Wysokie ceny gier PS5 i Xbox Series nie są usprawiedliwione. Oto dlaczego

PS5-Xbox-Series
Publicystyka

Wydawcy często tłumaczą, że gry na nowe konsole powinny być droższe. Nie zgadzam się z tym. Uważam, że premiera nowych konsol to jedynie bardzo dobra wymówka, aby podnieść ceny gier na PlayStation 5 i Xbox Series.

Strauss Zelnick, szef Take-Two, czyli firmy, która ma pod sobą Rockstar i 2K Games, tłumaczy że podniesienie cen gier do 70 dol. na PS5 i Xboksa Series X to w pełni uzasadniona decyzja. Dlatego nie powinno nas dziwić, że np. NBA 2K21 (wydawana przez 2K Games) będzie kosztować 70 dol.

Według Zelnicka są dwa powody, które powinny być dla graczy wystarczającym argumentem, przemawiającym za podwyżką cen. Po pierwsze: koszty. Prace nad grą są obecnie o wiele droższe niż dawniej, bo gry są bardziej bogate w szczegóły. Lepiej dopracowana produkcja to więcej pracy, a to powinno przekładać się na wyższą cenę. Zelnick podkreśla, że rosnący koszt tworzenia gier to coś, czego nie można kwestionować. Ot, takie są fakty.

NBA 2K21 ma kosztować 70 dol. Uzasadniona cena?

„Do tego dodajmy, że od prawie 15 lat nie widzieliśmy na rynku wzrostu cen gier, podczas gdy koszty produkcji wzrosły o 200 do 300 proc.” — powiedział Zelnick.

Jednocześnie szef Take-Two wspomniał, że koszt wytworzenia gry to coś, czym gracze raczej się nie interesują i średnio ich to obchodzi. Dla gracza liczy się nie to, ile firma wydała pieniędzy, aby stworzyć daną grę, lecz to, jaką wartość ma dana gra. Czyli co konkretnie dostajemy. Chodzi oczywiście o grafikę i efekty specjalne, ale też o historię, bohaterów i wszelkie emocje, jakie towarzyszą nam w trakcie rozgrywki. Zelnick dodaje tutaj, że obecnie studia dostarczają znacznie więcej i dużo większą grę za 60 lub 70 dol., niż 10 lat temu, kiedy topowe gry kosztowały 60 dol.

Wiele osób przytacza fakt, że obecnie w grach często znajdziemy systemy mikrotransakcji i inne rozwiązania, które pozwalają zarabiać dodatkowe pieniądze już po tym, gdy dana osoba kupi grę. Zelnick uważa jednak, że w przypadku gier, które nie są opracowywane od podstaw jako tytuły free-to-play, możliwość dokupowania dodatkowych rzeczy jest całkowicie opcjonalna. „Otrzymujemy kompletną produkcję, która zapewnia solidne wrażenia, nawet jeśli nigdy nie wydamy dodatkowych pieniędzy już po jej zakupie” – tłumaczy.

Czyli co, 70 dol. jest uzasadnione? Do mnie argumentacja szefa Take-Two nie przemawia.

Ceny gier na PS5 i Xbox Series nie są uzasadnione

Tworzenie gier to inwestycja. Firma, która pracuje nad tytułem AAA, tak naprawdę pracuje nad zyskiem. Studio przez kilka lat opracowuje konkretną grę, aby wprowadzić ją na rynek, gdy będzie gotowa – i na niej zarobić. Wygląda to mniej więcej tak:

1. Rozpoczynamy pracę nad grą. Wydajemy pieniądze na personel, który ją tworzy, jak również na utrzymanie biura/firmy.

2. Kiedy gra jest gotowa, wydajemy jeszcze pieniądze na marketing. Reklamy, działania w social mediach i inne aktywności są również płatne i nie należy myśleć, że koszt tworzenia gry to wyłącznie praca developerów czy grafików.

3. Wygenerowaliśmy szum medialny, gra trafia do sprzedaży i część tych środków trafia do nas. Tu trzeba bowiem zauważyć, że jeśli dana gra kosztuje 70 dol., to taka kwota nie trafia do studia. Często trzeba jeszcze oddać prowizję danemu sklepowi czy platformie, nie wspominając już o podatkach.

GTA V to zdecydowanie coś więcej niż GTA I lub GTA II

I teraz tak. Mamy grę, która mogła kosztować 100 lub nawet 200 mln dol. A zdarza się, że więcej. Jak podaje The Scotsman, gra GTA 5 kosztowała 265 mln dol. – chodzi tutaj o łączny koszt stworzenia i działania marketingowe. Dla porównania, film „Avatar” miał budżet 237 mln dol.

Ale GTA 5 nie było oczywiście jedyną grą, która miała iście hollywoodzki budżet. Dla przykładu, Star Wars: The Old Republic pochłonął łącznie 200 mln dol. Było też sporo gier, które kosztowały ok. 100 mln dol.

Ale na potrzeby artykułu możemy przyjąć, że firma musi wydać nawet 200 mln dol., zanim w ogóle dojdzie do sensownej sprzedaży. Bo nie licząc zamówień w pre-orderach, grę możemy kupić dopiero po premierze. A przed premierą trzeba ją najpierw wyprodukować i przeprowadzić promocję.

I tutaj pojawia się pytanie.

Czy naprawdę jesteś skłonny uwierzyć, że firma, która jest w stanie wydać 100 czy 200 mln dol. na grę i jej promocję, robiłaby to po to, aby później ewentualnie jedynie odzyskać te same pieniądze? Albo nawet na tym stracić?

Dodajmy do tego, że studia wydające topowe gry to nie są jakieś małe startupy, zatrudniające 5 osób. To duże, rozwinięte korporacje, najczęściej obecne na giełdzie. Mają swoich inwestorów, akcjonariuszy i wiele innych osób, które de facto patrzą tylko na pieniądze, oceniając poszczególne gry pod kątem „zwrotu z inwestycji”.

Dla ogromnej części ludzi, którzy pracują lub współpracują z daną firmą, liczy się przede wszystkim to, jak dana gra będzie zarabiać i ile zarobi, a nie to, czy będzie mieć ciekawą historię, dobrą grafikę, czy oryginalną mechanikę rozgrywki.

Tworzenie hitów to „pewna inwestycja” oraz co to jest breakeven

Gry takie jak GTA 5 osiągają duże budżety, bo firma, która je tworzy, spodziewa się bardzo dobrej sprzedaży. Na podstawie tego, jak sprzedały się poprzednie części, jest ona w stanie przeprowadzić odpowiednią estymację i stworzyć dość sprawdzone prognozy co do tego, kiedy uda się osiągnąć poziom tzw. breakeven. Do breakeven dochodzi wtedy, gdy osiągamy sprzedaż na takim poziomie, że wszelkie koszty zostały już pokryte i od tego momentu zaczynamy generować zysk.

Do tego druga kwestia: aby powstała taka gra jak GTA 5 (czyli wysokobudżetowa), dana firma musi wcześniej stworzyć coś, co pozwoli jej zarobić bardzo duże pieniądze. Czyli pierwsza czy druga część GTA musiała być na tyle udana, że studio było w stanie wypracować gigantyczny zysk. A chyba wszyscy pamiętamy, że GTA I czy GTA II były grami, które cieszyły się bardzo dużą popularnością, mimo że w porównaniu do GTA 5 wyglądają jak budżetowe produkcje opracowane przez jakichś amatorów? No i oczywiście nie zapominajmy o kolejnych częściach GTA, które pojawiły się przed „piątką”.

Rozgrywka z GTA 1. Pamiętacie?

To, czego prezes Take-Two nie zdradził, kiedy argumentował wysokie ceny gier na konsole next-gen, to fakt, ile pieniędzy zarobiła jego firma na dotychczasowych produkcjach. Gdyby o tym opowiedział, gracze szybko zrozumieliby, że argumentacja o „wyższych kosztach” czy „większych, bogatszych w szczegóły grach, które zapewniają lepsze wrażenia” nie ma większego sensu, gdy np. takie GTA 5 osiągnęło sprzedaż 1 mld dol. (tak, miliarda!) w ciągu 3 dni od premiery. Wcześniej taki rekord należał do Call of Duty: Black Ops 2 – gra wypracowała 1 mld dol. sprzedaży w ciągu 15 dni.

Z kolei już w 2018 r. GTA V wypracowało sprzedaż na poziomie 6 mld dol. Wtedy mówiło się o sprzedaży ok. 90 mln egzemplarzy. Obecnie sprzedaż GTA V to już ponad 130 mln egzemplarzy.

Budżet na GTA VI nie jest jeszcze znany, ale można założyć, z niemal całkowitą pewnością, że będzie to gra, na którą studio wyda co najmniej 200-250 mln dol. Jeśli nie 300 czy 400. I będzie to również gra, która osiągnie podobną, jeśli nie lepszą sprzedaż niż GTA V – i mam na myśli liczbę sprzedanych egzemplarzy. Bo o pieniądze się nie martwię. Firmie bez problemu uda się osiągnąć zysk, w dodatku bardzo szybko. I to, czy gra będzie za 60 czy 70 dol. nie będzie miało tutaj większego znaczenia dla rentowności całego przedsięwzięcia.

Ceny gier będą wyższe, bo premiera next-genów to dobra okazja do podwyżek

Podniesienie cen do 70 dol. według mnie nie wynika bezpośrednio z tego, że zwiększył się koszt tworzenia gier. Moim zdaniem podwyżka cen jest spowodowana tym, że pojawiają się nowe konsole, które zapewnią lepsze możliwości. I właśnie to – pojawienie się nowych konsol – jest dobrą okazją do tego, aby podnieść ceny. Gdyby PS5 czy Xbox Series X pojawiły się dopiero za 2 czy 3 lata, jestem niemal pewien, że żadne studio nie zdecydowałoby się na wprowadzenie cen 70 dol. za grę.

To jednak nie koniec. Już niedługo pojawi się druga część artykułu z której dowiesz się, dlaczego studia gamingowe na czas pojawienia się nowych konsol powinny nie zwiększyć, lecz obniżyć ceny gier, jeśli rzeczywiście mieliby na myśli przede wszystkim dobro klienta (gracza).

Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie