Nowa gra The Walking Dead to coś tak złego, że aż wstyd oglądać ten filmik
Wydawać by się mogło, że w tym roku nie spotka nas już nic złego. Wtem przychodzi Game Mill, pokazuje The Walking Dead: Destinies i wszyscy biegną do toalety.
To był bodajże najlepsze rok dla gier wideo od bardzo, bardzo i to bardzo dawna. Wyszedł szereg wybitnych pozycji, nowych części uznanych serii, a także gier, które mogą przejść do historii gamingu. Jednocześnie dostaliśmy też szereg pozycji tak złych, że aż strach wymienia je z tytułu. Oczywistym przykładem wydaje się Gollum, ale też ta idiotyczna gra o King Kongu nie zdobyła serc graczy.
The Walking Dead: Destinies to koszmar
Producent Game Mill słynie z tego typu pozycji. Po King Kongu atakują drugi raz w tym roku, kolejną grą na licencji. Ja się zastanawiam, kto tych licencji im użycza? W końcu The Walking Dead: Destinies od samego początku wygląda nietęgo, a gdy już zadebiutowało, jest wręcz koszmarnie. Nie będę Was męczył przykładami, po prostu lepiej obejrzeć ten gameplay z walki z “bossem” i ujrzeć to na własne oczy.
The Walking Dead: Destinies ma solidne podstawy, aby przekonać do siebie fanów uniwersum, choć wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Gra miała oferować alternatywne linie fabularne i czasowe dla głównego serialu. Gracze sami mogą zadecydować, że np. to nie Rick zabija Shane’a, a odwrotnie. Można tu mieszać koncepcje i wybory, ale w praktyce do niczego to nie prowadzi, bo gra się po prostu tak samo. W teorii mówimy więc o czymś z wieloma ścieżkami do wyboru w stylu serii od Telltale, ale w praktyce to po prostu zlepek poziomów z wybieranymi samodzielnie bohaterami.
Gra na Metacritic ma tak złe oceny, że aż szkoda się nad nią pastwić. Na razie wystawiają je wyłącznie gracze (średnia 3,5 to ich zasługa!), bo żaden recenzent wręcz nie chciał podjąć się testowania tego “dzieła”. Począwszy od grafiki, realizacji wszystkiego i ostatecznego wykonania, nic tu po prostu nie działa. Tylko pomysł jest dobry.