Recenzja Röki. Magiczny indyk z topornym sterowaniem
Gra: Röki
Recenowana na: PC
Lubię produkcje niezależne, bo są w stanie dać mi to, czego na próżno szukam w grach “z górnej półki”: ciekawy punkt widzenia oraz nowe doświadczenie estetyczne. Oto recenzja Röki – artystycznej gry od brytyjskiego studia Polygon Treehouse, która ma do opowiedzenia mroczną historię z elementami folkloru i mitologii skandynawskiej.
Główną bohaterkę produkcji – nastoletnią Tove – poznajemy w momencie, gdy próbuje zagonić niesfornego młodszego brata Larsa do domu. Po śmierci matki Tove opiekuje się nie tylko bratem, ale i ojcem, który nie może się otrząsnąć z tajemniczej tragedii, jaka spotkała rodzinę i pogrąża się w nałogu alkoholowym. W pewnym momencie na drewnianą chatkę bohaterów napada olbrzymi, czarny stwór. Dom zostaje zniszczony, a leżący pod deskami ojciec każe dzieciom uciekać.
Potwór dopada rodzeństwo w lesie i porywa chłopca, przenosząc go poprzez portal do innego wymiaru. Tove wyrusza w niebezpieczną podróż, której celem jest ocalenie rodziny. Orężem dziewczynki staje się główkowanie i kreatywność, a także jej dobroć – pomagając fantastycznym stworzeniom, bohaterka toruje sobie drogę do szczęśliwego finału historii.
To wszystko brzmi jak streszczenie baśni. I owszem, mamy do czynienia ze swego rodzaju baśnią, która jednak nie jest przeznaczona wyłącznie dla dzieci: historia opowiadana przez dzieło Polygon Treehouse może wessać mocą radzieckiego odkurzacza każdego, bez względu na wiek. Oczywiście nie mamy tu bynajmniej do czynienia z wartką akcją czy suspensem rodem z filmu akcji; jeśli tego oczekujecie, to na pewno tu tego nie znajdziecie. A mimo to tytuł nie jest nudny – naprawdę potrafi zaciekawić i sprawić, że będziemy chcieli grać dalej, zastanawiając się, jaki jest dalszy ciąg tej opowieści.
Mechanika i długość indyka
Jeśli chodzi o mechanikę, to na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z tradycyjną przygodówką: wędrujemy po lokacjach, zbieramy przedmioty, które czasem trzeba ze sobą połączyć w jakiś logiczny sposób, rozwiązujemy zagadki i wchodzimy w interakcje z napotykanymi postaciami. Osoby, które denerwuje w gatunku to, że łatwo przeoczyć przedmioty i utknąć na danym etapie na dobre, mogą być spokojne, że w Röki nic takiego się nie wydarzy: istnieje tu możliwość podświetlania interaktywnych elementów, z której możemy korzystać praktycznie w każdej chwili.
Zresztą podczas rozgrywki raczej nie da się ugrzęznąć gdzieś na dłużej – używając logicznego myślenia, nie powinniśmy doświadczyć większych trudności w rozwiązywaniu zaserwowanych przez twórców łamigłówek. Pod tym względem raczej wszystko gra tak, jak powinno: jeśli przejrzymy posiadane przez nas przedmioty, pomysł na wyjście z impasu nasuwa się praktycznie sam – a jeśli się nie nasuwa, to szukamy innych rzeczy lub próbujemy kombinować z tymi, które mamy i tworzymy nowy przedmiot, który z reguły załatwia sprawę. Naprawdę trudno jest tu więc utknąć. Mimo to, w przeciwieństwie do innych dzisiejszych przygodówek, które bywają bardzo krótkie, w tym przypadku mamy do czynienia z nieco dłuższą historią – ukończenie Röki może zająć nawet kilkanaście godzin. I co najważniejsze, nie mamy wrażenia, że coś tutaj przedłużono czy wciśnięto na siłę do fabuły – opowieść trwa tyle, ile powinna.
Point and click, ale bez klikania
Gra jest niemalże wzorcowym point and clickiem – ale z jednym, fundamentalnym wyjątkiem: tu nie ma czym klikać. Chodzi o to, że twórcy z jakichś powodów nie dali nam możliwości korzystania z myszki i wszystko musimy robić za pomocą klawiatury. Dość niezgrabnie wypada w praktyce wyjmowanie przedmiotów z plecaka i używanie ich na obiektach i postaciach z gry. Aby to zrobić, otwieramy tobołek, wybieramy strzałkami jedną z rzeczy, wyjmujemy ją z plecaka i przytrzymując Enter, kierujemy ją strzałkami we właściwe miejsce w danej lokacji.
“Naniesienie” przedmiotu staje się bardzo problematyczne, gdy niezależny element świata, z którym chcemy wejść w interakcję, jest niewielki – strzałki nie działają jakoś zanadto precyzyjnie, wysuwając naszą rzecz za daleko lub za blisko i trwa chwilę, zanim udaje się osadzić przedmiot tam, gdzie trzeba. To trochę tak, jakbyśmy musieli obierać ziemniaki kosą – niby da się to zrobić, ale w sumie to nie wiadomo za jakie grzechy. Druga dostępna opcja to kontroler, jednak tu efekt jest niewiele lepszy. Oczywiście w żaden sposób nie można dostosować sterowania do własnych preferencji.
A skoro już w temacie brakujących opcji jesteśmy: w Röki nie można też zapisać stanu gry w dowolnym momencie. Na szczęście produkcja zapisuje się sama dość często, ale czasem po prostu nie wiemy, gdzie znajdziemy się, gdy ponownie zasiądziemy do gry. Tego typu opcja jest standardem w klasycznych przygodówkach; tu niestety tego brakuje.
Walory artystyczne
Po względem wizualnym tytuł bardzo przypadł mi do gustu. Nie jest przesadą stwierdzenie, że mamy do czynienia z dziełem sztuki: skute lodem i zaśnieżone krajobrazy okryte klimatyczną mgiełką zostają na długo w pamięci. W ogóle całokształt oprawy wizualnej gry jest istnym majstersztykiem. Pastelowa kolorystyka i groteskowo potraktowane lokacje i postacie świetnie wpisują się w baśniowość brytyjskiego indyka. Przeuroczo wygląda Lars, gdy się czegoś boi: wtedy zabawnie wyszczerza zęby i wytrzeszcza oczy – niby mała rzecz, a tak bardzo cieszy. I nawet nieprzychylnie nastawione do nas potwory, które normalnie powinny budzić strach, wyglądają tutaj jakoś dziwnie, a niekiedy nawet całkiem sympatycznie.
Tak jak w klasycznych przygodówkach, poszczególne lokacje są do bólu statyczne, ale to w niczym to nie przeszkadza. Przeciwnie: w połączeniu ze trochę surrealistyczną oprawą graficzną sprawia to, że mamy wrażenie, że uczestniczymy w interaktywnym malowidle. A to, że grafika jest trochę uproszczona i poszczególne lokacje i obiekty są pozbawione detali, tylko dodaje Röki uroku, sprawiając, że tytuł wygląda trochę jak radosna twórczość niedrobiazgowego malarza, który tworzy w myśl zasady, że wielcy ludzie nie zawracają sobie głowy detalami.
Całości dopełnia bardzo klimatyczny soundtrack, który brzmi dokładnie tak, jak powinna brzmieć ścieżka dźwiękowa do magicznej opowieści o tonach śniegu, mitach skandynawskich i niesamowitej sile więzów rodzinnych.
Świeży drób w promocji
Röki ma do opowiedzenia wciągającą historię w bardzo ładnej, artystycznej oprawie audio-wizualnej. Nie jest to oczywiście tytuł bez wad: można było chociażby trochę inaczej przemyśleć sterowanie czy dać graczowi możliwość swobodnego zapisu stanu rozgrywki – ale żadne z tych niedociągnięć nie rujnuje przyjemności płynącej z grania.
Jest to w sumie całkiem świeży indyk – od jego premiery minęły niespełna dwa miesiące, więc jeszcze nie zdążył się tak naprawdę “zepsuć”; mimo to od początku kosztuje niewiele, jakby od razu był w przecenie: na platformie GOG.com możemy nabyć go niecałe 80 złotych; na Steamie stała cena jest taka sama – a na dodatek przez kilka dni można skorzystać z promocji i mieć tę grę za 54 złote. Moim zdaniem warto. Fani produkcji niezależnych na pewno się nie rozczarują.
Röki
Magiczny indyk z topornym sterowaniem
Röki ma do opowiedzenia wciągającą historię w bardzo ładnej, artystycznej oprawie audio-wizualnej. Nie jest to oczywiście tytuł bez wad: można było chociażby trochę inaczej przemyśleć sterowanie czy dać graczowi możliwość swobodnego zapisu stanu rozgrywki - ale żadne z tych niedociągnięć nie rujnuje przyjemności płynącej z grania.
Plusy:
- artystyczna oprawa wizualna
- klimatyczny soundtrack
- historia
- długość gry
- cena
Minusy:
- dość toporne sterowanie
- brak swobodnego zapisu stanu rozgrywki