Secret Service powraca. To dobry magazyn, czy tylko wersja HD starego pisma?
Nie ukrywam, że należę do grupy osób, które z nostalgią patrzą na wydany właśnie nowy numer Secret Service. W latach 90. sam zaczytywałem się w tekstach Martineza, czy Pegaz Assa. Kiedy jednak dowiedziałem się, że jest pomysł reaktywacji Secret Service stwierdziłem, że nie może się to udać. Wolałem zachować dla siebie wspomnienia dawnych lat i przez pryzmat różowych okularów patrzyć na przeszłość. Tym bardziej, że kiedy przyjrzałem się z ciekawości kilka miesięcy temu starym numerom SS, nie mogłem wyjść z podziwu, ile błędów wtedy popełniali redaktorzy. Same teksty też nie były najwyższych lotów, choć i tak, jako nastolatek, czytałem je z wypiekami na twarzy. Recenzję Super Mario 64 chyba z 15 razy. Oczywiście sens porównywania SS z lat 90. do ówczesnej prasy growej jest taki sam, jak Jarosława Kaczyńskiego do baletnicy. Postanowiłem zatem spojrzeć na nowy Secret Service z dystansem.
Na pierwszy interesujący tekst trafiamy już na stronie 18. Bartosz Czartoryski relacjonuje tam swoją wizytę w Lucasfilm, przemierzając siedzibę twórcy Gwiezdnych Wojen. Artykuł napisany jest naprawdę ciekawie i z polotem. Nie brakuje działających na wyobraźnie opisów otoczenia i różnych rzeczy, które związane są z popularną sagą. Naprawdę fajnie, że ktoś z ekipy redakcyjnej osobiście odwiedził takie miejsce. Oczywiście malkontenci zapewne zaczną się zastanawiać, co taki tekst robi w SS? Otóż jest to nawiązanie do wcześniejszych wydań pisma, które nie tylko było zlepkiem recenzji i newsów o grach, ale zwykle traktowało też o sprawach okołogrowych. Od mangi i anime, po filmy i książki. Na dowód tego, że obecny wydawca również trzyma się tego sznytu, są kolejne teksty, jak na przykład ten o bazie na Księżycu Teotihuacan.
Moją uwagę przykuły nie tylko te dwa teksty. Bardzo spodobał mi się materiał na temat serii Wolfenstein, napisany przez pryzmat głównego bohatera. Interesująca jest realizacja artykułu. Otóż nie jest to zwykła wyliczanka, w której opisywane są kolejne części gry. Voyager skupia się tutaj bardziej na ciekawostkach, przemycając w tekście najważniejsze wydarzenia w historii serii. Na pochwałę zasługuje również materiał Sir Haszaka o X-COM-ie, okraszony na końcu wywiadem z Julianem Gollopem – twórcą serii (jego autorem jest z kolei Piotr Mańkowski). W samej rozmowie padają co prawda trywialne pytania o inspiracje, czy ulubiony tytuł, ale nie brakuje też ciekawych informacji. Dla przykładu dowiadujemy się o tym, że Gollop w swoim życiu naprawdę widział UFO! Szczerze? Ja bym od tej historii zaczął cały wywiad, a tak, niestety, na początek mamy wspominki, czyli pytania na temat branży w latach 80. Jednak samą rozmowę zaliczyć należy na plus, tym bardziej że autorowi udało się dotrzeć do takiego rozmówcy. Oba teksty stanowią dział Przekroje, który zdaje się, jest jednym z najważniejszych w całym piśmie. To tam opisywane są historie znanych producentów, w tym numerze dotyczące Sierry, czy Sensible Soccer.
W magazynie nie brakuje także oddzielnego działu Retro, czego zresztą mogliśmy się spodziewać. Oprócz felietonów, są tam teksty o River City Ransom czy Hansie Klossie. Ten o polskim szpiegu napisany przez pryzmat rodzimej gry pod tym samym tytułem. Trochę nie rozumiem jednak tego, dlaczego akurat tekst o River City Ransom trafił do Retro a nie Przekroju. Czy też czemu redaktor naczelny zdecydował się dać materiał o Wolfensteinie w Przekroju, a nie w Retro? Może kluczem była objętość materiałów? Nie wiem.
Nie sposób też pominąć wszędobylskich felietonów, które porozrzucane są po całym numerze. O ile część z nich napisana jest naprawdę ciekawie i z interesującą puentą, tak niestety pozostałe mogłyby się w ogóle nie ukazać, ponieważ po ich przeczytaniu wcale nie poczułem się bogatszy w nową wiedzę, nie mówiąc o tym, że nie skłoniły mnie do żadnych przemyśleń. Może oprócz takich, że wydawca zmarnował kolejną stronę w magazynie, którą lepiej byłoby poświęcić na reklamę. Za taki muszę niestety uznać ten od Dra Destroyera, czy Borka. Choć ten drugi można ewentualnie usprawiedliwić tym, że autor chciał w jakiś sposób przywitać się z Czytelnikami. Pochwała należy się z kolei za wywód Mirka Filiciaka o grach jako części kultury. I wcale nie jest to tekst oczywisty z oklepanymi tezami. Żeby się jednak o tym przekonać, zachęcam do przeczytania.
Czytając nowy Secret Service nie sposób pominąć również działu KGB, który powrócił dzięki wsparciu finansowym fanów. Tam czytelnicy, którzy znali wersję pisma sprzed lat, zapewne z chęcią powrócą do Przecieków i Superów. Ponadto znajdą też tekst o tym, jak doszło do reaktywacji Secret Service. Takiego artykułu nie mogło rzecz jasna zabraknąć.
Grupa trzymająca władzę, czyli od lewej: Robert łapiński, Waldemar Nowak, Piotr Mańkowski[/caption]
Podoba mi się również złożenie poszczególnych stron. Grafiki są przejrzyste i z reguły w tle dominuje biel (poza działem KGB, który nawiązuje do charakterystycznej żółci z poprzednich Secretów). Poszczególne screeny nie są też porozrzucane chaotycznie jak u konkurencji, za co należy się spory plus. W tej chwili jest to najlepiej wydane pismo o grach na polskim rynku. W porównaniu do zagranicznego Edge’a jeszcze mu trochę brakuje, ale i tak, jak na rodzime warunki, jest naprawdę nieźle. Cena 14 złotych za 100 stron jest dla mnie jak najbardziej usprawiedliwiona.
Drugą grupą docelową są z kolei czytelnicy PSX Extreme, którego znaczna część to także ci, którzy wcześniej czytali SS. Oczywiście nie oznacza to, że PSX Extreme straci czytelników. Sądzę, że grupę o której mówię, stać na zakup dwóch pism w miesiącu.
Secret Service nie trafi z kolei do tak zwanych casualowych graczy. Ich tego rodzaju pismo specjalistyczne nie interesuje. Eksperymenty w postaci chociażby Playboxa wydawanego przez wydawnictwo Bauer pokazały, że nie potrzebują oni wiedzy o grach wydanej na papierze i to jeszcze takiej, za którą trzeba zapłacić. Poza tym sam dobór tekstów i tematyki artykułów w nowym SS jest mocno niszowy.
Specjalna okładka wersji kolekcjonerskiej pisma.[/caption]
Spory nakład pisma, który w tej chwili wynosi 50 tysięcy egzemplarzy pokazuje, że twórcy chcą dotrzeć do dużej liczby czytelników. To dobrze. Również 16 stron reklam napawa optymizmem, bo widać, że jest zainteresowanie firm, które chcą pokazywać w nim swoje produkty i usługi. Dla przykładu, w ostatnim numerze magazynu Gramy!, który nie wiadomo, czy nie podzieli losu Neo Plus, Clicka! i Playboxa, było zaledwie 4-5 stron.
Przy okazji konkurencja może spać spokojnie. CD-Action celuje w nieco młodszego czytelnika, a PSX Extreme ma naprawdę mocne i stałe grono wiernych fanów. Secret Service będzie więc dodatkowym graczem, który uzupełni ofertę. I jak na razie robi to we właściwy sposób. Cieszę się też, że jednocześnie twórcy nie zrobili z magazynu po prostu wersji HD starego Secreta. A to, że zbierali kasę na platformie crowdfoundingowej? No cóż, parafrazując klasyka, takie mamy czasy.