Eldest Souls - cover art - PG

Recenzja Eldest Souls. Przez tę grę odkryłem, że jestem gamingowym masochistą

Gra: Eldest Souls

Recenowana na: Switch

Wyobraźcie sobie, że po kilkunastu latach grania odkrywacie, że macie w sobie coś z gamingowego masochisty. Wszystko za sprawką Eldest Souls, czyli tytułu, przy którym wielu graczy najpewniej przejdzie obojętnie, a uwierzcie mi, że warto dać mu szansę.

Na wstępie zaznaczę, że jestem fanem niezwykle trudnych gier. Przez pewien czas byłem nawet w TOP 500 na świecie w popularnym niegdyś Super Hexagonie, w którego przegrałem dziesiątki godzin. Dopiero przygoda z Eldest Souls pokazała mi, że istnieją wyzwania tak trudne, że chce się im sprostać, nieważne co by się miało wydarzyć. Zacznę jednak od początku tej przygody na śmierć i śmierć, bo raczej życia w niej nie było za dużo.

Eldest Souls – apokalipsa, na którą spóźnił się główny bohater

Wcielacie się w wojownika, który przybywa do cytadeli – miejsca uwięzienia 10 bóstw. Te kiedyś dbały o tamtejsze krainy, a teraz raczej zmierzają ku ich upadkowi. Kiedy zjawiacie się na miejscu, żywych ludzi praktycznie nie ma. Jesteście tylko Wy, Wasz przeogromny miecz, sterta trupów i pewien grajek. Ten stopniowo dopowiada kolejne, drobne szczegóły, komentując Wasze poczynania, a mówiąc konkretniej – wycinanie w pień każdego z uwięzionych bossów. Zdecydowanie częściej zdarzy się, że to oni będą Was masakrować, ale do tego przejdę za chwilę.

Trzeba przyznać, że fabuła gra tu drugorzędną rolę i jest w zasadzie czystym pretekstem do genialnie zaprojektowanych mechanik. Mimo to, czuć na każdym kroku spójność klimatu, którego zespół deweloperski trzymał się na każdym etapie produkcji.

Masochistyczny nałóg zaczyna się od pierwszej prawdziwej walki

Warto wspomnieć, że tytuł tego rogue like’a nie jest przypadkowy i nawiązuje oczywiście do serii Dark Souls od From Software. Znajdziecie tutaj wiele inspiracji wspomnianym przed momentem cyklem. Od mrocznej otoczki historii i świata w niej przedstawionego, przez mechaniki, po ciągłe, ależ to ciągłe, umieranie. I nie zrozumcie mnie źle, ale jest to po prostu nieodłączny element tej gry, najwidoczniej zaplanowany przez twórców.

Eldest Souls - walka z bossem - PG

Rzeczą, która wyszła najlepiej autorom Eldest Souls, jest idealne wyważenie tego, co oferują bossowie. Każdy z nich stopniowo podnosi poziom trudności, aczkolwiek analogicznie do zdobytego przez Was doświadczenia. Można powiedzieć, że jeżeli nie wytrenujecie się odpowiednio przy walce z poprzednim bóstwem, praktycznie nie macie szans pokonać kolejnego. Nie mam na myśli tylko zdobywania punktów do wydania na następne skille lub specjalnych odłamków, które zmieniają Wasze umiejętności. Tej gry nie da się przejść, mając po prostu przysłowiowego farta. To czysto skillowe doświadczenie, w którym trzeba być dobrym. Innej opcji nie ma.

Szukajcie, a znajdziecie

Odradzam każdemu granie w Eldest Souls z jakimikolwiek poradnikami. Kłamstwem nie będzie, jeśli przyrównam tę grę do The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Ogromną satysfakcję daje możliwość odkrywania zachowań bossów i uczenia się ich schematów walki. Nie zdziwię się, jeśli ktoś na tym etapie mógł pomyśleć, że w tej produkcji jest bardzo mało zawartości. W teorii tak jest, ale w praktyce jest to gra nawet na blisko 30 godzin. Wszystko zależy od Waszych umiejętności i tego, jak szybko zaczniecie zauważać pewne ułatwienia. Przykładowo jedno z początkowych bogów posiada za swoimi plecami coś na wzór wyrzeźbionych skrzydeł. Te odpowiednio zmieniają swoją barwę i w zależności od niej jego ataki zachowują się zupełnie inaczej. Jaką to daje przewagę? Otóż taką, że macie dodatkowe ułamki sekund na reakcję, a uwierzcie mi, że tam każda milisekunda jest na wagę złota.

Eldest Souls - nienawidzę tego bossa - PG

Takich przykładów jest cała masa. Ważnym elementem Eldest Souls jest sprawdzanie, co jeszcze przeciwnicy są w stanie zaoferować. Nieustannie szukacie zależności między tym, co się dzieje na planszy, a tym, co wyczynia oponent. A dzieje się bardzo dużo i bardzo szybko! W związku z powyższym po prostu nie da się przysiąść do tego wyciskacza łez, krwi i potu bez ani jednej śmierci… Tu potrzeba dziesiątek, a czasem nawet setek podejść, by zrozumieć, z czym tak naprawdę ma się do czynienia.

Kiedy już to będziecie mieli za sobą, należy następnie połączyć z odpowiednio dobraną taktyką. Najczęściej wszystko sprowadza się do sekwencji “Atakuj jak najdłużej się da, wycofaj się i nie daj się zabić, a jak masz mało zdrowia, to zaryzykuj, wykradając je podczas ataków.”. To jest ten tak zwany w game devie core loop, który powtarzać będziecie na okrągło. Niestety, choć jest to główne założenie mechaniki gry, wielu polegnie już na starcie.

Eldest Souls sprawia, że przełamujecie własne granice

Najstarsze Dusze są diabelnie trudne. W moim odczuciu jest to ogromna zaleta tej produkcji, aczkolwiek nie pogardziłbym ewentualnym wyborem poziomu trudności. Szkoda, bo bez wątpienia dzięki takiemu rozwiązaniu wiele osób nie porzuci gry w kąt i nie zapomni o niej raz na zawsze. To pozycja zdecydowanie tylko dla osób kochających zdobywać rzeczy wydające się być nieosiągalne. Eldest Souls wydaje się być właśnie taką grą – grą, w której pokonanie przeciwnika z początku może się dla Was równać z czymś niemożliwym, a z czasem zaczniecie zauważać, że jest jakaś nadzieja na przezwyciężenie kogoś określanego mianem bóstwa.

A jest to możliwe wraz z umiejętnym gospodarowaniem własnymi zasobami. W ich skład wchodzą odpowiednio punkty umiejętności, które powinno się wydawać w drzewku rozwoju postaci, a także specjalne odłamki, które pozyskuje się po pokonaniu bossów. Tymi ostatnimi możecie w każdej chwili manipulować, oddając je do innych rodzajów ataków. Warto kombinować, aby dopasować ich ułożenie w zależności do własnego typu walki oraz w zależności od konkretnego pojedynku. U mnie najbardziej sprawdziła się taka pozwalająca na jak największą liczbę uskoków. Skupiałem się podczas rozgrywki na unikaniu otrzymywania obrażeń i zadawaniu ich jak najwięcej, w jak najkrótszym czasie. Gdy zachodziła potrzeba, starałem się podleczyć poprzez wykradanie zdrowia, a następnie szybko uciec, jeśli była taka potrzeba.

To, co widzi oko, jest jednocześnie ogromną wadą i zaletą

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o fenomenalnej oprawie wizualnej, która jednocześnie jest największą wadą Eldest Souls. Pod kątem przyprawiania moich oczu o miłe odczucia jest to po prostu pixel-artowe dzieło sztuki. Wyświetlane obrazy są czytelne i od razu wiadomo, co jest czym, a co czym nie jest.

Eldest Souls - teleskop - PG

Niestety, seria Dark Souls ma jedną ogromną przewagę nad recenzowaną grą – jej zamysł to rozgrywka w trzech przestrzeniach, a nie w dwóch, co ma miejsce właśnie tutaj. W zręcznościowych tytułach ważny jest tzw. feeling gry, czyli coś, co mógłbym nazwać szóstym zmysłem większości graczy. To ten stan, gdy dosłownie jesteście w stanie wyczuć granice każdego hitboxu “na czuja” i podejmujecie każdą decyzję instynktownie. Niestety, przez perspektywę top-down (od przodu z góry) poczucie feelingu jest naprawdę ciężkim zadaniem, ponieważ w tym dość nietypowym rzucie kamery ciężko przewidzieć, czy będąc za lub przed przeciwnikiem zostanie się trafionym. Jeśli miałbym strzelać, to nie przewidziano tego na etapie produkcji, który pozwalałby na wyeliminowanie mankamentu. Nie wydaje mi się, że jest to celowe podniesienie poziomu trudności. To po prostu dodatkowa frustracja, której nie da się niczym uargumentować.

Uszy szeroko otwarte

Ścieżka dźwiękowa jest tylko w porządku. Dobrze komponuje się z klimatem przedstawionego świata i pasuje do reszty jak brakujący puzzelek. Problem w tym, że jest on już lekko sponiewierany przez częste układanie – nie ma tu niczego odkrywczego. Nic się nie wybija i raczej nie będę wracał do tego soundtracku po latach, jak do pamiętnego OST-u z serii Hotline Miami. Jednak atutem na pewno są same dźwięki związane z atakami głównego bohatera i bóstw. Te są charakterystyczne i mocno przyczyniają się do feelingu, o którym wspominałem.

Miły ukłon w stronę polskich graczy

Eldest Souls zostało wyposażone w polskie napisy. O dziwo, mimo wybrania ich w opcjach, każdorazowo cutscenka, będąca jednocześnie loading screenem po uruchomieniu gry, odtwarza się z angielskim tekstem u dołu ekranu. Miło byłoby, gdyby i tam znalazło się tłumaczenie. W końcu to sekwencja, która wprowadza graczy do panujących realiów. Jednak, jak wspominałem, nie mają one tak naprawdę większego znaczenia i są jedynie pretekstem do ciągłego umierania z naprawdę mikroskopijnymi przerwami na wygrywanie.

Komu mogę polecić Eldest Souls?

Cóż, odpowiadając na powyższe pytanie: naprawdę małej, wybrednej garstce osób, które uwielbiają trudne gry i mają zdecydowanie za dużo wolnego czasu. Innej opcji po prostu nie widzę, ponieważ liczba generowanych negatywnych emocji przy ogrywaniu tego tytułu co chwilę wyrzuca poza skalę. Natomiast sytuację, gdy po tych dziesiątkach lub setkach śmierci pokona się nareszcie znienawidzonego bossa, można przyrównać do uczucia, gdy przejdzie się całą grę. A takich okazji w Eldest Souls jest kilka, co pokazuje że wbrew pozorom z tej gry można czerpać wiele radości. Jeśli się jest masochistą.

Eldest Souls

Istny wyciskacz krwi, łez i potu, który nie jest produkcją dla każdego

Podczas grania rzucałem mięsem oraz padem na prawo i lewo, a do ideału zabrakło tak niewiele.

4

Plusy:

  • Przepiękna, pixel-artowa oprawa graficzna
  • Świetnie dopracowane mechaniki, które każdy zrozumie
  • Wysoki poziom trudności
  • Możliwość dostosowania stylu walki do własnych potrzeb
  • Niepowtarzalni bossowie, których po prostu trzeba analizować pod każdym kątem
  • Polskie napisy

Minusy:

  • Soundtrack nie wybija się niczym szczególnym
  • Perspektywa, którą wybrali twórcy, szkodzi wyczuciu gameplay'u
  • Fabuła jest drobnym pretekstem dla reszty elementów
  • Brak wyboru poziomu trudności
Michał Wieczorek
O autorze

Michał Wieczorek

Redaktor
Od najmłodszych lat pasjonat game devu i miłośnik gier Nintendo. Oprócz tego hobbistycznie kolekcjonuje dużo niepotrzebnych, geekowskich gadżetów. Co drugi weekend student game designu.
Advertisement
Udostępnij: