Jedna awaria i konsolę możesz wyrzucić do kosza. Na zdrowie

Xbox-Series-kosz
Felieton PG Exclusive

Mam setki gier na różne sprzęty i choć jestem zwolennikiem pudełek, to dla wygody, część z nich jest w cyfrze. Tylko żebym się na tym nie przejechał, jak posiadacze konsol Xbox w miniony weekend.

Zresztą, pudełko czy nie pudełko, każdy właściciel zielonej konsoli miał przekichane, jeśli chciał poświęcić sobotę na granie. Po prostu się nie dało, bo Xbox Live zaliczyło awarię. Ja rozumiem, że skoro padły serwery, to nie można korzystać z rozgrywek online czy sklepu Microsoftu. Ale żeby nie móc odpalić gry w singlu? Jakim cudem? A przez to, że posiadają one zabezpieczenia weryfikujące oryginalność produktu, a jak to się sypnie, to możemy zrobić z konsoli podstawkę pod doniczkę.

Sprawa rozgrzała media społecznościowe i nie dziwota, skoro grać trzeba. I powróciło pytanie – Czy zabezpieczenia gier to jednak słuszna sprawa, czy nie do końca? Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy to Steam odmawia posłuszeństwa. W weekend, w szczytowych momentach, na platformie Valve było zalogowanych ponad 27.5 mln graczy. Gdyby coś… no, lepiej mieć trochę planszówek w szafie.

Xbox Live i inne usługi – zabezpieczać czy nie?

Microsoft musi coś zrobić z zabezpieczeniami DRM, które są powiązane z usługami sieciowymi. Inni nie mogą iść w tym kierunku, bo kiedyś może nas spotkać globalna katastrofa gamingowa. W ciągu sekundy stracimy dostęp nie tylko do gier, ale i innych usług. Jeśli konsola jest naszym centrum rozrywki służącym również do oglądania Netflixa czy Disney+, nagle zostajemy goli i nieweseli.

Szczęście w nieszczęściu, że na PlayStation nie ma takich cudów z DRM i po ewentualnym wysadzeniu internetu w powietrze możemy uruchomić pobrane gry. Oczywiście te, które nie wymagają podłączenia do sieci, ale zawsze coś. Póki co, na PS5 wciąż wolimy kupować wydania pudełkowe niż cyfrowe, ale to wynika też z tego, że starsi gracze mają takie preferencje z sentymentu. I wiadomo, tytuły nie są przypisane do konsoli, więc można je później odsprzedać. Obawiam się tylko, że pędząca cyfryzacja wpędzi nas kiedyś w ślepy zaułek, a młodsi gracze przerzucą się w pełni na cyfrę.

W takich sytuacjach dziękuję sobie, że zostało na strychu sporo retro sprzętu i tony pudełek z poprzednich generacji. Takich, które są odcięte od współczesnego onlajnowego życia. Zawsze można odpalić pierwszego Tomb Raidera na PSX-ie, Mariana na Wii czy sięgnąć dalej i pokatować się kartridżami na Pegasusie. Tego nie zabierze mi żadna awaria i żaden najsprytniejszy haker świata.

Jedyny plus w tym czarnym scenariuszu globalnej awarii jest taki, że… wyjdzie nam to jednak na zdrowie. Jeśli padną dodatkowo inne usługi, jak aplikacje do zamawiania jedzenia, to jesteśmy o krok od pokonania globalnej pandemii otyłości. Jak pokazują najnowsze badania WHO, wspomniane – jak by to nazwać – sektory rynku, są współodpowiedzialne za robienie z nas grubasów. Więc może niech te DRM-y jednak zostaną i będzie ich coraz więcej. Bo skoro sami nie potrafimy przystopować z siedzeniem przed ekranem, zrobi to za nas ktoś inny. W bolesny sposób, wbrew naszej woli. Na zdrowie.

Darek Madejski
O autorze

Darek Madejski

Redaktor
Wspomina gaming lat 90. z wielkim sentymentem. Ekspert w dziedzinie retro sprzętu oraz starych konsol. Oprócz duszy kolekcjonera, fan współczesnych gier singleplayer, głównie tych na PlayStation. Specjalista w treściach dotyczących PS Plus oraz promocji. Poza pracą, fan seriali w klimacie postapokaliptycznym, koszenia trawy, rąbania drewna i zajmowania się wszystkim, by tylko nie siedzieć w miejscu.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie