Recenzja Firewatch. Emocjonalne doznanie
Życie czasem nas przytłacza, a problemy okazują się być balastem, z którym nie jesteśmy sobie w stanie poradzić.
Henry doświadczył tego na własnej skórze, nie będąc w stanie skonfrontować się z nieprzychylnym mu losem, decyduje się na ucieczkę w głąb puszczy. Tak rozpoczyna się pasjonująca historia, którą śledzić będziecie przez kilka godzin.
Samotność jednych jest ucieczką chorego, samotność drugich ucieczką przed chorymi
Gdy na początku rozgrywki zapoznajemy się z jego przeszłością, nic nie zwiastuje ciemnych chmur nad horyzontem. Bohater poznaje w trakcie imprezy swoją przyszłą małżonkę – Julię, którą obdarza wielką miłością. Zakochani kupują psa i snują plany na przyszłość w kwestii spłodzenia potomstwa, szczęście wypełnia życie obojga, zwiastując idyllę. Jak śpiewała jednak Anna Jantar, Nic nie może przecież wiecznie trwać Co zesłał los trzeba będzie stracić. Nic nie może przecież wiecznie trwać, za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić. Wybranka serca protagonisty staje się ofiarą jednej z najbardziej przerażających chorób jakie poznała ludzkość, dotyka ją demencja, przez co Julia stopniowo traci kontakt z rzeczywistością. Rzeczą wręcz niewyobrażalną jest, jak wiele siły i determinacji należy mieć w sobie, by sprostać wymaganiom, jakie stawia przed nami życie ze schorowaną osobą. Henry mimo najlepszych intencji nie jest w stanie pełnić roli opiekuna należycie, topiąc smutki w kuflach piwa w trakcie nocnych eskapad po mieście. Gdy pewnego dnia natrafia na ogłoszenie, oferujące na okres wakacji pełnienie roli stróża kniei w stanie Wyoming w środkowo-zachodniej części USA, blisko 40-letni mężczyzna decyduje się natychmiast. Nietrudno się domyśleć, że to właśnie w tego zagubionego, brodatego mężczyznę z nadwagą, przyjdzie nam się wcielić, eksplorując leśne ostępy a naszym głównym celem ma być ochrona flory przed ewentualnym zagrożeniem pożarowym.
Złudzenie wolności
Stacjonować będziemy w wieży, która z racji swojej wysokości umożliwia świetną obserwację okolicy. W trakcie zabawy nie spędzimy w niej jednakże zbyt dużo czasu, rozwój opowieści zmusi nas bowiem do odbywania długich pieszych wędrówek. Osobą, która zlecać nam będzie zadania jest nasza szefowa Delilaha, z którą komunikować nam się przyjdzie wyłączanie za pośrednictwem krótkofalówki. Wraz z każdym dniem relacje między dwojgiem zaczną się zacieśniać i szczerze mówiąc początkowo byłem przekonany, iż z czasem niewinny flirt przerodzi się w coś więcej, a od naszych wyborów zależeć będzie czy wrócimy do żony, czy też zwiążemy się z nową partnerką. Przyznajcie jednak, że taki rozwój wypadków byłby dość przewidywalny, niwecząc jednocześnie szansę, by w jakikolwiek sposób zaskoczyć graczy. Twórcy nie sięgnęli po oklepane klisze, wciągając mnie w wir nieoczekiwanych zwrotów akcji, za co należą się pracownikom Campo Santo słowa uznania. Nie ma jednak róży bez kolców – nie sposób nie zauważyć daleko posuniętej liniowości produkcji. Chociaż tytuł od pierwszych minut mami nas możliwością kreowania opowieści, to wybory jakie przed nami stoją są iluzoryczne, nie determinując prawie w żaden sposób dalszych losów. Tak jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak i tutaj każda ze ścieżek doprowadzi do tego samego finału. Oczywiście nie spodziewałem się tego, że zakup konkretnej rasy psa, gdy jeszcze jesteśmy z Julią, przyniesie jakiekolwiek znaczące konsekwencje w przyszłości. Sami jednak przyznajcie, że nasze bardzo częste, interaktywne rozmowy z Delilahą mogłyby przełożyć się na panujące między nimi stosunki i tym samym zakończenie, tak niestety nie jest.
Firewatch screeny:
Tylko świat przechodzony nogami jest coś wart
Chociaż przez lwią część rozgrywki będziemy konwersować, to czynić to będziemy głównie w trakcie przemieszczania się po lesie. By trafić we właściwe miejsce, nieodzowne będzie wykorzystanie kompasu oraz mapy, nie uświadczycie tu wszakże żadnych strzałek, które łopatologicznie kierowałyby naszymi krokami we właściwym kierunku. Niestety mam kilka zastrzeżeń. Bardzo dobrze, że twórcy zaimplementowali opcję biegania, ale w momencie gdy w jednej ręce trzymamy busolę, a w drugiej plan lasu, jesteśmy pozbawieni opcji sprintu, przez co ociężale snujemy się po trawie. Oczywiście, ktoś mógłby stwierdzić, że przecież żaden człowiek nie będzie w stanie galopować jednocześnie obsługując sprzęt, bo to nierealistyczne. Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy rzeczywiście w grach chodzi o realizm? Naprawdę chcemy ginąć po jednym strzale w grze FPS? Nie sądzę. Bohater również nie bez kozery zostaje nazywany ciapciakiem, jego ruchy są mocno ograniczone, pozbawieni jesteśmy m.in. opcji skakania. W rezultacie gdy na swojej drodze natrafimy na niewielką skałę, nie możemy po niej przejść by kontynuować podróż. W tym wypadku konieczne będzie jej obejście, co sztucznie przedłuża rozgrywkę czyniąc ją frustrującą. W grach z serii Far Cry czuliśmy się nieomal niczym nie ograniczeni w eksplorowaniu krainy, w Firewatch jest inaczej, czasem miałem wrażenie, jakbym poruszał się po krętym labiryncie. W pewnym momencie kierowany przeze mnie strażnik utknął w krzakach, nie mogąc się z nich wydostać, co zmusiło mnie do wczytania wcześniejszego stanu zapisu. Ta sytuacja pojawiła się raz, ale warto ją odnotować.
Déjà vu
Kolejną wadą, której warto jest poświęcić osobny akapit jest backtracking, a więc zmuszanie gracza do wielokrotnego odwiedzania tych samych miejsc. Zjawisko to występuje w wielu tytułach, ale produkcja amerykańskiej firmy deweloperskiej zdaje się w niej wieść prym. Rozumiem, że mamy do czynienia z grą, będącej debiutem studia Campo Santom, a twórcy dysponowali ograniczonym budżetem, ale kilkukrotne odwiedzanie tych samych miejsc wywoła w niejednym mdłości. Oddając jednak twórcom sprawiedliwość trzeba przyznać, że zmienne warunki pogodowe odrobinę urozmaicają dość monotonne otoczenie i dobrze, że zastosowano ten zabieg.
Dumne drzewa wnoszące się ku górze
Graficznie Firewatch prezentuje się doprawdy okazale, komiksowy styl powinien przypaść wam do gustu. Nie da się jednak ukryć, że przyjęta konwencja kreacji świata, gdzie dominują ciepłe barwy, nieco kontrastuje z opowiadaną, dość niepokojącą historią. Być może jednak był to zabieg celowy, wszakże w nawet najbardziej pięknych sceneriach dochodzi do enigmatycznych i przerażających czynów. Chociaż las wygląda rewelacyjnie (pięknie prezentują się promienie słońca przedzierające się przez konary drzew), to obiektów z którymi będziemy w stanie wejść w interakcje, nie ma zbyt wielu i puszcza wydaje się nieco wymarła. Muzyka to najwyższa liga, choć nie towarzyszy nam cały czas w trakcie rozgrywki, płynąc z głośników jedynie w kluczowych momentach dla fabuły. Jest jednak na tyle kojąca, że pisząc niniejszą recenzję delektuję się kompozycjami Chrisa Remo. Warto też wspomnieć, że Firewatch do niedawna dostępny był jedynie w wersji angielskiej, ale zapaleńcy z grupy Graj po polsku stworzyli pierwszorzędne spolszczenie (mowa oczywiście o wersji kinowej), dobra robota!
Intrygująca i stawiająca wiele pytań, taka jest fabuła Firewatch:
Ukryte znaczenie
Firewatch to swego rodzaju wirtualne opowiadanie, które nie będzie wymagać zręczności czy refleksu. Nie goni Was tutaj czas, nie uświadczycie również zagadek logicznych. Cała trudność opiera się na przedostaniu od punktu A do punktu B i chociaż brzmi to mało porywająco, to historia jest na tyle ciekawa, że z niecierpliwością będziecie śledzili rozwój wypadków. Mam świadomość, że sporo kontrowersji budzi zakończenie tytułu, ale jak dla mnie daje ono olbrzymie pole do ponownej interpretacji zdarzeń, których byliśmy uczestnikami. To drugie dno historii to niebywała zaleta, bez problemów natraficie na YouTube na filmiki obrazujące alternatywne i często bardzo przemyślane koncepcje odnoszące się do pobytu protagonisty w puszczy oraz tego, jaką rolę odgrywały poszczególne postacie w przygodzie.
Ożywczy powiew świeżego powietrza
Jeśli szukacie ambitnej rozgrywki i czegoś nowego, chcąc odpocząć od kolejnych gier MMO czy FPS to dobrze trafiliście. Gra w moim odczuciu jest na chwilę obecną zbyt droga – 20 euro na Steam, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż da się ją ukończyć w kilka godzin i raczej nie będziecie do niej chcieli wracać. Jeśli jednak natraficie na przecenę, to bez zastanowienia sięgnijcie po kartę kredytową, bo braki w kulawej mechanice są w pełni rekompensowane intrygującym scenariuszem.
Ocena: 3,5/5
Plusy:
- znakomita fabuła
- sugestywna oprawa audio-wizualna
Minusy:
- niedopracowana mechanika
- krótki czas rozgrywki
- backtracking