Contra. Jak dobrze znasz kultową grę? Tych rzeczy na pewno nie wiedzieliście

Contra
PG Exclusive Publicystyka

Biegnij i strzelaj — to główne motto gry Contra, wydanej przez Konami w 1987 roku. Produkcja pozwalała nam wcielić się w dwójkę nieustraszonych osiłków, którzy musieli pokonać hordy złowrogich przeciwników. Trudna, niewybaczająca błędów i straszliwie wciągająca — taka była kultowa już gra sprzed wielu dekad. Choć znają ją wszyscy, to nie każdy kojarzy kilka ciekawych faktów na temat tej produkcji.

Fanów kultowej gry Contra zapewne mamy na sali wielu. Niektórzy mogą kojarzyć ten kultowy tytuł z automatów arcade, szczęśliwcy grali w niego na konsolach Nintendo (np. SNES), a większość poznała grę za sprawą Pegasusa. Nie ważne, na czym graliście — liczy się tylko to, że ta genialna gra zagościła na ekranie przed wami i wiecie, jak świetna była to produkcja. A czy znacie wszystkie ciekawostki na jej temat? Dzisiaj to sprawdzimy. Oto kilka rzeczy, o których zapewne nie mieliście do tej pory pojęcia.

Contra

Znani bohaterowie rodem z filmu? Contra znała się na rzeczy

Z kim kojarzą wam się główni bohaterowie gry Contra? Dwójka napakowanych mięśniami kozaków z pewnością przywodzi na myśl bohaterów kina akcji, które w latach 80. i 90. królowało w telewizorach i nie tylko. Wyobraźcie sobie, że zarówno Bill jak i Lance mieli być wzorowani na prawdziwych postaciach znanych z kina – a konkretniej pewnych aktorach.

W tym wypadku źródła podają różne inspiracje. Według jednego z nich (IMDB), postać o imieniu Bill (niebieskie włosy) była inspirowana Arnoldem Schwarzeneggerem z filmu Predator, podczas gdy Lance opierać się miał na Sylvestrze Stallone z filmu Rambo 2. Trzeba przyznać, że wybór aktorów, jeżeli rzeczywiście miał miejsce, przeprowadzono idealnie. Zresztą sama charakterystyka gry świetnie wpisywała się w ówczesne realia, gdzie silni goście stawiali czoła bezwzględnym przeciwnościom losu. I dużo strzelali. Oj, naprawdę sporo.

Fabuła? Contra zaserwowała nam kilka historii

Dziś wiemy, że nowo wydana gra ma jakąś fabułę i w zasadzie tyle — gracze w USA, Japonii, Australii czy w Europie poznają praktycznie ten sam scenariusz, z którego ewentualnie wycięta zostanie jakaś misja. Contra poszła o kilka kroków do przodu, gdyż gracze (zależnie od swojego regionu) poznawali zupełnie inną historię. Japońska wersja gry osadzona była w dalekiej przyszłości (w XVII wieku), a akcja działa się w okolicach Nowej Zelandii, gdzie rozpoczęła się inwazja kosmicznych najeźdźców.

Amerykanie mieli współcześnie osadzoną historię w Ameryce Południowej, gdzie ich celem było pokonanie kosmity imieniem Red Falcon. Europejska wersja gry jako przeciwników miała kosmitów z planety Summa, na dodatek w grze był tylko jeden bohater.

Tytuł gry nawiązuje do prawdziwych wydarzeń?

Okazuje się, że nazwa gry nie jest sprawą zbyt oczywistą. Chodzi oczywiście o to, skąd się wzięła. Nam Contra (a w zasadzie kontra) może kojarzyć się z terminologią sportową lub militarną, oznaczając swego rodzaju zwrot czy przeciw w stosunku do czegoś. A dlaczego omawiana gra nosi właśnie taki tytuł? Teorii jest co najmniej kilka, natomiast dwie z nich są najbardziej przekonywujące. Pierwsza mówi o tym, że na japońskich automatach (na ich boku) umieszczony był napis składający się z dwóch sylab, który na głos wymawiało się jako “kon tra”. Postanowiono zatem postawić na taką nazwę w wydaniu amerykańskich i w wielu innych miejscach na świecie.

To pierwsza z opcji. Druga zakłada, że gra niejako inspirowała się prawdziwymi wydarzeniami. Mowa konkretniej o wojnie w Nikaragui, w które udział brali rebelianci zwani Contrarrevolución, sprzeciwiający się komunistycznej władzy o nazwie Sandinista Junta. Dość poważnym dowodem potwierdzającym tę teorię jest nazwa jednego z utworów, który przygrywa nam w czasie rozgrywki. Chodzi oczywiście o piosenkę… Sandinista. Brzmi sensownie.

Pionowy ekran? To wygląda dziwnie… i działa

Biegnij i strzelaj to charakterystyczny dla lat minionych gatunek gier, w którym przemierzało się planszę z jednej strony na drugą. Po drodze eliminowaliśmy kolejnych przeciwników, zbieraliśmy bronie i tym podobne — zupełnie tak, jak w Contrze. Skoro scenografia i rozgrywka “przesuwały” się poziomo, to oczywistym było obserwowanie rozgrywki na prostokątnym ekranie z lewa do prawa, prawda? Chodzi o taki, którego szerokość jest większa od wysokości — jak w telewizorze lub monitorze. Cóż, w przypadku arcade’owej wersji gry, sprawa wyglądała znacznie inaczej. Ku zaskoczeniu wszystkich, decyzja twórców okazała się być jednak słuszna.

W przypadku tej produkcji na automatach zastosowano ekran pionowy. Brzmi to dziwnie, skoro akcja rozgrywała się głównie poziomo, ale jednak decyzja ta była właściwa. Podczas rozgrywki niejednokrotnie przemierzaliśmy poziomy lub sceny, które niejako udawały trzeci wymiar. Zmieniała się perspektywa, a my pokonywaliśmy wrogów, np. chowając się za osłoną. Taka perspektywa wymagała innego układu ekranu, co sprawdzało się znakomicie. Dziwne, ale działało.

Jaki kraj, taka wersja gry

Jest całkiem prawdopodobne, że każdy z waszych znajomych grał w inną Contrę. Skąd takie twierdzenie? Wszystko przez to, że gra mogła się mocno różnić w zależności od tego, na jakiej platformie i w jakim kraju została wydana. Wersja arcade w Japonii czy USA to z grubsza to samo, pod nazwą Contra oczywiście. Co innego jednak w przypadku japońskich wydań na Famicoma. Tam twórcy z uwagi na samodzielną produkcję kartridży mogli pokusić się o wprowadzenie ciekawych dodatków. Z uwagi na możliwość dodania dodatkowego czipu, Konami zdecydowało się na stworzenie specjalnych scen przerywnikowych. Te budowały napięcie i skuteczniej przeprowadzały graczy przez fabułę gry.

Jeszcze inaczej mieli gracze w Niemczech, którzy musieli zmagać się z dużymi ograniczeniami związanymi z przemocą w grach i nie tylko. Nasi zachodni sąsiedzi lata temu już zasłynęli z dość surowego podejścia do gier. Nie inaczej były w przypadku Contry. Produkcja nazywała się zupełnie inaczej — tytuł w Niemczech to Probotector, ale na tym zmiany się nie kończyły. Twórcy musieli wprowadzić szereg edycji w samej grze. Dwójka głównych bohaterów przestała być ludźmi z krwi i kości, a zamieniono ich na swego rodzaju humanoidalne roboty. Ten sam los spotkał przeciwników. Ostatecznie gra skończyła jako swoiste walki robotów. Ot, żeby nie było zbyt dużo przemocy.

Contra na nowo

Podczas gdy część z nas regularnie oddaje się wspomnieniom z młodzieńczych lat, niektórzy już zagrywają się w nową Contrę. Tak, nową — chodzi oczywiście o grę Contra: Operation Galuga, która wyszła na rynek 12 marca 2024 roku. Nowa produkcja od WayForward i wydana przez Konami na całego nawiązuje to kultowej gry retro i po raz kolejny pozwala nam przeżyć te wspaniałe emocje. Chociaż oprawa audiowizualna ewoluował, to w dalszym ciągu mamy do czynienia ze spadkobiercą gry sprzed lat. Zobaczcie sami, jak to wygląda:

Gra prezentuje się świetnie, choć nowoczesność wcale nie wyparła klimatu i ducha oryginału. Produkcja powinna idealnie wpisywać się zarówno w gusta zbudowane na nostalgii, jak i przypasować młodszemu pokoleniu graczy. Wszyscy kochamy rozwałkę, zatem jest to produkcja niemalże idealna. Gra jest dostępna na PC, Nintendo Switch, PS4, PS5, Xbox One i Xbox Series X|S – do wyboru i koloru, jeżeli chodzi o platformy. Graliście już?

Dawid Szafraniak
O autorze

Dawid Szafraniak

Redaktor
Pierwsze growe szlify zbierał jeszcze w erze PS1, aby później zapoznawać się z kolejnymi wcieleniami japońskiej konsoli, skosztować Xboksa i Switcha. Ostatecznie najbardziej lubi PC, a ostatnio nawet i granie w chmurze. Królują u niego FPS-y, gry akcji nieczęsto górujące nad filmami i tytuły wyścigowe, które podobno #nikogo. Święta Trójca gamingu? Pierwsze Modern Warfare, seria Mass Effect i Uncharted. Bez tego nic nie miałoby sensu. Poza grami lubi planować kolejne podróże i chwytać za aparat fotograficzny podczas meczów piłki nożnej.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie