Kwiecień spędzę w kinie na 10 filmach. Najlepiej wydane “zmarnowane” pieniądze
Mamy już kwiecień, choć pogoda wcale na to nie wskazuje. Jak w poprzednich miesiącach chodziłem rzadko do kina, tak w nadchodzących tygodniach planuję zrobić sobie maraton… mało ambitnych filmów, które raczej nic nie wniosą do mojego życia.
Czasy pandemiczne wyprały mnie totalnie ze śledzenia kinowych nowości. Jak w ostatnich miesiącach zdarzało mi się naprawdę sporadycznie spędzać czas na salach kinowych, tak nagle kwietniowa oferta filmowa zaczęła być najgorszym koszmarem dla mojego portfela. Po zapoznaniu się z repertuarami wykalkulowałem, że w kinie będę w tym miesiącu najpewniej aż 8 razy, łącznie na 10 filmach. Szybko się jednak zorientowałem, że nie będzie to kino najwyższych lotów, a praktycznie same “popcorniaki”.
I żeby nie być gołosłownym, poniżej rzucę listą moich zaplanowanych seansów. Nie są to wyłącznie kwietniowe premiery, a to dlatego, że w szale debiutów tego miesiąca postanowiłem także sprawdzić to, co mi umknęło z poprzedniego.
- Belle
- Fantastyczne Zwierzęta (maraton)
- Zaginione Miasto
- Morbius
- Wszystko Wszędzie Naraz
- To nie wypanda
- Ambulans
- Sonic 2. Szybki jak błyskawica
Jak widać, szczytu ambicji powyższym zestawieniem na pewno nie osiągnę. Znalazły się akcyjniaki, animacje, a nawet anime. Pora też w końcu nadrobić spin-offy Harrego Pottera. Liczyłem, że Morbius pozwoli w moich oczach odkuć się Jaredowi Leto, ale cóż… Wskaźniki na Rotten Tomatoes (popularny za granicą serwis o filmach) nie napawają mnie optymizmem w tej kwestii.
Idąc dalej, zaciekawiło mnie Zaginione Miasto. W końcu w obsadzie mamy Sandrę Bullock, Daniela Radcliffe’a i Brada Pitta. Po zobaczeniu zwiastuna tejże produkcji jednak trochę mnie wewnętrznie skręciło. Być może to niepopularna opinia, ale film w moich oczach zapowiada się na totalny kicz… ale jednak w tym dobrym wydaniu, którego totalnie potrzebuję. W ostatnim czasie mam nieco więcej na głowie i z chęcią pójdę na kilkadziesiąt minut totalnego odmóżdżenia się. Na szczęście zanosi się na to, że będę miał kilka takich okazji w kwietniu.
Jest nadzieja, że nie będzie aż tak źle
Zaznaczę, że oczywiście w powyższym zestawieniu nie wymieniłem jedynie crapowych filmów. Ha, nawet lepiej, bo ciężko wyrobić sobie opinię na temat czegoś, czego ostatecznie się nie widziało. Po zapoznaniu się jednak z trailerami, obsadą i recenzjami wiem, że część tych filmów zafunduje mi reset mózgu.
Odnoszę jednak wrażenie, że światełkiem w tym kwietniowo-kinowym tunelu mogą być filmy, które w większości powstały na komputerach. Mam na myśli wszelkie animacje czy sequel Sonica. Na ten moment słyszałem o nich sporo dobrego, szczególnie o To nie wypanda. I choć może technicznie te filmy zaoferują mi więcej (także pod kątem fabuły) od Ambulansu czy pozostałych potencjalnych crapów, to dalej będzie niezwykle lekkie kino. To produkcje, które po wyjściu z sali nie zafundują mi tygodnia myślenia o nich przed snem. I bardzo dobrze, bo chciałbym się w końcu smacznie wyspać, a rozluźnienie z popcornem i colą w łapie może mi w tym pomóc.
Chodzę do kina na mało ambitne filmy, by nie stracić poczucia smaku
Po przeczytaniu tych kilku akapitów możecie sobie zadawać pytanie “Czy ten koleś nie ma na co siana wydawać? Świadomie idzie na filmy, które mogą mu się nie spodobać”. Słuszne pytanie. W chodzeniu na “popcorniaki do kina” widzę jednak pewne koło ratunkowe, nie tylko pod kątem odmóżdżania się.
Czasem obejrzę sobie coś “gorszego”, żeby mieć dalej poczucie dobrego smaku. Wiecie, muszę wewnątrz swoich gustów zachować pewne Ying Yang. Obawiam się, że jeśli otaczałbym się tylko najbardziej artystycznym kinem, z przekazem, super efektami i rewelacyjną grą aktorską, to mógłbym przestać się cieszyć po prostu poprawnymi rzeczami. Rzeczami, które są w stanie dać mi jedynie (a może aż?) najzwyklejszą frajdę.