Krytyka Gran Turismo 7 się opłaciła. Twórcy wybrnęli z sytuacji lepiej, niż mógłbym przypuszczać

Gran Turismo 7 Leonardo Di Caprio
PS4 PS5

Czasami bojkot daje wyraźne efekty. Gracze niezadowoleni z progresu Gran Turismo 7 dopięli swego. I cholernie się z tego cieszę.

Twórcy postawili na mikrotransakcje, ale odbiło się to na nich czkawką.

Gran Turismo 7 zadowoli graczy (w końcu)

Niedawno pisaliśmy o fali hejtu, jaka zalała najnowszą odsłonę cenionej serii Gran Turismo. Wszelkiego rodzaju akty “review-bombingu” nie są dziś niczym zaskakującym, ale tym razem trzeba przyznać graczom jedno – mieli rację. Sam nigdy nie będę wspierał żadnych aktów hejtowania gier czy twórców, ale fani mieli dobre powody. Ciężko bowiem być ukontentowanym wycenioną nawet na 339 zł grą, która przypomina oparte na mikrotransakcjach produkcje free-to-play.

Twórcy szybko wystosowali przeprosiny i zapowiedzi sporo zmian. Jakich? No, tym razem nie będzie trzeba poświęcać każdego wieczoru w tygodniu, żeby kupić wymarzone auto. Zmian jest sporo i szerzej przeczytacie o nich w tym miejscu.

Cała sytuacja pokazuje jednak drugą stronę medalu powszechnie zwanego “internetowym hejtem”. Jeżeli powód jest dobry, twórcy gry faktycznie walnęli gafę, a gracze poczuli się z tego powodu oszukani – merytoryczna krytyka może przynieść efekty i czasami opłaca się dosadnie pokazać producentom, co “robią źle”. I nie mówię tu, rzecz jasna, o krytykowaniu niektórych decyzji projektowych jak w przypadku The Last of Us Part 2. W końcu zmiany w GT7 odbiły się mocno na całej istocie gry, czyli “jeżdżeniu, zarabianiu, kupowaniu i jeżdżeniu”. Jaka frajda w tym, aby grindować przez 20 godzin na jedno auto?

Wiadomo, ze dziś każda firma chciałby jak najwięcej zarabiać na swoim produkcie (ekhem, ekhem, GTA Online, ekhem). Najważniejszą kwestią jest jednak wyważenie tego z dostarczaniem frajdy. Szczególnie jeżeli mowa o pełnowartościowej produkcji AAA. Tym bardziej że sami deweloperzy wkurzyli nie tylko graczy, ale też recenzentów. W końcu łatka zmieniająca system ekonomii w grze ukazała się już po premierze, więc recenzenci nie mogli ostrzec przed tym fanów. Tego typu zagrywki raczej nigdy nie będą akceptowane, a odbiorcy zrobią wszystko, aby wytłumaczyć to twórcom. I bardzo dobrze.

Artur Łokietek
O autorze

Artur Łokietek

Redaktor
Zamknięty w horrorach lat 80. specjalista od seriali, filmów i wszystkiego, co dziwne i niespotykane, acz niekoniecznie udane. Pała szczególnym uwielbieniem do dobrych RPG-ów i wciągających gier akcji. Ekspert od gier z dobrą fabułą, ale i koneser tych z gorszą. W przeszłości miłośnik PlayStation, obecnie skupiający się przede wszystkim na PC i relaksie przy Switchu.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie