Call of Duty: Infinite Warfare – Sabotage. Recenzja dodatku
Recenowana na: PS4
Cztery nowe mapy oraz kolejny rozdział kampanii Zombie. Sprawdzamy najnowszy duży dodatek do Call of Duty: Infinite Warfare.
Pod koniec zeszłego roku miałem okazję recenzować Call of Duty: Infinite Warfare – produkcję, która wywołała spore kontrowersje jeszcze przed premierą. Ostatecznie jej ocena wypadła pozytywnie, o czym możecie przekonać się czytając cały artykuł. Teraz jednak postanowiłem przyjrzeć się pierwszemu dużemu dodatkowi do gry, który możecie pobrać w ramach Przepustki Sezonowej lub zakupić oddzielnie w cenie 61 zł (kwota, którą należy wydać w przypadku testowanej wersji na PlayStation 4 w PS Store). Za roczną Przepustkę zapłacicie 209 złotych, która uprawnia do pobrania czterech tego rodzaju DLC. Jeśli zatem macie zamiar przez rok eksploatować w pełni Infinite Warfare, zakup pakietu jest dobrym i oszczędniejszym rozwiązaniem.
Wróćmy jednak do Sabotage. W ramach DLC do pobrania są cztery nowe mapy oraz nowy rozdział kampanii Zombie. W przypadku map, twórcy przygotowali mocno różnorodne scenerie, wpisując się w sposób ich prezentacji znany z podstawowej wersji gry. To oczywiście należy zaliczyć na plus. Szkoda jedynie, że w przypadku jednej z map – Dominion – mamy do czynienia z odświeżoną wersją klasycznej mapy Afgan z Call of Duty: Modern Warfare 2. Nie jest to więc do końca nowość, ale jako że była to dość popularna arena wśród graczy MW2, można to potraktować jako miły ukłon w ich stronę.
Będąc przy Dominion, mapa ta spodoba się w szczególności osobom, które lubią walkę na daleki dystans. Na środku znajduje się rozbity statek powietrzny, a dookoła niego nie brakuje miejsc, w których można się ukryć i zaatakować wroga za pomocą karabinu snajperskiego. Sporo tutaj strategicznych punktów, ale oczywiście jak to na Call of Duty przystało, nie liczcie na możliwość campowania. Niemal do każdego miejsca, które na pozór idealnie nadaje się do strzałów z dalekiej odległości, można dojść na kilka sposobów, co całkowicie uniemożliwia chowanie się przez dłuższy czas. Chyba że macie ze sobą w drużynie zgranego kompana, który obstawi Wasze plecy.
Mapa Noir przedstawia ponurą wizję futurystycznego Brooklynu. Jednak niech Was nie zwiedzie przeniesienie jego realiów do przyszłości. Klimat wąskich, brudnych i mrocznych korytarzy pozostał. Gdzieniegdzie zobaczycie rozbity w rogu ulicy namiot żula, a w kolejnej uliczce wejdziecie do głośnego klubu z neonami. To ostatnie miejsce jest jednym z charakterystycznych punktów mapy, w którym trzeba być bardzo czujnym. Wszędobylski bas rozchodzący się po ścianach skutecznie zakłóca strzały i wrogie kroki. Noir przypadnie do gustu każdemu, kto lubi ciasne korytarze – jest to więc przeciwieństwo wspomnianego wcześniej Dominion, zarówno jeśli chodzi o strukturę, jak i klimat.
Gdzieś pomiędzy wymienionymi dwoma mapami klasyfikuje się Renaissance – Wenecja przyszłości, która została zamieniona w pole bitwy. Ta arena najbardziej przypadła mi do gustu. Po pierwsze dlatego, że ma najmniej kosmicznych elementów, a po drugie pod względem wielkości i rozplanowania korytarzy, daje sporo możliwości zabawy, zarówno dla wielbicieli strzałów z dystansu, jak i bliskich starć. Chociaż ci drudzy będą tutaj mieli nieco większe pole do popisu. Mapa też ma kilka charakterystycznych elementów jak centralny rynek oraz część nabrzeżną, gdzie często skupia się walka. W Renaissance znajdziecie też klimatyczne sklepy i księgarnie, które świetnie budują wenecką atmosferę. Rozgrywając bitwy na tej mapie możecie przez chwilę zapomnieć, że gracie w futurystyczne Infinite Warfare, co jest dobrą odskocznią od pozostałych aren.
Na koniec pozostawiłem sobie mapę Neon. Podczas wielu godzin gry w dodatek, to właśnie ta była najchętniej wybierana przez graczy, prawdopodobnie dlatego, że jest najbardziej uniwersalna. Stworzona została na kształt litery Z i ma sporo miejsc, w których można oflankować przeciwnika. W Neon nie brakuje też otwartych przestrzeni, ale z kolei nie takich jak to ma miejsce w Dominion. Jest to też jedna z tych map, która pokazuje futurystyczny klimat Infinite Warfare – miasto przyszłości zaprezentowane w Neon w niczym nie przypomina współczesnych miejsc. Ciekawym zabiegiem stylistycznym okazuje się zaprojektowanie celowych błędów występujących na mapie. Tak jakby cała mapa była niedokończona. Czasami auto nagle zniknie, aby pojawić się nieco dalej, totalnie psując strategiczne szyki. Innym razem zobaczymy, jak ściana się doczytuje – oczywiście w charakterystyczny dla komputerowego renderowania sposób. Natomiast po zabiciu przeciwnika, ten zamienia się w kupkę pikseli i znika.
W momencie rozgrywki na tej arenie przypomniała mi się praca jednego z naszych Czytelników, który wygrał w konkursie Call of Duty w zeszłym roku. Jego pomysł opierał się właśnie na renderującej się wizualizacji architektonicznej areny.
Drugi odcinek kampanii Zombie
Od kilku lat dodatkowa kampania z zombie stanowi nieodłączony element Call of Duty. Przyznam, że nie dziwię się, że poszczególni producenci serii kontynuują i rozwijają ten pomysł, bowiem daje on naprawdę sporo frajdy i jest miłą odskocznią od reszty gry. Zwłaszcza, że w kampanię można zagrać zarówno samemu z elementami fabularnymi, albo w sieci. Cel zawsze jest jeden – przeżyć jak najwięcej fal zombie, które z czasem stają się coraz groźniejsze. W drugim epizodzie o nazwie Rave in the Redwoods, który dostajemy za pośrednictwem dodatku Sabotage, przenosimy się z lat 80., do 90. Tym razem nasi bohaterowie mają za zadanie utrzymać się przy życiu w klimatycznym domku letniskowym na środku lasu, przy którym znajduje się również jezioro. Obozowisko na początku jest sielankowe, czego dopełnia rozżarzony kominek. Oczywiście szybko plan odpoczynku nad wodą idzie w łeb, bowiem zewsząd zaczynają atakować zombie. Nowa arena bardziej mi przypadła do gustu niż ta z podstawowej wersji gry, bowiem nigdy nie przepadałem za parkami rozrywki w grach (a właśnie taki park był w pierwszym odcinku kampanii Zombie). W obozowisku Redwoods nie zabrakło też nowych stworów, na czele z Wielką Stopą.
Czy warto?
Na to pytanie trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć. Dodatek sam w sobie jest udany, mapy naprawdę interesujące, a nowy rozdział kampanii Zombie lepszy od poprzedniego. Tylko czy to wystarczy, aby z czystym sumieniem wyskoczyć z ponad 60 złotych? Moim zdaniem nie, bo za takie pieniądze można kupić chociażby w PlayStation Store wiele pełnych gier, w które będziecie się zagrywać przez spory czas. I wcale to nie muszą być wyłącznie indyki lub produkcje sprzed 5 lat, wystarczy dobrze poszukać.
Z drugiej strony, jeśli jesteście fanami Call of Duty, to z zakupu dodatku będziecie zadowoleni. Przemyślcie jednak, czy nie lepiej zainwestować od razu w Przepustkę Sezonową, bo jeśli macie w planach siedzenie przy Infinite Warfare przez kolejny rok, to na pewno będzie to lepszym rozwiązaniem.
Długo też się zastanawiałem nad tym, czy tego rodzaju dodatkowi warto w ogóle wystawiać ocenę, ale ostatecznie stwierdziłem, że tak. Jeśli będę również recenzować kolejne dodatki, będziecie mieli od razu obraz tego, który z nich wypada lepiej, a który gorzej. Ponadto zwróćcie też uwagę, że oceniamy dodatek nie jak całą grę. Więc to samo 3/5 nie oznacza tej samej trójki w przypadku pełnoprawnej gry.
Ocena: 3/5
Plusy:
– różnorodność map pod względem klimatu,
– areny przygotowane zarówno dla wielbicieli otwartych przestrzeni jak i ciasnych korytarzy,
– nowa kampania Zombie jest lepsza od poprzedniej.
Minusy:
– wysoka cena jak na 4 mapy i 1 nowy odcinek kampanii,
– jedna z map nie jest do końca nowa – Dominion.
Call of Duty: Infinite Warfare: Sabotage DLC1 było testowane w wersji na PlayStation 4. Screeny pochodzą od redakcji.