Pierwsze wrażenia z Rustler. Oto jak wypada gra inspirowana starym GTA

Rustler logo screeny
Publicystyka

Nie oczekiwałem wiele od Rustler i dostałem to, czego się spodziewałem. To gra z paroma dobrymi pomysłami i masą wielkich problemów.

Polskie studio Jutsu Games nie ma bardzo bogatego portfolio. Warszawscy deweloperzy mają na swoim koncie prostą grę RPG na platformy mobilne i dwa symulatory numeru alarmowego. O ile każda z tych produkcji oferowała coś ciekawego, tak miałem wątpliwości co do najnowszego tworu studia.

W demo Rustlera zagrałem praktycznie od razu, kiedy trafiło na Steam. Delikatnie mówiąc nie byłem porwany, ale widziałem w tej grze spory potencjał. W końcu było mi dane pograć w wersję we Wczesnym Dostępie na Steam i przyznam, że moje odczucia nieco się zmieniły. Niekoniecznie na lepsze.

Z Rustlerem spędziłem już kilka dość intensywnych godzin i wyrobiłem sobie opinię, której będę się trzymał, aż nie otrzymamy pełnej, oficjalnie ukończonej wersji gry. Myślę, że żadne większe aktualizacje nie zmienią drastycznie tego, co wpadło mi w oko w trakcie rozgrywki.

Zapowiadało się przyzwoicie

Na wstępie warto zaznaczyć, że Rustler (lub Grand Theft Horse) to średniowieczna parodia czerpiąca garściami z drugiego GTA. Twórcy otwarcie się do tego przyznają i bardzo dobrze, bo nie ma się czego wstydzić.

Jeśli mieliście styczność z pierwszymi odsłonami Grand Theft Auto to – faktycznie – poczujecie się jak w domu. Inspiracje są widoczne już na pierwszy rzut oka, a i gra się w to całkiem podobnie.

Głównym bohaterem przygody jest Guy. To chłopek mieszkający w wiosce niedaleko większego miasta, do którego zresztą prędzej czy później zaprowadzi nas historia. Można go lubić bardziej, można mniej, ale na pewno jest to całkiem sympatyczny protagonista. Robi dobre pierwsze wrażenie, zresztą jak cała gra.

Początkowe salwy śmiechu wywołane genialnymi gagami i przyzwoita grafiką robią dobrą robotę. Na wstępie nawet rozgrywka daje radę, choć widać pierwsze niedociągnięcia.

Niestety, im dłużej grałem, tym bardziej czułem, że na dobrych pierwszych wrażeniach w moim wypadku się skończy.

Skłamałbym mówiąc, że te kilka godzin spędzone z Rustlerem zaliczę do grona przyjemnych. Myślałem, że Little Nightmares 2 wystawiło moją cierpliwość na próbę, ale horror Tarsier Studios był przy grze Jutsu prawdziwą oazą, która po sesji Rustlera zagwarantowałaby mi święty spokój. W tym przypadku irytacja nie wynikała jednak z wyśrubowanego poziomu trudności.

Rustler zrzut ekranu graffiti
Rustler porusza kilka aktualnych problemów 😉

Rustler powinien trafić do sprzedaży kilka miesięcy później

Nowa gra Jutsu wystartowała z kampanią na Kickstarterze w zeszłym roku i została stosunkowo szybko ufundowana. Twórcy zabrali się za pełny projekt, który teraz można kupić w ramach Wczesnego Dostępu. Szkoda tylko, że większość mechanik pasowałaby bardziej do wczesnego prototypu, a nie produktu oferowanego za wcale niemałą kwotę 89,99 zł.

Poruszanie się postaci czy to pieszo, czy konno, czy na wozie jest okropne. Guy blokuje się praktycznie wszędzie, a ucieczki przed adwersarzami konno to prawdziwa mordęga. Nieraz musiałem powtarzać misję, bo postanowił zablokować się na pierwszym lepszym rogu obiektu i w efekcie dopadli mnie strażnicy miejscy.

Podobnie jest zresztą w przypadku walki. Niezależnie od oręża będzie ona zawsze tak samo drewniana. Pojedynki z paroma przeciwnikami na raz to popis zrobionego na kolanie AI i to właśnie te sekwencje wspominam najgorzej.

Równie niemrawo przedstawiono rozwój naszego bohatera. Guy w trakcie zabawy zbiera punkty umiejętności, które możemy odpowiednio rozdysponować. Fajnie, ale szkoda, że są one tylko prostymi ulepszaniami statystyk. Niby mamy jakieś poczucie progresji, ale jest ono bardzo nikłe.

W efekcie miałem wrażenie, że nikt poza samymi deweloperami nie sprawdzał Rustlera przed wydaniem. Oczywiście tak nie było, bo do wczesnych wersji gry mieli dostęp gracze wspierający projekt na Kickstarterze. Nie wierzę jednak, aby nikt nie zwrócił uwagi na to, że gra się w to po prostu bardzo słabo.

Oczywiście do tego wszystkiego dochodzi masa błędów. To jednak tylko Wczesny Dostęp, więc nie zaliczyłbym tego do wad produkcji. Bugi i niestabilne działanie to coś, na co się piszemy kupując grę w takiej formie.

Nie oznacza to jednak, że Rustler nie posiada żadnych przyzwoitych elementów, które mogłyby przykuć Waszą uwagę.

Rustler zrzut ekranu

O zadaniach słów kilka

O dziwo, znaczna większość questów została zrealizowana z przyzwoitą dozą kreatywności w kwestii opowiadanej historii. Zadania zostały podszyte grubymi nićmi humoru, a niektóre z nich są naprawdę abstrakcyjne. To chyba największy atut całej produkcji.

Niestety, tutaj też pojawia się kilka problemów. Tym mniejszym z nich jest fakt, że spora część wytycznych naszego bohatera to przysłowiowe “przynieś, wynieś, pozamiataj”. Nie ma tu zbyt wielu interesujących sekwencji (nie licząc głównych zadań), ale otoczka fabularna i dialogi w pewnym stopniu ratują ten aspekt.

Poza wspomnianymi gagami i ogólnym humorem nie ma praktycznie nic, co usprawiedliwiałoby ogólną jakość questów pobocznych. To generyczne, niekiedy kiepsko zaprojektowane misje, które nudzą się już po pierwszych podejściach. Co z tego, że uśmiechnę się raz czy dwa w trakcie dialogu, skoro sama rozgrywka potwornie się dłuży? Problemy z podstawowymi mechanikami zabawy wcale tego nie ułatwiają.

Można się tu kłócić i powiedzieć “hej, ale w klasycznych GTA też nie było wymyślnych questów”. Spoko, ale nikt nie mówił, że inspirowanie się starszą produkcją musi oznaczać powrót do archaicznych rozwiązań. Nie tędy droga.

Skoro już wróciliśmy do GTA, to Rustler zaczerpnął jeszcze jedno okropne przyzwyczajenie gry DMA Design, które znamy dziś jako Rockstar North. Oto w grze wideo z otwartym światem wydanej w 2021 roku nie uświadczymy systemu automatycznego zapisu w trakcie zadań. Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy jesteście pod koniec dłuższego questa i nagle umieracie w wyniku błędu gry. Teraz już wiecie, jak się czułem przez część zabawy.

Co ciekawe, brak checkpointów nie wynika z przywiązania do pierwszych odsłon GTA. Twórcy w komentarzach do recenzji graczy na Steam zaznaczają, że pracują nad obejściem aktualnych problemów technicznych związanych z niemożnością zaimplementowania automatycznego zapisu. Rozwiązanie jest w drodze i możliwe, że w momencie publikacji tego tekstu już trafiło do gry. Już się bałem, że usłyszymy kultowe “it’s not a bug, it’s a feature”.

Jest źle, ale może być dużo lepiej

Rustler to mimo wszystko gra ze sporym potencjałem. Każdą kiepską mechanikę da się odratować, a brakujące funkcje mogą zostać dodane w każdej chwili.

Sama idea średniowiecznego GTA z humorkiem jest bardzo dobra. Ten projekt można bardzo dobrze rozwinąć, tylko wystarczy trochę chęci i dobry plan. Jutsu mają wkrótce opublikować harmonogram rozwoju Rustlera i mam nadzieję, że gra prędzej czy później rozwinie skrzydła. Na razie aktualizacje pojawiają się bardzo często. Są niewielkie, ale zawsze.

Nie zmienia to mojego przekonania, że Rustler jest w tym momencie bardzo kiepską inwestycją zarówno czasu jak i pieniędzy. Gra kosztuje więcej niż spora część podobnych tytułów we Wczesnym Dostępie, a przy tym wcale nie oferuje od nich wiele więcej zabawy. Rzekłbym nawet, że przyzwoitej jakościowo treści jest tu jak na lekarstwo.

Sytuacji Rustlera nie polepsza fakt, że twórcy dość niechętnie przyjmują sugestie. Ponownie wrócę tutaj do recenzji na platformie Steam, które przejrzałem zanim usiadłem do tekstu.

Deweloperzy sugerują niektórym graczom, że to po prostu nie jest produkcja dla nich. O ile rozumiem, że styl rozgrywki nie każdemu przypadnie do gustu, to myślę, że narzekania graczy nie biorą się ze źle dobranego pod upodobania gatunku.

Rustler to rzekomo gra mająca pozwolić twórcom na “poszerzenie horyzontów” i jest “eksperymentem”. To, jak i pozytywne recenzje wystawiane przez konta posiadające tylko Rustlera w bibliotece Steam oraz proszenie graczy o zmianę negatywnej oceny pozwolę sobie przemilczeć.

Rozumiem niewielki budżet i chęć rozwoju na przysłowiowych nieznanych wodach. Ten projekt nie powinien jednak trafić do Wczesnego Dostępu w takiej formie. Nie w cenie 90 złotych.

Nie zmienia to jednak faktu, że da się z tego potworka zrobić naprawdę solidny produkt.

Rustler zrzut ekranu

Dla kogo jest Rustler?

Założę, że jest tak, jak zapewne określiliby to twórcy – Rustler to najwyraźniej nie jest gra dla mnie i może znajdzie całą rzeszę oddanych fanów. To zdecydowanie tytuł dla osób, które poszukują parodii – wypełnionej humorem po brzegi produkcji, która będzie Was raczyć żartami średnio co kilka minut.

Warto jednak zaznaczyć, że na ten moment nie jestem w stanie polecić tej gry absolutnie nikomu, kto oczekuje przyjemnej rozgrywki. Poczucie humoru twórców idealnie trafiło w moje gusta, ale gry są po to, żeby w nie grać i miło spędzać czas. Ja przy rozgrywce miło czasu nie spędziłem.

Serie Postal i Saint’s Row pokazały, że da się zrobić grę wypełnioną gagami, w którą gra się przy okazji całkiem dobrze. Żałuję, że nie mogę tego samego powiedzieć o Rustlerze, ale szczerze życzę Jutsu, aby ich tytuł rozwijał się zgodnie z planem i z pewnością jeszcze do niego wrócę. Widać tutaj ogromny potencjał, który tylko czeka na pełne wykorzystanie.

Jeśli chcecie sprawdzić grę na własną rękę, to na stronie Steam możecie pobrać jej bezpłatne demo.

Jakub Stremler
O autorze

Jakub Stremler

Redaktor
Popkulturowy kombajn lubujący się w literaturze weird fiction, filmowych horrorach, dobrej muzyce i grach wszelkiego rodzaju. Po godzinach studiuje game design i pielęgnuje pasję do sportu.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie