądowanie. Z jednej strony super, ale…

Graczom niekoniecznie przypadło to do gustu. Wiele opinii wskazywało na to, że rozgrywka stała się zbytnio przekombinowana. Trudność szła jednak w parze z uwielbianymi funkcjami, jak puchar świata czy rywalizacja online. To dziś zdecydowanie najbardziej “inna” odsłona serii, która na dodatek pozwalała graczom na samodzielne tworzenie skoczni narciarskich. A wy jak oceniacie “czwórkę”?

Polski fenomen Deluxe Ski Jump

Nie da się ukryć, że seria Deluxe Ski Jump to jedna z tych marek, która zwłaszcza w Polsce cieszyła się ogromną sławą. Był to niezwykły klasyk, w który zagrywano się nie tylko w domach, ale u kumpli czy nawet na lekcjach informatyki. Parafrazując klasyka, to swoisty i gamingowy fenomen socjologiczny, bo tłumy chłopców i nastolatków regularnie siadało przed ekran komputera, aby pobawić się w wirtualnego “Małysza”. Nazwisko polskiego sportowca pojawia się tu nie bez powodu. To właśnie on, chcąc nie chcąc, wpłynął na tak dużą popularność tej gry. Gdy zaczęły się sukcesy i tzw. małyszomania, to w DSJ zaczęliśmy grać nałogowo. W domu i nie tylko!

Zobacz też: Kultowe gry polskich graczy

Rzeczony fenomen można rozbić na kilka aspektów. Sam fakt wystrzału popularności skoków narciarskich nad Wisłą jest dość ciekawy. Oto po latach marazmu, trudów wychodzenia z poprzedniego ustroju (i trudów nowej rzeczywistości), podczas gonitwy za zachodem pojawił się on — Adam Małysz, sportowiec, który zaczął nie tylko rywalizować ze znacznie bogatszymi nacjami, ale i wygrywał z nimi, niekiedy maszynowo dokładając do kolekcji kolejne medale i puchary. Rekordy obiektów, wygrane w turniejach Czterech Skoczni czy medale mistrzostw świata — reprezentował nas w czasach, gdy wszystko wydawało się być szare i nieciekawe. Jego medale w różnych odcieniach dodały naszej rzeczywistości sporo kolorytu, a my jak zahipnotyzowani siadaliśmy przed ekranami, aby śledzić kolejne zmagania w zawodach. Czy to w Niemczech, Finlandii, czy odległej nawet Japonii.

Chcieliśmy być jak on

Duża popularność sportu i rodzime sukcesy sprawiły, że każdy młodzian chciał móc zasmakować tej rozrywki nie tylko oglądając zawody w telewizji. Okazało się, że jest to możliwe, bo przecież pierwsza gra z serii Deluxe Ski Jump pojawiła się na rynku jeszcze w 1999 roku. Tytuł spełniał wszystkie wymagania graczy. Pozwalał oddawać skoki na nartach na różnych obiektach i rywalizować ze znajomymi. Odwzorowano każdy element tego sportu, a w zasadzie jego rdzenia, czyli od momentu startu z belki, przez najazd na lądowaniu kończąc. Czysta i zręcznościowa zabawa, która była dostępna dla każdego za sprawą niskich wymagań sprzętowych.

A że wówczas większość graczy w Polsce nie posiadała mocnych komputerów, to tytuł ten pasował nam idealnie. Podobnie zresztą jak inne produkcje, które wówczas cieszyły się w naszym kraju sporą popularnością. Wystarczy w tym miejscu wskazać choćby Gothica czy trzecią odsłonę Heroes of Might & Magic. Tak, nie za bardzo mieliśmy na czym grać, dlatego musieliśmy szukać perełek, które nasze pecety mogły udźwignąć. I w ten oto sposób stworzyliśmy niejako kanon polskich gier, które nawet nie pochodziły z naszej ojczyzny. Ale znalazły w niej nieograniczone pokłady miłości ze strony fanów gier wideo.

Źródło: Opracowanie własne i Wikipedia

Dawid Szafraniak
O autorze

Dawid Szafraniak

Redaktor
Pierwsze growe szlify zbierał jeszcze w erze PS1, aby później zapoznawać się z kolejnymi wcieleniami japońskiej konsoli, skosztować Xboksa i Switcha. Ostatecznie najbardziej lubi PC, a ostatnio nawet i granie w chmurze. Królują u niego FPS-y, gry akcji nieczęsto górujące nad filmami i tytuły wyścigowe, które podobno #nikogo. Święta Trójca gamingu? Pierwsze Modern Warfare, seria Mass Effect i Uncharted. Bez tego nic nie miałoby sensu. Poza grami lubi planować kolejne podróże i chwytać za aparat fotograficzny podczas meczów piłki nożnej.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie