1670 polskim fenomenem Netfliksa. 5 powodów, dla których warto obejrzeć ten serial

1670 powróci oficjalnie. Netflix zamówił 2. sezon | Newsy - PlanetaGracza
Kultura PG Exclusive Publicystyka

1670 zadebiutowało w serwisie Netflix niemal miesiąc temu, ale do tej pory jest jedną z najchętniej oglądalnych produkcji oryginalnych. Skąd się wzięła taka popularność?

Gdy tylko Netflix zaczął więcej inwestować w naszym kraju, od razu mu się to opłaciło. A przynajmniej na to wskazują słupki oglądalności, na których regularnie królują rodzime seriale i filmy. Tych jest coraz więcej, a pozycje w stylu Znachora, Wielkiej Wody czy Hiacynta szybko okazują się wielkimi hitami. To dobra wiadomość, bo oznacza, że Polacy chętnie oglądają filmy i seriale z naszego kraju, co z kolei pokazuje Netfliksowi, że w ten rynek warto inwestować.

Polskie produkcje cieszą się także sporą popularnością i estymą za granicą, choć nie jest to zasada. Wszystko zależy od danego serialu bądź filmu, a także jego przystępności dla zagranicznej widowni. Z pozoru 1670 wydaje się tworem stworzonym przede wszystkim dla Polaków i… tak też jest, choć nawet w zagranicznych mediach zdobywa dobre oceny, a widzowie z całego świata chętnie poznają historię Jana Pawła i jego świty. Tego innego Jana Pawła, żeby nie było.

W Polsce serial ten był wręcz skazany na sukces, no bo czego w nim nie ma? Śmianie się z „polskości” i naszych przywar? Jest. Historia oparta na bodaj najmniej „samoświadomym” wytworze polskiej historii, czyli sarmatach? Oczywiście! Do tego mnóstwo nawiązań do współczesności, w tym najbardziej aktualnych tematów, które często postrzegane są przez społeczeństwo jako „tabu”. Wiele rzeczy tak dobrze znanych nam – Polakom – że być może w pełnej krasie 1670 docenią właśnie widzowie z naszego kraju. Ale tak konkretnie, to czego to zasługa?

1. Rodzime „oryginalne” The Office?

Gdy tylko pierwszy raz ujrzałem zwiastun serialu, pomyślałem, że będzie to doprawdy dziwny twór. Kamera i estetyka rodem z The Office lub innych mockumentów raczej średnio pasuje do realiów średniowiecza i czasów, gdy biedne były nawet przydomowe szczury. Po części jest to odważny ruch, bo nikt nie ukrywa, że oglądamy rzeczywiście swoistą podróż w czasie, która w trakcie seansu kojarzy się aż zbyt mocno z dokumentowaniem zmagań samozwańczej grupy rekonstrukcyjnej. Nic więc dziwnego, że dla jednych jest to ahistoryczny bełkot, a dla innych ubrana w starodawne kontusze satyra na współczesność. I po części każdy ma tu rację.

Siłą napędową serialu jest jednak to, że stanowi w końcu coś nowego na nasz rynek. Może pod względem pomysłu nie mówimy tu o jakiejś szokującej myśli artystycznej, ale to nadal nowość. Mamy przecież w telewizji i w streamingu mnóstwo jest produkcji na licencji, korzystających ze sprawdzonej formuły. Nawet The Office PL, choć wcale nie tak złe, to jednak nadal coś, co każdy już w pewien sposób zna. 1670 stanowi jednak świeżynkę, twórczą przewodnią ideę, a także pierwszy chyba przypadek, gdy okazuje się, że z formuły biurowych zmagań z szefostwem da się wycisnąć coś nieoczywistego.

Nie bez powodu nawiązuję tutaj do kultowego fenomenu rozpowszechnionego przez amerykańską wersję ze Steve’em Carellem w roli głównej. Nowy serial Netfliksa stanowi tożsamy pomysł, choć w zupełnie nowym wykonaniu, nawet jeżeli to jest w praktyce… stare. Realia historyczne, w których zamknięto nowoczesnych bohaterów i sytuacje wykluczają się, co powoduje nie tylko, że o serialu jest głośno, ale również to, że wywołuje on dyskursy w sieci i nie tylko. To z kolei przekłada się na popularność. Pominę już fakt, że jednym z ojców sukcesu polskiej produkcji jest Jakub Rużyłło, raper, który wkroczył wielkimi butami w rynek telewizyjny dzięki poczuciu humoru przelanemu właśnie na karty scenariusza rodzimej wersji The Office.

2. Wyraziści bohaterowie siłą napędową 1670

Scenariusz scenariuszem, a żarty żartami. Nie da się ukryć, że dobry serial bez wyrazistych, dających się lubić (albo też nienawidzić) postaci nie ma racji bytu. Tym bardziej, jeśli mówimy o mockumentach, które od strony realizatorskiej nie mają wcale tak imponować. Jak więc to nadrobić? No, na przykład takim Michalem Scottem, Dwightem, czy nawet uwielbiającym mięso Ronem Swansonem z Parks & Recreation. Co tymczasem dostaliśmy w 1670?

Jana Pawła. Tak, wiem, jak to brzmi, ale jeżeli nie oglądaliście serialu, to nie podstaw do obaw. Nie chodzi tu o tego Jana Pawła, a o posiadającego własną ziemię i garstkę biednych chłopów sarmatę. Ten chce zostać najsłynniejszym Janem Pawłem w historii Polski, co być może udałoby mu się, gdyby nie… no, sami wiecie. Z takim imieniem i nazwiskiem możemy podejrzewać, że będzie grubo, choć na szczęście internetowy, kloaczny humor aż tak bardzo nie dominuje w całym serialu (mimo że jest go na pęczki). Sam pomysł wydaje się już kontrowersyjny i taki też jest, choć trzeba przyznać, że aktorzy dali prawdziwy popis swoich umiejętności.

Bartłomiej Topa w roli Jana Pawła Adamczewskiego to sarmata, jak się patrzy, z długim kutasem (w formie ozdoby, rzecz jasna), imponującym baszłykiem i kaftanem, za którego cenę chłopi mogliby zyskać niezależność. Jest to zarazem tak komicznie przerysowana i idiotyczna postać, że nie sposób jej z jednej strony nie lubić, a z drugiej… nie darzyć sporą dozą litości.

Żeby nie było – nie tylko on dosłownie staje się swoją postacią. Michał Sikorski w roli Jakubka to wypisz wymaluj kolejna inkarnacja archetypu „wkurzającego pomocnika”, a towarzyszące im opętańcza Katarzyna Herman i feministyczna, ale tak aktualna w swoich przekonaniach Martyna Byczkowska nadają wszystkiemu specjalistyczny sznyt współczesności lub, wręcz przeciwnie, historycznie abstrakcjonizm parodii sarmackiego życia w XVII wieku.

3. Ja Panu nie przerywałem!

Jednak dla nas najważniejsza jest zawartość. Dla nas, to znaczy – dla Polaków, bo od dawna wiadomo, że nie damy sobie wcisnąć kitu. W filmach akcji chcemy akcji, w horrorach lubimy się bać, na dramatach współczuć, a w przypadku mockumentalnego pastiszu współczesnej Polski w wydaniu jej XVII-wiecznego odpowiednika? No, śmiać się zapewne.

I tu leży bodaj największa siła serialu, bo rodzimi odbiorcy chyba już czują się ekstremalnie zmęczeni „komediowym” kinem, które więcej ma wspólnego z niezamierzoną tragedią niż komedią. Tutaj Netflix leci na „grubo”, przedstawiając dosadny, cięty, a czasami wręcz czarny humor, punktujący nie tylko niemal każde zjawisko czy grupę społeczną, ale również tak, wydawać by się mogło, niemal zakazane tematy, jak seksualność, patriotyzm i wiara. Od razu wiadomo, że nie jest to dzieło dla każdego, ale wyprawieni w internetowych bojach 20, 30 czy chociaż 40-latkowie doceniają ten poziom.

Co ciekawe, czasami bywa on nieco wysublimowany, sięgając po historyczne konotacje w ramach zawarcia całej puenty. Nie jest to nic, co miałoby segregować widownię na tych, którzy się „nie znają” lub „doceniają”, lecz w ten sposób zyskuje jakąś głębię. Nawet rubaszne żarciki o mierzeniu długości kutasów przez szlachtę w takich realiach wydają się nieco lepiej podane.

4. Swojska polskość w 1670 roku

Wszystko to zawiera się jednak w ramach typowo polskiej polskości, celując w oczywistą grupę odbiorców – Polaków. Nie od dziś wiadomo, że często bywamy podzieleni, ale w wielu sytuacjach pokazaliśmy, że potrafimy się także złączyć. W tym przypadku nie można śmiało zakładać, że ktoś nie poczuje się urażony, bo jednak po części o to w tym wszystkim chodzi. Tym bardziej że jawne nawiązania do współczesności są niemal nieskończone, więc zrozumie i poczuje je chyba każdy.

Często słyszałem, że Polacy uwielbiają się śmiać z siebie. Czy to jest prawda? Chyba zależy, do kogo kierowany jest tego typu żart. Twórcy 1670 starają się jechać po bandzie równo, sięgając po każde zjawisko i każdego człowieka, który tylko może mieć jakieś zdanie na dany temat. Bezlitosne litery składające się na jeszcze bardziej bolesne zdania w scenariuszu trafiły do polskich odbiorców, co potencjalnie wiązało się ze sporym ryzykiem. Gdzie jest granica? Czy wypada ją przekraczać? Czy ktoś może zareagować na to skrajnie niewłaściwie? Nie wiem, czy produkcja odpowiadała na te pytania w trakcie wczesnych prac nad serialem, ale nawet jeżeli nie, to wcale im się nie dziwię, bo taki właśnie miał być zamiar. W sarmackiej współczesności po prostu nikt nie jest bezpieczny.

Jest to więc na swój sposób odważne dzieło. Trzeba mieć sporo wytrwałości, aby w Polsce stworzyć coś tak jawnie komentującego rzeczywistość. Gdyby rodzimi filmowcy odznaczali się także w innych gatunkach filmowych taką odwagą – science-fiction, horrorach, kinie jawnie artystycznym – być może nasz przemysł filmowy wyglądałby zgoła inaczej. Nie mówię, że to przełom, czy coś, czego jeszcze u nas nie było, absolutnie. Tylko w wypadku 1670 każdy klocek składa się na naprawdę świetną całość. Klocek „polskości” jest jednym z wielu, ale bodaj właśnie tym kluczowym.

5. Marketing i kontrowersje

Inna sprawa, że Netflix wie, jak reklamować nowy serial. Jeszcze przed premierą w sieci zaczęły pojawiać się krótkie fragmenty, mające pokazać, o co w ogóle w tym wszystkim chodzi. Te szybko rozeszły się po internecie, całkiem nieźle odgrywając rolę swoistego, planowanego marketingu szeptanego. Jeżeli na Twitterze czy Facebooku widzimy, że paru znajomych udostępniło urywek serialu, to znaczy, że chyba warto poświęcić mu trochę uwagi.

No i nie zapominajmy o TikToku. Platformę dosłownie zalała fala wyciętych „the best of”, innych kompilacji, czy nawet paronasto-sekundowych wycinek z odcinków. Skoro 1670 ma w sobie sporą dawkę internetowego humoru, użytkownikom szybko się to spodobało i postanowili, że sami podzielą się ulubionymi fragmentami. A te, jak wiadomo, chyba najskuteczniej zachęcają do obejrzenia. Nie mówiąc już o niezliczonej liczbie wywiadów, wpisów w mediach i social mediach i tak dalej. Marketing dźwignią handlu – powidają. I zaprawdę, mają rację!

Czy jednak cała ta popularność jest słuszna? No wiecie, to już zupełnie inna kwestia, choć po seansie całości mogę śmiało stwierdzić, że wcale się temu nie dziwię. Filmowcom udało się wykreować wyjątkowo udany komentarz współczesności przefiltrowany przez soczewki epoki. Samo to gwarantuje dobrą zabawę, choć oczywiście żarty niekoniecznie spodobają się każdemu. Świetne kreacje aktorka, wysoka wartość produkcyjna i po prostu celne spostrzeżenia spowodowały, że przez ostatni miesiąc o 1670 jest głośno. I choć nikt jeszcze nie dał zielonego światła na drugi sezon, bardzo bym się zdziwił, gdyby on nie powstał. Na pohybel zmartwieniom – oglądajmy!

Artur Łokietek
O autorze

Artur Łokietek

Redaktor
Zamknięty w horrorach lat 80. specjalista od seriali, filmów i wszystkiego, co dziwne i niespotykane, acz niekoniecznie udane. Pała szczególnym uwielbieniem do dobrych RPG-ów i wciągających gier akcji. Ekspert od gier z dobrą fabułą, ale i koneser tych z gorszą. W przeszłości miłośnik PlayStation, obecnie skupiający się przede wszystkim na PC i relaksie przy Switchu.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie