Darmowe triale gier na PlayStation to niekoniecznie samo dobro
Mój portfel dostał gęsiej skórki słysząc o jednym z pomysłów w ramach PS Plus Premium. Pod niewinnym hasłem “testowe wersje gier za darmo” może kryć się coś, co nie wyjdzie nam na dobre. No, przynajmniej nie w każdym przypadku.
Ciągle trąbimy o nowym wcieleniu PS Plus, które otrzyma trzy progi wtajemniczenia. Na pierwszym z nich będziesz niestety tylko zwykłym graczem, ale już wykładając większą kasę na stół, staniesz się kimś Extra. Żeby jednak doznać plusowego uniesienia, wstąpić do elity i zostać poklepanym po ramieniu przez niewidzialną dłoń prezesa, musisz wykupić pakiet Premium. Panie, za ile to wszystko? Już to przerabialiśmy, więc odsyłam do wcześniejszej publikacji. Tutaj najważniejsze, że od Extra do Premium dzieli Cię jedynie 80 zł.
To, co chciałbym teraz poruszyć, to jedna ze składowych pakietu Premium, o której dopiero co dowiedzieliśmy się nieco więcej. Nieoficjalnie, lecz ze źródła godnego zaufania. PS Plus Premium pozwoli na sprawdzenie niektórych gier całkowicie za darmo. Tylko dlaczego jak to słyszę, moja cebula sama nie kwitnie?
Gry za darmo do sprawdzenia. Samo dobro?
Wchodząc nieco głębiej w szczegóły, ponoć będziemy mogli pograć w nadchodzące tytuły (takie, które kosztują maksymalnie 34 dolary), bez wydawania kasy. Produkcje VR nie wliczą się do tej puli, ale z tych się śmiejemy i nikt nie zapłacze. Na pewno nie ja. Zapłaczą natomiast niektórzy deweloperzy, bo to na ich barkach spoczywać będzie zrobienie nam dobrze. Zapłaczą, ale i zapłacą. Naszą kartą kredytową.
Obawiam się, że tworzenie wersji testowych przełoży się w niektórych przypadkach na droższe gry w PS Store. Może naciągnę rzeczywistość, ale jak ceny zboża idą w górę, to chlebek za 10 zł; jak stopy procentowe idą w górę, to rata kredytu zabija portfel. Wierzycie, że jak koszty dewelopera się zwiększą, to po prostu da swoim ludziom mniejsze wypłaty?
Tak samo, jak gry się same nie robią, same po deszczu nie wyrastają linijki kodu testowego. Wyobrażam sobie dewelopera, który dopiero co wydał swój napompowany hit AAA, lecz zwyczajnie, po ludzku, zapomniał go zoptymalizować i przeprasza, że zaraz wszystko naprawi. Ale… ktoś musi jeszcze przygotować wersję testową gry dla klasy Premium, a akurat pies nieszczęsnego twórcy słabo zna się na programowaniu. Ma jednak na to trzy miesiące, bo tyle czasu Sony ma niby dać studiom na wypuszczenie testówki. Może zatem pójdzie na kurs, odciąży zespół produkujący patche i, za psie pieniądze, zajmie się robieniem triala? Bo jak nie pomoże, to opóźni doprowadzenie wielkiego hitu do grywalności.
Dobra, wyolbrzymiam, choć przekaz jest jasny – robienie wersji testowych po premierze gier nie każdemu deweloperowi będzie w smak. To dodatkowy czas, dodatkowe nakłady finansowe i przede wszystkim dodatkowi ludzie, którzy zostaną odciągnięci od głównego produktu. Da się to we znaki zwłaszcza tym mniejszym twórcom, którzy jednak aspirują do AAA i sprzedają swoje tytuły za większe pieniądze. Albo zejdą z ceny poniżej 34 dolarów dla świętego spokoju, albo niech zbierają kasę na szczeniaki border collie. A później wystawią nam rachunek.