Kvark – recenzja. Czeski boomer shooter i atom, czyli retro pełną gębą
Kvark to jedna z tych gier, która bierze nas z zaskoczenia. Klimatem, stylem rozgrywki czy samym miejscem akcji. W tym wypadku mowa tu bowiem o klasycznym boomer-shooterze, który zabiera nas do Czech w latach 80. Państwo południowych sąsiadów Polski stało się atomową potęgą, a to… Cóż, w tym wypadku nie wróży niczego dobrego. Choć dla samej gry i nas, graczy, jest to wspaniała wiadomość.
Boomer-shooter to moje miejsce na mapie gamingu
Muszę się wam do czegoś przyznać. Mimo wcale nie zaawansowanego wieku uwielbiam w grach te rozwiązania, które można by określić mianem… dojrzałych. Choćby w strzelankach, które dzielimy na kilka kategorii, a jedną z nich będą wspomniane już w recenzji tzw. boomer-shootery. To taki gatunek, w który śmiało mogli się zagrywać nasi rodzice choćby i 30 lat temu. O ile gaming przeszedł od tego czasu bardzo długą drogę, to nadal dość proste zasady i mechaniki maja wielu swoich wiernych zwolenników i obrońców. Świadczy o tym na przykład niegasnąca popularność serii DOOM. A dlaczego piszę o tym w kontekście gry Kvark?
Nie ma bowiem przypadków! Omawiana gra to retro-strzelanka pierwszej klasy, choć wydana niedawno. Tytuł na każdym poziomie nawiązuje do kultowych retro-klasyków sprzed lat w stylu DOOM, Quake czy Half-Life. Produkcja czeskiego Perun Creative zabiera nas do ich rodzimych Czech, a sama akcja osadzona jest w latach 80. ubiegłego wieku. Czasy te kojarzą nam się z wyścigiem zbrojeń, technologii i wielu wydarzeń związanych z istniejącym wówczas Związkiem Radzieckim. A że akcja gry odbywa się za Żelazną Kurtyną, to nasza postać trafia do sowieckiego kompleksu badawczego. W tle majaczy nam atom, czyli technologia jądrowa. I stanowi to wprowadzenie do iście wybuchowej mieszanki.
Świecąca maź na ścianie nie zwiastuje niczego dobrego…
Wkoło wszystko się nam wali na głowę
Wielkie brawa dla energii atomowej i w ogóle tej dziedziny nauki zajmującej się pierwiastkami radioaktywnymi. To właśnie dzięki nim, a także sztuce pozyskiwania z nich energii mamy tak wiele świetnych tematów eksploatowanych m.in. w grach wideo. Nie inaczej jest w przypadku Kvark. Gra na dzień dobry funduje nam szybkie wprowadzenie w stylu późnych lat 80. w państwach za żelazną kurtyną. W tym wypadku padło na Czechy, gdzie krótki filmik propagandowy informuje nas o specjalnym kompleksie atomowych umiejscowionym pod ziemią. Jego zadaniem jest dostarczanie czystej i odnawialnej energii z rudy atomu, której wydobyciem zajmują się zatrudnieni specjaliści. Jak łatwo się domyślić jesteśmy jednym z nich. Niestety, nasz żywot w grze bardzo szybko zostaje wywrócony do góry nogami. Pewnego dnia budzimy się, a dookoła… wydarzyła się istna rzeź. Co rusz natrafiamy na ciała naszych kompanów, wkoło panuje pustka i groza.
Zanim zdążymy sobie zadać pytanie “Ale co tu się w zasadzie dzieje?” rusza na nas fanatycznie wrogi jegomość w żółtym kombinezonie. Jemu pytania nie zadamy – chwytamy więc za znaleziony na ziemi klucz hydrauliczny i trzepiemy go w głowę raz, drugi, aż w końcu pada. Czy coś się teraz wyjaśni? Niekoniecznie, bowiem celem gry jest przetrwanie, zadaniem prowadzącym do celu staje się anihilacja wrogów, a dogłębniejsze poznawanie fabuły niekoniecznie będzie mieć miejsce. I jestem w stanie to zrozumieć. Kvark jest bowiem hołdem dla najważniejszych przedstawicieli gatunku strzelanek z lat 90. Rozgrywka jest tu dynamiczna (na koniec etapów otrzymujemy informację o czasie), po drodze musimy pokonywać wrogów i dostawać się do kolejnych pomieszczeń. Zabawa jest tym samym szalenie prosta, acz satysfakcjonująca, całości dopełnia też klimat. No i oprawa audiowizualna – w tym wypadku mamy do czynienia z czymś naprawdę świetnym.
Tu nie ma co pytać, tu trzeba strzelać.
Kvark to retro pełną gębą!
Jak mogliście już zauważyć na zrzutach ekranu, Kvark cechuje bardzo specyficzna oprawa graficzna. Nazwałbym to czymś w rodzaju “współczesnego spojrzenia na lata 90.”. Nie ma tu bowiem pikselozy na miarę pierwszego DOOM-a czy Wolfensteina, ale wizualnie tytuł ewidentnie do tych tuzów gatunku nawiązuje. Sznyt retro jest tu widoczny od pierwszego rzutu okiem, choć oczywiście wzbogacono go o szereg zdobyczy współczesnych technologii. Poszczególne połacie plansz, broni czy innych tekstur są w stanie zmieniać oblicze na skutek zmieniającego się oświetlenia czy odbić, laserów i innych efektów. To takie nowoczesne retro – i za to twórcom należą się słowa uznania. Oprawa wizualna jest bardzo klimatyczna, pozwala jednocześnie nawiązywać do czasów dawno minionych, ale przy okazji nie odstraszać graczy mniej odpornych na graficzne retro. Nie ukrywam, preferuję gry ładne, ale w Kvark jak najbardziej doceniam obszar wizualny i daję mu osobistą pieczątkę poświadczającą o wysokiej jakości. To jest po prostu ładne!
Trup ściele się często, a nawet i gęsto.
Klimat jest super, ale w określonych ilościach
Podczas zabawy w Kvark na myśl przychodziły mi skojarzenia związane z wieloma innymi grami. Pierwsze myśli to oczywiście DOOM i Half-Life, jednak z uwagi na klimat pomyślałem też o serii STALKER. Ostatecznie rozgrywka sprowadza się do szybkiej eksploracji ciemnych, mrocznych pomieszczeń i systemów korytarzy, a po drodze (ku swojemu nieszczęściu) stają przed nami kolejne zastępy wrogów. Jak myślicie, na jak długo wystarczy takie rozwiązanie? Odpowiadam – na krócej, niż czas wymagany do ukończenia gry.
Mrok i przerażenie.
Choć uwielbiam taki klimat, pasuje mi też retro-styl, to przed ukończeniem zabawy czułem już pewnego rodzaju zmęczenie kolejnymi korytarzami i dość podobnymi do siebie lokacjami. Te nie są zbyt różnorodne. Twórcy zadbali o to, aby choć do pewnego stopnia dostarczyć nam “czegoś innego”, jednak na dłuższą metę tajemnicze pokoje, ciemne korytarze czy nawet kanały nie różnią się od siebie na tyle, aby urozmaicać zabawę. Rozumiem zamysł autorów, dlatego nie traktuję tego jako kategorycznej wady. Zwracam jednak uwagę, bo da się to odczuć.
Uzbrojenie? Kvark stawia na dobrze znane rozwiązania
Chcąc stworzyć produkcję nawiązującą do klasyki, twórcy mogą czasem pokusić się o nietuzinkowe rozwiązania. W przypadku Kvark na pewno nie ryzykowano ich w kontekście dostępnej broni. Zestaw uzbrojenia, który jest nieustannie poszerzany wraz z kolejnymi etapami to istna klasyka gatunku. Na start otrzymujemy (a w zasadzie znajdujemy) jakiś żelazny klucz. Poręczny to on nie jest, ale pozwoli przyfasolić pierwszemu oponentowi na tyle skutecznie, że ten szybko padnie po raz ostatni na ziemię. Szybko odnajdujemy też pistolet krótki, z którym radziłbym się polubić. Jest dość celny i z reguły mamy do niego odpowiedni zapas amunicji.
Z reguły takie pukawki w grach wyrzucamy, tutaj będziemy dzielnie nosić ze sobą.
Relatywnie szybko pojawiają się kolejne opcje uzbrojenia. Natrafiamy na growy odpowiednim popularnego Kałasznikowa, czy różnego rodzaju strzelby (np. dubeltówkę czy “pompki). Zestaw ten jest dość sztampowy, choć w zupełności wystarcza. Co więcej, nowe bronie, na które natrafiamy po raz pierwszy, są dość zręcznie porozmieszczane na kolejnych etapach. Nie musimy zbyt długo biegać bez czegoś “ekstra”. Eksploracja z reguły wynagradza nas kolejnymi pukawkami, a także dodatkową amunicją czy pancerze. Jest bardzo w porządku… ale. No właśnie.
Nie czas na chowanie, pora na strzelanie!
Pukawki wcale nie idealne
Moim problemem w przypadku Kvark okazał się być nie zestaw broni, ale to, jak się one zachowują. A także jak na postrzelenia reagują nasi przeciwnicy. Zasadniczo, różnice między poszczególnymi karabinami czy strzelbami są… niewielkie. Jasne, jest pewnego rodzaju zmienna szybkostrzelność czy celność, ale ostatecznie trudno mi było wybrać coś “ulubionego”. Ot, strzelanie ze wszystkich pukawek było całkiem podobne i bardziej zwracałem uwagę na to, co ma akurat więcej amunicji.
Nie podobał mi się tez sposób, w jaki przeciwnicy reagowali na postrzelenia. Podczas zabawy odniosłem wrażenie, że jest to bardzo zerojedynkowe. Albo trafialiśmy ich w samą głowę, co owocowało brutalną eksplozją i zataczaniem się przeciwnika, albo…. Ładowaliśmy kilka kul w ciało, podczas gdy pociski te nijak nie sprawiały im dyskomfortu. Dopiero po danej serii padali na twarz, choć to strasznie niesatysfakcjonujące. Zdecydowanie zabrakło mi jakiejś “mięsistości”, poczucia tej siły rażenia poszczególnych strzałów. Oczywiście stylistyka retro ma swoje cechy i też nie ma co oczekiwać cudów, ale… Mamy 2025 rok, wiele gier pokazuje, jaką radość może nieść ze sobą używanie poszczególnych rodzajów broni. W Kvark nie mogłem poczuć ich realnej siły rażenia, przez co zabawa nieco ucierpiała. A szkoda, bo mowa przecież o strzelance.
Kvark pozwala nam celować przez przyrządy.
Czy warto zagrać? Ja Kvark polecam
Niestety, nie mogę wystawić grze Kvark najwyższej noty, ani nawet takiej zbliżonej. Po prostu tytuł ma swoje mniejsze bolączki, które w mojej ocenie sprawiają, że do zaszczytnego, “topowego” grona nie może on należeć. Nie zmienia to jednak faktu, że jak najbardziej grę mogę i wręcz chcę polecić. Część z moich narzekań da się bowiem podpiąć pod swego rodzaju zamysł projektowy wynikający z retro-charakteru gry. Inne rzeczy uznane przeze mnie za wady są tymi, na które do pewnego stopnia możemy i tak przymknąć oko. Ostatecznie z całej tej mieszanki wychodzi nam bardzo przyjemny shooter osadzony w ciekawych realiach i z faktycznym pomysłem na siebie. Pomysłem i wizją, które twórcy respektowali i wdrażali od samego początku do końca. Miało być retro? Jest — zarówno pod względem klimatu, rozgrywki, strzelania, czy pokonywania kolejnych etapów. Znalazło się nawet miejsce na wprowadzenie takich przyjemnych elementów, jak dokonywanie ulepszeń, czyli niejako rozwój postaci.
Gdy akurat nikt nie atakuje i nie patrzy…
I chociaż nie jest to tytuł, który przywiązał mnie do konsoli na dziesiątki godzin, to widzę dla niego miejsce na mojej playliście w przyszłości. Ot, choćby na urządzeniu mobilnym pokroju Steam Decka czy Nintendo Switch. Z uwagi na grafikę i mechanikę strzelania (oraz konstrukcję etapów) to gra wręcz idealna do niezobowiązujących partyjek trwających po 15-20 minut. Możecie też rozprawić się z nią na większej konsoli w ciągu paru miłych wieczorów. Ot, dla każdego coś przyjemnego, w tym również i dla mnie. Po zabawie z Kvark mogę śmiało uznać, że to gra zasługująca na waszych kilkadziesiąt złotych. W zamian wynagrodzi to udanym powrotem do czasów, gdy strzelanki FPP nie raczyły nas skomplikowanymi historiami, w zamian skupiając się na wartkiej akcji i ciekawych zestawach uzbrojenia.
Recenzja Kvark
Kvark to hołd złożony klasycznym strzelankom FPP
Kvark to powrót do przeszłości, gdy strzelanki były proste w założeniach i szalenie satysfakcjonujące
Plusy:
- Genialny styl artystyczny
- Klimat wylewa się z ekranu
- Udźwiękowienie które buduje napięcie
- Umiejscowienie akcji
Minusy:
- Strzelanie mogłoby bardziej zachwycać
- Bywa powtarzalnie
- Wrogowie reagują dość zerojedynkowo na pociski