Jak najlepsze RPG ostatnich lat zmieniło mnie jako człowieka
Z Disco Elysium zapoznałem się po raz pierwszy w 2020 roku. Pograłem kilkanaście godzin, byłem zachwycony i… nie przeszedłem gry. Nie mam na to żadnego dobrego wytłumaczenia – tak po prostu wyszło. Detektywistyczne RPG studia ZA/UM towarzyszyło mi (dosłownie, ale o tym zaraz) w myślach przez ostatnie dwa lata i w zeszły piątek postanowiłem dotrzeć do finału.
Artykuł nie zawiera spojlerów fabularnych.
Co mnie zmotywowało? Przede wszystkim to, że zabrałem się za zmniejszanie swojej kupki wstydu, a DE wisi na niej od bardzo dawna. Ostateczną decyzję podjąłem jednak w chwili, kiedy algorytm YouTube podrzucił mi do listy proponowanych materiałów utwór Red Rock Riviera zespołu Sea Power – ten sam, który towarzyszył mi w trakcie zwiedzania dzielnicy Martinaise w Disco Elysium. W mojej głowie pojawiły się wątki, postacie i myśli, które odkryłem dwa lata temu, a które tylko czekały, aby ponownie dać o sobie znać. Proponuję, abyście czytając ten tekst również włączyli tę piosenkę – dokładnie tak jak ja w trakcie pisania.
Po weekendowym maratonie poznałem tajemnicę wytatuowanego wisielca i nareszcie ujrzałem napisy końcowe. Pojawił się growy kac. Mój gamingowy kac – w odróżnieniu od tego prawdziwego – nie sprawił, że żałuję swojego disco-maratonu. Wręcz przeciwnie – chcę więcej i pewnie wkrótce przejdę grę po raz drugi. Chcę dalej zwiedzać Martinaise, poznawać historie miejsc i postaci oraz odkrywać przeszłość protagonisty.
Mógłbym ględzić godzinami o tym, jak świetnie napisaną grą jest Disco Elysium, jak genialnie prezentuje historię i dialogi oraz jak przyjemna w swojej prostocie jest rozgrywka… ale nie ma to sensu. Najlepiej świadczą o tym dyszki w recenzjach i liczba nagród tak duża, że studio ZA/UM musiało chyba wynająć dla nich osobny magazyn. To wszystko jest super i absolutnie zasługuje na wyróżnienie, ale dla mnie Disco Elysium z miejsca stało się ważną grą, ponieważ wywołuje autentyczne emocje. Nie chodzi tu o skrajne i często obecne w grach uczucia, jak smutek po śmierci tej fajnej postaci czy rozbawienie po wybornym żarciku rzuconym przez protagonistę – tu chodzi o coś bardziej istotnego.
Disco Delirium
Dla jednych będzie to śmieszne, dla innych po prostu głupie, a niektórzy z Was może mieli kiedyś podobnie z innym tytułem, ale przyznam Wam się do czegoś: Disco Elysium jest grą, która zmieniła mnie jako człowieka. Zresztą, zrobiła to już dwa lata temu i dopiero po jej ukończeniu zdałem sobie z tego sprawę. Nie zmieniła mnie jednak jak LittleBigPlanet, dzięki któremu zacząłem dążyć do zawodowego pisania o grach i nie zmieniła mnie jak The Last of Us, które uświadomiło mi, że gry wideo są dla mnie sztuką, którą w przyszłości chcę współtworzyć. Produkcja studia ZA/UM sięgnęła jeszcze głębiej.
W Disco Elysium wcielamy się w detektywa-alkoholika z amnezją, którego poznajemy w absolutnym dołku. Spieprzył wiele spraw, które teraz musi naprawić, a na domiar złego sam nie wie, jak doprowadził do takiego stanu rzeczy. W wyjściu z życiowego kanionu pomagają mu spotykane osoby, ale też własne cechy charakteru, z którymi co rusz (dosłownie) prowadzi rozmowę. Sam miałem w swoim nie tak długim życiu kilka sporych dołów – na szczęście zalewanych słowami, a nie alkoholem – z których dopiero po czasie nauczyłem się wyczołgiwać… rozmawiając z samym sobą. Oczywiście nie dosłownie, bo autorefleksja nie przypomina przecież rzutu kością w celu zaliczenia testu na wytrzymałość psychiczną i przeklikania się przez przelatujące w głowie myśli. Zacząłem jednak regularnie prowadzić wewnętrzne dialogi właśnie dzięki Disco Elysium i przyszło mi to tak naturalnie, że dopiero dziś, po tak długim czasie (choć podobna konkluzja pojawiała mi się w głowie wielokrotnie), połączyłem kropki i wiem z całą pewnością, komu być wdzięcznym. Dzięki, ZA/UM.
Jest to też gra nie tylko skłaniająca do przemyślenia sobie paru spraw, ale także dająca nadzieję. Obserwowanie, jak protagonista (jeśli oczywiście podejmiemy odpowiednie decyzje) wygrzebuje się z tego całego syfu i naprawia swoje błędy było dla mnie naprawdę pokrzepiające – trochę jak obserwowanie małych zwycięstw BoJacka Horsemana, który również sporo w moim życiu namieszał. Nie wszystko da się naprawić i nie zawsze otaczający naszego detektywa świat to doceni, ale ktoś może zauważy te starania i zmotywuje go to do podjęcia kolejnych prób pozbierania swojego życia w całość. To wszystko oczywiście truizmy przemielone przez setki dzieł kultury, ale nie zawsze liczy się sam przekaz, ale też sposób jego podania.
Nie jestem psychologiem i nie wiem, dlaczego akurat Disco Elysium tak na mnie zadziałało. Nie pamiętam też, który moment w grze uruchomił we mnie chęć do częstszego rozmawiania z samym sobą; do szukania rozwiązań, a nie duszenia w sobie pytań. Wiem jednak, że nie jestem w tym szaleństwie sam. Są ludzie, którym gra studia ZA/UM pomogła zerwać z nałogiem, zdecydować się na odejście ze znienawidzonej pracy czy poradzić sobie ze stratą bliskiej osoby. W tytule tym jest po prostu coś, co angażuje gracza do tego stopnia, że zaczyna on przyrównywać dzieło fikcji do własnych doświadczeń. To oczywiście nie pierwsza i nie ostatnia gra, która tak rezonuje wśród odbiorców, ale za to pierwsza, która aż tak wpłynęła na mnie.
Drogi miłośniku RPG, daj Disco Elysium szansę (lub dwie)
DE będzie w moim mniemaniu swoistym trendsetterem dla współczesnych erpegów, czego pierwsze symptomy widać już teraz: na rynku pojawiły się (świadomie lub nie) inspirowane tym tytułem Gamedec oraz Citizen Sleeper, a nawet legendarne studio Obsidian Entertainment ma pracować nad produkcją czerpiącą garściami z gry ZA/UM. Urodziła się nowa nisza gier RPG, które zamiast grindu i epickich bitew serwują graczom wspaniale napisane ściany tekstu, które faktycznie zmuszają do refleksji. Okej, wcześniej było Planescape: Torment, ale od jego premiery nie widzieliśmy zbyt wielu podobnych (i tak bardzo udanych) produkcji. No i współczesne gry coraz śmielej poruszają bardzo czułe struny, do których łatwo odnieść się graczom, którzy niejeden życiowy kanion zwiedzili z różnych powodów – a to naprawdę dużo zmienia w odbiorze interaktywnej przygody.
Dobra, starczy tej prywaty, bo zaraz będziecie mnie musieli skasować za terapię, a to nie są tanie rzeczy. Chcę po prostu napisać, że jeśli nie graliście w Disco Elysium lub jeśli nie udało Wam się przejść tego tytułu, dajcie mu szansę. Nie musi Was zmieniać, nie musi nawet skłaniać do głębszych przemyśleń, ale nadal może być jedną z najbardziej wartościowych produkcji, jakich doświadczycie. Być może nawet, podobnie jak ja, pomyślicie o powrocie na ulice Martinaise, kiedy tylko w słuchawkach zabrzmią Wam pierwsze nuty Red Rock Riviera.