Test Genesis Argon 570 – niepozorny headset, a z potencjałem
Wybór słuchawek gamingowych nie ogranicza się do ich wyglądu, choć często wyrafinowany i „zbajerzony” design jest elementem sprawiającym, że to właśnie po ten a nie inny headset sięgamy. Argon 570 – jako kandydat do zakupu – może zostać przez to niesłusznie pominięty. Byłoby szkoda, bo sprzęt możemy nabyć już za 130 złotych. Mimo że cechuje się raczej skromnym wyglądem, to zdecydowanie nadrabia innymi parametrami. Jakimi? O tym w dalszej części testu.
Podobnie jak same słuchawki, tak i opakowanie zachowuje stylowy minimalizm. Góruje tu czerwień oraz czerń. Z opisu na pudełku dowiemy się, że headset obdarowano unikalnym designem. Sformułowanie takie może sprawić, że kącik ust sam delikatnie się unosi – czyż nie każdy sprzęt jest w jakiejś mierze wizualnie unikalny? Dalsze oględziny pudła dostarczają informacji o odczepianym mikrofonie oraz kontroli głośności, co jednak też nie jest obecnie wyjątkowe. Kolejna z ikon mówi o wyjątkowo elastycznym kablu oraz multiplatformowości urządzenia. Jest ono kompatybilne z pecetami, konsolami oraz smartfonami. Znajdziemy też tabelę ze specyfikacją techniczną headsetu, jednak do cyferek, herców i omów przejdziemy później.
Dla użytkownika takiego jak ja, który dotychczas nie inwestował w headset więcej niż 70 złotych (moim dotychczasowym był Tracer Dragon), konfrontacja z Argonem była niemal „szokiem kulturowym”. I choć oba te headsety mają zbliżone parametry, to różnica w jakości wykonania i wygoda ma się jak… schabowy do kotleta sojowego. Na korzyść Argona naturalnie. I schabowego. Zanim jednak przystąpimy do oględzin głównego bohatera, zobaczmy, co jeszcze wrzucił do pudełka producent. Kilkustronicowy przewodnik szybkiej instalacji – jak nazwano broszurkę – jest tak naprawdę skróconą instrukcją obsługi i powieloną z pudełka specyfikacją w ośmiu językach (jest język polski). Odczepiany mikrofon został zabezpieczony w oddzielnym woreczku podobnie jak i kabel, przedłużający ten wbudowany na stałe w urządzenie, o długości 120 cm. Przedłużkę zakończono dwoma jackami – stricte pod wyjście słuchawkowe i wejście mikrofonowe w PC. Na spodzie kartonu znajdziemy jeszcze 3 niewielkie naklejki z logiem Genesis do przyozdobienia czego duża zapragnie (czyli najczęściej obudowy peceta).
Dla głów małych i tych wielkich
Wróćmy jednak do samego headsetu. Wygląd pomińmy z oczywistych subiektywnych powodów – mogę tylko od siebie powiedzieć, że w moje gusta niekoniecznie trafił. Sprzęt przekonał mnie jednak jakością wykonania. Waży 230 gramów (bez kabla), trzeba więc przyznać, że ani to waga kogucia, ani też ciężka. Na pałąku umieszczono subtelne logo producenta, a jego wewnętrzna część po całości obłożona została optymalnej grubości poduchą pokrytą czarną ekoskórą. Sam pałąk jest mocno elastyczny i rozciągliwy, nie doszukamy się też żadnego trzeszczenia podczas prób manipulowania Argonem. Prowadnice wykonano z metalu i po trzech miesiącach użytkowania nie mają tendencji do „rozjeżdżania się”. Ich długość również pozwoli na to, aby użytkował je nawet gracz, który ma sporą czachę. Wypust kabla (bez oplotu i faktycznie niesamowicie giętki) znajduje się na lewej muszli. Podobnie jak przedłużka, ma on 120 cm długości, jednak zakończony jest typowo konsolowym, bo 4-pinowym jackiem 3,5mm. Lewy nausznik ma także mechaniczny potencjometr sterujący głośnością oraz włącznik mikrofonu. Obok znajdziemy ponadto gniazdo do odczepianego mikrofonu. Sam pałąk mikrofonu dobrze poddaje się wszelkim próbom zginania. Nie ma także tendencji do rozprostowywania się. Zewnętrzne strony muszli to ponownie obustronne logo Genesis oraz twórczość „designera-artysty” przejawiająca się w czymś na kształt laserowych, czerwonych rozbłysków. Bardzo spodobały mi się siateczkowe wnętrza muszli, gdzie czerwień z czernią doskonale się komponują.
Genesis akromegalii mówi nie
Bardzo przyjemną w dotyku ekoskórę zastosowano także na gąbkach muszli. Zostały one wyprofilowane na kształt ucha (10x8cm) i o ile ich wielkość (jak i całego headsetu) jest optymalna tak, że nie wyglądamy jak Gagarin podczas misji, to problem może zaistnieć, jeśli przed zakupem… nie zmierzymy swoich uszu. To nie żart. Zagłębienie muszli to w najszerszych miejscach 5,5x4cm. Jeśli nasza małżowina nie zmieści się w tym zagłębieniu, to możemy pomarzyć o wygodnym użytkowaniu. Choć moje uczy mieszczą się tu optymalnie, to zdarzyło mi się zauważyć, że czasami po niedbałym założeniu headsetu gąbka niewygodnie uwierała ucho, gdy te nie zdołało schować się we wnęce.
Gdy cisnę w CSa, Genesis ciśnie w płat czołowy..
… ale tylko, gdy cisnę więcej niż 5 godzin. Nie do końca jestem w stanie określić, co powoduje ucisk pod pałąkiem. Moja głowa nosiła przecież cięższe „hełmy”, jednak w przypadku Genesisa pojawia się lekki dyskomfort. Pół godziny przerwy wystarcza, aby wrócić do urządzenia. Być może to wbudowany strażnik czasu spędzonego przed komputerem daje nam znać, że trzeba odpocząć. Żarty jednak na bok – o tym, czy Argon dogada się z Waszą czaszką, musicie przekonać się sami. Poza tym słuchawki gwarantują doskonałe w tej półce cenowej wytłumienie oraz równie doskonałe przyleganie do głowy. Niełatwo również je zabrudzić. Najbardziej podatną na nieczystości powierzchnią są zewnętrzne, lakierowane plastiki nauszników. Prócz incydentu z pałąkiem nigdy nie czułam ani ucisków, ani denerwujących luzów. Chylę czoła w podzięce także za tak niezłą długość kabla (niemal 2,5 metra łącznie) co pozwala na swobodne poruszanie się po pokoju bez konieczności ściągania headsetu, a przede wszystkim możliwości znacznego odsunięcia się od monitora/telewizora. Sam kabel wydaje się również szalenie wytrzymały. Nie potrafię bowiem zliczyć wszystkich razów, kiedy to był z bezczelnością przejeżdżany przez kółka krzesła obrotowego. I wygląda na to, że długo jeszcze zniesie te zniewagi bez uszczerbku na zdrowiu.
Music please!
Obiecałam, że wrócimy do omów – proszę bardzo. Zacznijmy jednak mniej naukowo, a bardziej praktycznie. Pasmo przenoszenia Genesisa operuje w standardowym zakresie od 20 do 20 000 Hz, czyli takim, jakie słyszy przeciętne ucho. Impedancja na poziomie 16 omów wywołała we mnie radość, gdyż pozwoliła słuchawkom na głośniejsze granie. Pozytywnie wypada także poziom natężenia dźwięku o wartości 109dB, gdzie dysponując kwotą 130 złotych najczęściej spotkamy się z modelami oferującymi ten parametr na poziomie poniżej 100dB.
Równie pozytywnie, a może nawet bardziej – zaskakująco pozytywnie – spisuje się mikrofon. Headsety w okolicach stówki często cierpią na jakości mikrofonu. Tutaj ten problem nie występuje. Wprawdzie nie można liczyć na zupełne pozbycie się szumów, jednak są one stosunkowo niewielkie, a sam głos jest bardzo czysty i wyraźny.
Trach trach, buum oraz wziuuu na polu walki
Budowa i parametry Argona oferują świetne oddanie górnych i średnich pasm dźwięku. Niestety miłe memu uchu basy nie sprawiły, że oszalałam z radości. Bas jest co prawda poprawny i nie chrypi nawet przy dużej głośności, jednak nie jest on – kolokwialnie pisząc – „tłusty”. Gdybym miała oceniać same odczucia podczas słuchania muzyki na Argonach, to ze spokojem przyznałabym (uwzględniając oczywiście półkę cenową) mocne 8/10. Najważniejsze jednak, że są to słuchawki dla gracza i dźwięki produkowane przez gry (zwłaszcza FPSy) oceniłabym nawet o punkt wyżej. Wystrzały z broni oraz echo, jakie wydają, to miód dla uszu. Jednak do ideału brakowało mi epickości basu, który pozwoliłby „poczuć” wirtualne drganie pod stopami w momencie większych wybuchów.
Argon 570 to wykonane z konkretnej jakości elementów urządzenie, które nie budzi wrażenia, że zaraz się rozpadnie, a wręcz w drugą stronę – że kosztuje więcej niż w rzeczywistości. Duży zakres rozciągliwości zarówno na boki jak i w górę pozwoli dopasować słuchawki do każdej głowy, jednak nie przesadzę, jeśli zwrócę uwagę na problem, który może wystąpić w przypadku nawet nie jakichś mocno przerośniętych, a zwykłych uszu. Długi, wytrzymały i giętki kabel, wygoda, niezłe wytłumienie i równie dobre przyleganie do głowy (choć w moim przypadku wywołujący pewien dyskomfort pod pałąkiem), to tylko połowa dobroci, które oferuje Genesis w swoim nowym headsecie. Druga połowa zawiera się w odwzorowaniu dźwięków, za które odpowiadają atrakcyjne parametry. Gdyby tylko bas był nieco głębszy, Argon byłby z pewnością jednym z najlepszych headsetów w cenie poniżej półtorej stówki.
PLUSY:
+ wykonanie (jakość materiałów)
+ wygoda, a w tym bardzo dobrze przyleganie do głowy
+ wierne odwzorowanie dźwięków wysokich i średnich
+ długi i giętki kabel
+ niesamowita jakość mikrofonu
+ mocno satysfakcjonujące odgłosy wystrzałów broni…
MINUSY:
– … choć ciężkie dźwięki shotgunów nieco tracą w związku z niedopieszczonym basem
– ucisk u góry głowy po dłuższych sesjach (w moim przypadku)