Mass Effect Legendary Edition wywołuje u mnie efekt Janusza a nie Sheparda

Mass-Effect-janusz
Felieton

Zostałem uderzony słowem remaster, a sierpowym w szczękę poprawiła cena 270 zł w przypadku wersji PC. Leżę na deskach.

Nie jestem wielkim fanem serii Mass Effect, lecz szanuję dorobek studia BioWare. No, poza kilkoma wyjątkami i zaliczam do nich dwie ostatnie głośne gry tego producenta – Anthem z 2019 roku oraz Mass Effect: Andromeda, które dostaliśmy dwa lata wcześniej.

Andromeda okazała się przehajpowana i pamiętam jak dziś popremierowe komentarze na forach, że BioWare się kończy i będzie musiało sięgnąć gwiazd, by przywrócić wiarę graczy w swoją dawną wielkość. Co było dalej, każdy wie. Bez pastwienia, wystarczy jedno słowo – Anthem. A i cena tego dzieła, które możemy obecnie kupić na niemal wiecznej promocji za niecałe 30 zł.

BioWare, ja tego nie kupię za 270 zł

To nie jest tak, że odświeżanie starych gier jest mi solą w oku. Pierwsza Mafia – miodzik. Odrestaurowane części Crash Bandicoot – 3 x zachwyt. Do tego kapitalny Tony Hawk’s Pro Skater 1 + 2. To są bardzo dobre i pełne emocji powroty do przeszłości z dopiskiem remake. Era remake’a – ok, ale za erę remastera już podziękuję, postoję w innej kolejce. W tej, w której nie tłoczę się ściskając w dłoniach 270 zł na zapowiedziany pakiet Mass Effect: Legendary Edition. Remastery mam na modach, a pieniądze w kieszeni. To już Mafia Trylogia kosztowała na premierę 249 zł, a poszczególne gry mogliśmy też kupować osobno, nie mówiąc o darmowych update’ach drugiej i trzeciej części do Definitive Edition.

Tak, w Mass Effect: Legendary Edition dostajemy w cenie 3 remastery. Tak, pierwsza część wygląda zdecydowanie lepiej niż oryginał oraz trzecie “tak” za 40 dodatków na pokładzie. Lecz “nie” dla ceny 270 zł w wersji PC, “nie” dla grafiki remasterów prezentujących poziom z PlayStation 3 plus dodatkowe efekty i wreszcie “nie” za nadszarpnięte zaufanie nie tylko do BioWare, lecz wielu innych deweloperów za to, że nauczyli mnie, bym nie kupował kota w worku.

Coś za często obiecany zdrowy kocurek wyskakuje z wora okazując się parchatym i okaleczonym dachowcem. Te również mogą się podobać. Po kilku plastrach oraz wyciągnięciu bugów z sierści często stają się dla wielu z nas towarzyszami do rany przyłóż i nawet przestaje przeszkadzać, że wyglądają jak sprzed dekady. Ja na takich towarzyszy czekam komandorze Shepard, ale tym razem jako Janusz promocji.

Darek Madejski
O autorze

Darek Madejski

Redaktor
Wspomina gaming lat 90. z wielkim sentymentem. Ekspert w dziedzinie retro sprzętu oraz starych konsol. Oprócz duszy kolekcjonera, fan współczesnych gier singleplayer, głównie tych na PlayStation. Specjalista w treściach dotyczących PS Plus oraz promocji. Poza pracą, fan seriali w klimacie postapokaliptycznym, koszenia trawy, rąbania drewna i zajmowania się wszystkim, by tylko nie siedzieć w miejscu.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie