Medal of Honor. Klasyk, który już nie wróci

Medal of Honor. Klasyk, który już nie wróci. Co się stało z serią?
PG Exclusive Publicystyka

Nie godzę się na to, aby seria Medal of Honor została pogrzebana na zawsze. Niestety, zarówno ja, jak i masa fanów najpewniej będziemy musięli do tego przywyknąć. Kultowa marka swoje lata istnienia ma za sobą, a obecnie nic nie wskazuje na jej rychły powrót. Sprawdźmy, jak miewała się ta zasłużona seria i dlaczego możemy mówić w jej kontekście o “kultowości”.

Wielki reżyser, (jeszcze nie) wielka marka

Zadam wam pytanie — jakie gry przychodzą wam na myśl po usłyszeniu hasła “strzelanka FPS, masa akcji i filmowość”? Na pewno wielu spośród czytających wymieni Call of Duty, ewentualnie Battlefielda. Prawdziwi weterani rzucą się jednak do udzielenia odpowiedzi pt. Medal of Honor. I pod pewnym względem będą mieli wiecej racji od poprzedników. To właśnie popularny niegdyś MoH sprawił, że strzelanka akcji jest dziś tym, czy jest — czyli przepełnionym filmowością FPS-em z filmowymi wstawkami, dramaturgią i poczuciem brania udziału w czymś epickim. O ile sztukę tę do perfekcji opanowało Call of Duty, to właśnie dzieło wydawane przez Electronic Arts było tym pierwszym.

Jak to możliwe? Wszystko zaczęło się od filmu, a konkretniej Stevena Spielberga. Znany reżyser mający na swoim koncie masę hitów, jak choćby Szeregowca Ryan’a zauważył w pewnym momencie, do czego zdolne są gry wideo. Chodzi o opowiadanie wciągających historii (jak we filmach), przy jednoczesnym pozwoleniu nam na faktyczne uczestnictwo. Podczas gdy jego syn ogrywał strzelanki na konsoli, reżyser postanowił poszerzyć swoją działalność. Wspólnie z Davidem Geffenem i Jeffreyem Katzenbergiem założył w 1994 roku studio DreamWorks Animation. Wytwórnia stworzyła masę filmów i produkcji audiowizualnych, ale także kilka gier wideo. Jeszcze w 1996 roku do swojego portfolio wpisała znane Neverhood, ale prawdziwym strzałem w dziesiątkę okazała się być gra Medal of Honor z 1999 roku.

Reżyser i twórcy zadbali o wszystko. Z jednej strony, był to po prostu genialny FPS. Z drugiej nie brakowało w nim ciekawie napisanej historii. Gra nie nawiązywała do jakiegoś filmu, a idei, jaka stała za stworzeniem genialnej gry w realiach historycznych i oddającej hołd wojennym bohaterom. Wielu miało przed jej premierą wątpliwości, bo w tamtych czasach królowały produkcje futurystyczne, bardziej kolorowe i niekoniecznie osadzone w ponurych realiach konfliktu. Rzeczywistość pokazała jednak, że filmowa opowieść może znaleźć się również w grze wideo.

Dla gier było to niczym “Szeregowiec Ryan”

Nie można rozwodzić się na temat serii bez wspomnienia o chyba najbardziej kultowej odsłonie. Mowa oczywiście o Medal of Honor: Allied Assault z 2002 roku. To nie tylko pierwszy raz, gdy gra zagościła na pecetach — to również moment, w którym gry wideo postanowiły dorównać filmom i zapewniły graczom doświadczenie, jakie zapamiętają na długo. Najbardziej charakterystycznym elementem okazał się desant na plaży Omaha. Ten był oczywiście inspirowany obrazem Spielberga pt. Szeregowiec Ryan, jednak stał się symbolem samym w sobie dla gier wideo:

Gra została genialnie skrojona pod oczekiwania graczy. Sama rozgrywka była typowo zręcznościowa, o czym świadczy prosty model sterowania czy medale, które uzyskujemy za sprawne pokonywanie etapów. Dbałość i pieczołowitość przejawia się w kontekście realiów, odwzorowania elementów operacji desantu czy samego konfliktu z III Rzeszą podczas wojny. Gracze pokochali tytuł tak bardzo, że ten doczekał się dwóch dodatków.

Moje ciepłe wspomnienia? To ta o spadochroniarzach

Spadochroniarze podczas II Wojny Światowej napisali wiele ekscytujących kart w historii, a sami byli uznawani za istnych “kozaków”, którzy często pod osłoną nocy lądowali na tyłach wroga, czy wkraczali bezpośrednio do akcji. A tak się właśnie składa, że to w jednego z nich wcielaliśmy się w Medal of Honor: Airborne, czyli moją najcieplej wspominaną odsłoną serii. Ale zaraz, nie wybrałem kultowego Allied Assault czy innej klasycznej gry, tylko to? Patrząc surowym okiem, taki wybór może dziwić. Mowa przecież o zaledwie “niezłej” strzelance, której oceny ani opinie krytyków nie porywają. Mam do niej jednak ogromny sentyment, choćby z uwagi na pewien drobny szczegół.

Otóż była to ostatnia drugowojenna (i pełnoprawna) odsłona cyklu, jaka trafiła na rynek. Jasne, później pojawiły się dwa współczesne wcielenia, o których za moment, a także specyficzny Above and Beyond. Ten był jednak stworzony jako produkcja VR, którą kompletnie pominąłem. A Airborne był po prostu klasyczny – ze świetnie zrealizowaną mechaniką oddawania skoków, zdobywaniem nowych poziomów broni czy zwiedzaniem wielu ciekawie zrealizowanych lokacji. Oprawę wspominam dobrze — choć dziś widać, że gra zestarzała się mocno. Zresztą, zobaczcie sami:

Szału nie ma, choć minęło przecież wiele lat.

Medal of Honor współcześnie? W porządku, ale…

Dość ciekawy los spotkał serię w 2010 roku, kiedy to na rynku pojawiła się gra Medal of Honor — reboot serii, przenoszący nas do wydarzeń we współczesnych realiach. Rozgrywka koncentrowała się wokół losów komandosów i członków jednostki specjalnej na terenie Afganistanu. Seria niejako zaczęła wówczas romansować z faktycznymi wydarzeniami i stąpać po granicy rzeczywistości — z pewnym dystansem, bo oczywiście misje nie nawiązywały do tego, co działo się podczas prawdziwego konfliktu czy odbywających się operacji. Twórcy ewidentnie próbowali dorównać temu, co prezentowały konkurencyjne serie pokroju Call of Duty, w których też pojawiały się wątki współczesne. Wyszło jednak średnio. Kampania była zaskakująco krótka, a jej główną cechą było korzystanie z bardzo mocno wytartych już ścieżek czy schematów.

Nieco lepiej było w przypadku kontynuacji, czyli gry Medal of Honor: Warfighter. Ta produkcja reklamowana była jako stworzona z udziałem prawdziwych weteranów i członków jednostek specjalnych. W grze pojawił się nawet polski GROM, a także inni “specjalsi”, m.in. z USA, Wielkiej Brytanii i nie tylko. Nie był to hit, bo gra ani nie porywała podczas kampanii, ani też w ramach rozgrywki sieciowej. EA już wtedy wiedziało, że ich strzelankową perłą w koronie jest Battlefield.

Definitywny koniec serii Medal of Honor

Od dłuższego czasu nic nie wskazuje na to, aby seria miała zostać odbudowana. Zresztą, pogrzebano ją już dawno temu, a VR-owy produkt nie może zostać uznany za nic poważnego. Trochę zmienił nam się sam rynek gier. Obecnie mamy gigantyczne Call of Duty, które poza charakterystyczną kampanią oferuje wciągający tryb multiplayer. Na dodatek seria ukazuje się co roku i zapewnia fanom FPS-ów masę wrażeń. Battlefield jest pod tym względem nieco w tyle, choć fani epickich starć online wyczekują nowej odsłony. To gra bardziej taktyczna od swojego konkurenta, mniej w niej skakania i fikuśnych skórek, więcej pojazdów, dużych map i nie tylko.

Zobacz też: Odbierz darmową grę na Steam

Gdzie w tym miejsce dla serii MoH? Chyba nie ma, bo nawet II Wojna Światowa jako tematyka trochę odeszła do lamusa, podczas gdy próby przenoszenia gry do realiów współczesnych ewidentnie nie poszły po myśli twórców. Trzeba się chyba pogodzić z faktem, że ta marka już po prostu nie wróci. Jasne, grupa fanów na pewno by tego chciała — ale nie mam pewności, czy jest ich wystarczająco wielu.

Dawid Szafraniak
O autorze

Dawid Szafraniak

Redaktor
Pierwsze growe szlify zbierał jeszcze w erze PS1, aby później zapoznawać się z kolejnymi wcieleniami japońskiej konsoli, skosztować Xboksa i Switcha. Ostatecznie najbardziej lubi PC, a ostatnio nawet i granie w chmurze. Królują u niego FPS-y, gry akcji nieczęsto górujące nad filmami i tytuły wyścigowe, które podobno #nikogo. Święta Trójca gamingu? Pierwsze Modern Warfare, seria Mass Effect i Uncharted. Bez tego nic nie miałoby sensu. Poza grami lubi planować kolejne podróże i chwytać za aparat fotograficzny podczas meczów piłki nożnej.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie