CEO Gearboxa tłumaczy się z tłumaczenia swojej wypowiedzi. “Niech ktoś zabierze mu telefon”
Randy Pitchford, współzałożyciel i CEO studia Gearbox, po raz kolejny odniósł się do tematu ceny Borderlands 4. I po raz kolejny mu nie wyszło.
Wszystko zaczęło się, kiedy sieć obiegła wiadomość o zaskakującej cenie gry Borderlands 4. Ta ma bowiem kosztować aż 80 dolarów. To nowy trend cenowy, który zapoczątkowało Nintendo przy okazji ujawnienia konsoli Nintendo Switch 2. Przedstawiciel i zarazem współzałożyciel studia Gearbox Software, odpowiedzialnego za wspomnianą produkcję, przyznał, że decyzja o ostatecznej cenie gry nie należy do niego. Później z kolei strzelił sobie w kolano, kiedy stwierdził, że prawdziwi fani i tak zdecydują się na zakup.
Borderlands 4, czyli cenowej dramy ciąg dalszy
Słowa te wywołały burzę. Pitchford szybko wyjaśnił, że nie miał zamiaru brzmieć jak „dupek”, jednak internet nie zapomina. W nowym, ponad 500-słownym poście opublikowanym 27 maja, w dodatku bez formatowania, Pitchford znów odniósł się do sprawy, przepraszając za „nieporozumienie”. Twierdzi, że nie chciał nikogo obrazić ani sugerować, że osoby, których nie stać na grę, nie są prawdziwymi fanami.
W swoim oświadczeniu Pitchford tłumaczy, że jego wypowiedź została wyrwana z kontekstu. Jego celem było uspokojenie fana, który obawiał się, że wyższa cena zaszkodzi grze. CEO Gearboxa przekonuje, że Borderlands 4 to świetna gra, a fani dostrzegą jej wartość, nawet jeśli cena wzrośnie o 10 dolarów.
Jak nietrudno się domyślić, duża część graczy uważa, że kolejne tłumaczenia tylko pogarszają sytuację. W sieci pojawiły się porównania do Sideshow Boba z Simpsonów, który ciągle nadeptuje na grabie – każda nowa wypowiedź tylko rozpętuje kolejną falę krytyki. Przyznać trzeba jedno: nie wygląda to zbyt dobrze. Jak słusznie zresztą zaznaczyła redakcja Kotaku już w tytule swojego artykułu: niech ktoś zabierze mu telefon.
Źródło: Kotaku