Call of Duty: Modern Warfare II to najlepszy Battlefield od wielu lat. Wrażenia z bety
Call of Duty: Modern Warfare II niedawno zakończyło testy beta. Rekordowe dla serii wydarzenie okazało się czymś, co jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że Infinity Ward jak nikt inny potrafi dodać serii uroku i wznieść ją na nowe wyżyny.
Nigdy bym nie przypuszczał, że po tylu latach bycia obrażonym, faktycznie mogę wrócić do Call of Duty i to jeszcze z radością na twarzy. Moja miłość do cyklu skończyła gdzieś na etapie CoD Ghosts, które po dziś dzień uznaję za abominację, która powinna zginąć jeszcze przed narodzinami. Potem wcale lepiej nie było – z czasem dopiero okazało się, że Activision faktycznie zamierza doić serię.
Od razu zaznaczę, że w ostatnie Modern Warfare nie grałem zbyt wiele. Ot, szybka przebieżka przez parę misji, trochę multi i sporo Warzone. Powszechnie uznaje się tę część za swojego rodzaju objawienie, ale w momencie premiery nie miałem najwyraźniej zbyt wiele czasu na jej ogrywanie, a potem wyszło Black Ops Cold War. Gra dobra dla fanów nieco bardziej „arcade’owej” części rozgrywki. Vanguarda pominę, bo po prostu nie wypada w internecie używać takich słów. Na MWII nie czekałem w ogóle, dlatego też mój zachwyt może wybrzmiewać aż tak mocno.
Call of Duty: Modern Warfare II to (kolejna) rewolucja
Do bety podszedłem bez żadnych oczekiwań. Szybka instalacja, potem czekanie na te przeklęte shadery, w końcu można zagrać. Na pierwszy rzut poszedł bodaj najbardziej klasyczny zestaw trybów, czyli „Szybka Gra”. Wystarczyło jednak tylko wylądować na mapie, aby przekonać się, że coś tu nie gra. Doprawdy po Vanguardzie i BOCW zapomniałem już o rewolucyjnym movemencie z poprzedniego Modern Warfare.
Tym razem samo poruszanie się jest jeszcze bardziej „realistyczne”. Nie wiem, do czego to doszło, ale CoD jest po prostu „cięższy” od Battlefielda 2042. W wielu opiniach w internecie spotkałem się ze stwierdzeniem, że MWII to szalenie dynamiczna i pełna akcji gra. Jasne, po części się z tym zgadzam, ale muszę też stwierdzić, że tym razem cała dynamika została zrównoważona i nieco “cofnięta” jak nigdy wcześniej. Deweloperzy oddali nam mnóstwo możliwości poruszania się – otwieranie drzwi, wślizgi, rzut na ziemię czy nawet (uwaga!) zwisanie z krawędzi budynków. Otwiera to spore możliwości taktyczne, których akurat po tej marce raczej bym się nie spodziewał.
Oczywiście samo tempo gry jest klasyczne dla cyklu – trup ściele się gęsto, praktycznie nie zdejmujemy palca ze spustu, a wybuchów jest tyle, że mogą przyprawić o bóle głowy. Z drugiej jednak strony movement jest na tyle „ociężały”, że lepiej jest opracować jakąś taktykę, a nie biec z gnatem w dłoni, wyskakiwać zza winkla i strzelać na pałę do wszystkiego, co znajduje się za rogiem. To nie ten CoD. Tutaj skakanie czy rzucanie się na glebę wiele nie da – tu liczy się też spryt, rozeznanie w terenie i pilnowanie swoich kumpli z oddziału. Choć, trzeba pamiętać, wiele zależy od wybranego trybu gry.
EA oficjalnie przegrało tę wojnę
W zestawie klasycznych trybów w postaci Team Deathmatch najmocniej czuć ducha klasycznych CoD’ów i to bardzo dobra wiadomość. Fani nawet tych najbardziej arcade’owych odsłon znajdą tu wiele dobrego. Są też nowości. Jednym z nich jest tryb Podbój Ground War. Doświadczymy tu map o wiele mniejszych niż w grach od konkurencji, ale i tak zmieści się tu naraz nawet 64 graczy. 64 graczy… w CoD’zie… rozumiecie to?! Mamy tu pojazdy – czołgi, transportowce, a nawet helikoptery. Same zasady są identyczne, co w Dominacji, ale mowa o znacznie większej skali.
Activision zaoferowało coś więcej niż tylko parę punktów do zdobycia. Mapa w becie była wypełniona budynkami czy małymi uliczkami przeplatającymi się z otwartym terenem. Żołnierze biegali od drzwi do drzwi, snajperzy strzelali z dachów budynków, nad głową widać desant ze śmigłowca nieprzyjaciela, a w garażu nieopodal słychać odgłos strzelby. Od bardzo wielu lat nie doświadczyłem tak pięknego chaosu, jaki właśnie znalazłem w tym trybie.
Ground War może być absolutną perełką nowego CoD’a. To nie tylko świetna i dość nieoczekiwana nowość. Zachwycająca mapa w becie odznaczała się także klimatem ulicznej wojny, którego nie poczułem od… któregoś Medal of Honor chyba. Na to, rzecz jasna, składa się więcej elementów. Ponownie muszę się egzaltować, ale dźwięk w MWII to absolutne mistrzostwo. To trochę jak „Taśmy Wojny” z BF-a, ale w wydaniu Inifnity Ward. Od krzyków postaci graczy, przez drobne detale na naszym własnym mundurze w trakcie sprintu, po świdrujące wokół nas i przeszywające cienkie ściany pociski – tak dobrze nie jest nawet w BF2042.
Technicznie jest bosko, ale nie wierzę, że to napisałem
Grafika może nie powala, ale jest to z pewnością bardzo atrakcyjna gra i najładniejszy CoD do tej pory. Szczególnie mapy wypełnione są wieloma detalami, które akurat działają nieco na naszą niekorzyść – czasami wyjątkowo trudno jest zobaczyć nieprzyjaciół. Zarzut mam też do odgłosów ich kroków, bo ciężko było odróżnić wrogów od „swoich”, choć twórcy wyjaśniali, że poprawili ten problem pomiędzy weekendami testów. Niemniej to drobne bolączki, bo technicznie jest tu wszystko świetnie.
Na osobny szacunek zasługuje optymalizacja gry. Black Ops Cold War działa koszmarnie po dziś dzień na moim PeCecie, a Vanguard dał się poznać niewiele lepiej. W MWII nie miałem żadnych ścinek ani spadków płynności. Do tego ani razu na parę godzin grania nie wyrzuciło mnie z meczu. Jak się chce, to się da. Treyarch i Sledgehammer – uczcie się u najlepszych, macie ich w końcu tak blisko. Największym problemem okazał się jednak abstrakcyjnie głupi interfejs. Tak nieintuicyjnego UI nie widziałem od wielu lat. Na początku, przy okazji cutomizacji i wyboru broni, nie miałem w ogóle pojęcia, gdzie mam wejść, aby móc zamontować nowe części. Menu jest koszmarem, który rzuca dość smutny cień na nadzwyczaj przyjemne doświadczenie.
Muszę jeszcze wrócić do nowości i wspomnieć o zestawie trybów trzecioosobowych. Jest o wiele lepiej, niż się spodziewałem, bo CoD TPP naprawdę wciąga, ale z pewnością daleko tu do ideału. Po pierwsze – czemu nie ma celowania znad ramienia? Po wciśnięciu PPM wrzucani jesteśmy do pierwszej osoby i zmuszani do patrzenia przez kolimator. Wiem, że mapy wymagałyby gruntownego przemodelowania, więc ciężko mi się o to szczególnie czepiać, ale jednak wolałbym taki sposób celowania. Do tego nie ma możliwości zmiany położenia kamery, co czyni wychylanie się od lewej strony wyjątkowo uciążliwym zajęciem. Ogółem można tu mieć sporo skojarzeń z inną marką EA, Battlefrontem i… słusznie. Jest w miarę podobnie.
Nowości, ulepszenia i zmiany
W becie mogliśmy też zagrać m.in. w nowy tryb ratowania więźniów, ale nie jest to nic nadzwyczajnego. Czuję się nim wręcz nieco zawiedziony, bo dało się tutaj ograć rozgrywkę bardziej taktycznie, jednak istnieje szansa, że akurat trafiałem na kompanów stawiających na podejście „PM w dłoń i nawalamy we wszystko przed sobą”. Do tego przetestowałem tryb inwazji, czyli wojnę na dużą skalę dla 40 graczy z… botami AI. Boty w CoD’zie… co się dzieje z tym światem? Wbrew pozorom, jest to całkiem przyjemne doświadczenie, ale jeśli już mam ochotę stoczyć dłuższą rozgrywkę, wolę jednak wybrać Ground War.
Call of Duty: Modern Warfare II zapowiada się wybornie i trochę mnie to uwiera, bo w tym roku nie mam podstaw, aby znów wyzłośliwiać się na Activision. Jedna z moich ulubionych serii gier wideo przeszła jakiś czas temu poważną metamorfozę, a teraz została ona w pełni zakończona. Jeśli MWII nie okaże się najlepszym CoD’em w historii (a zarazem najlepszym BF-em od lat), to srogo się zdziwię. Tylko że wiecie – jestem degustatorem wyzwań dla pojedynczego gracza, także na kampanię również czekam z wypiekami na twarzy. No ale to w końcu Infinity Ward, więc czy tu naprawdę może coś pójść nie tak (nie, Ghosts, ty po prostu nie istniejesz)?