8 perełek z Xbox Game Pass na PC, które mogły wam umknąć

8 perełek z Xbox Game Pass na PC, które mogły wam umknąć
Publicystyka

Oto lista ośmiu gier, które mogliście pominąć w trakcie przeglądania biblioteki Xbox Game Pass. Zestawienie dotyczy gier dostępnych na komputery osobiste.

Biblioteka Xbox Game Pass stale się powiększa i nie dziwi mnie fakt, że wielu graczy zaczyna gubić się w jej odmętach. Choć składają się na nią w większości świetne, wysokobudżetowe produkcje, to gracze często pomijają te mniejsze, niekiedy mocno niedocenione tytuły.

Ostatnie dwa tygodnie spędziłem na przekopywaniu się przez rozległą ofertą Game Passa na PC i udało mi się przez ten czas odkryć wiele gier, na które nie miałem okazji się skusić wcześniej, albo w które już grałem, ale mogą umknąć nieznającemu ich odbiorcy.

Przygotowałem listę gier, które są dostępne w usłudze Xbox Game Pass na komputery osobiste, ale mogą ginąć gdzieś pomiędzy bardziej znanymi produkcjami. Z całą pewnością znajdziecie coś dla siebie!

Slay the Spire – karciany roguelike jakich mało

Jestem ogromnym fanem “rogali” i śmiem twierdzić, że ograłem znaczną większość bardziej popularnych gier z tego gatunku. Mam za to ogromny problem z karciankami, z których bardziej urzekła mnie jedynie samodzielna wersja Gwinta. Kiedy zobaczyłem Slay The Spire pomyślałem, że nadszedł czas, abym spróbował po raz kolejny przekonać się do wirtualnych potyczek z kartami w roli głównej.

Produkcja łączy w sobie elementy gatunku roguelike i gry karcianej. Gracz wybiera jedną z dostępnych do odblokowania postaci i rozpoczyna eksplorację lochów. Trzon rozgrywki stanowią oczywiście potyczki z przeciwnikami, w których używamy naszej talii kart reprezentującej dostępne ruchy. Tą da się modyfikować, na swojej drodze napotykamy wydarzenia wymagające podjęcia decyzji, a do tego oczywiście giniemy. Cholernie często.

Śmierć oznacza ostateczny koniec rozgrywki, jednak bynajmniej nie jest frustrująca. Rzadko kiedy wynika ona z pecha i każdy zgon możemy uzasadnić naszymi złymi wyborami. Jeśli jesteście fanami gatunku, to bez wątpienia jest to pozycja obowiązkowa.

Astroneer – eksploracja kosmosu dla opornych

Do przygód uroczego astronauty podchodziłem jak pies do jeża. Właściwie mogę nazwać się miłośnikiem produkcji eksploracyjno-survivalowych, ale nie pasowała mi lekko bajkowa stylistyka gry.

Okazuje się, że Astroneer to w istocie urocza, prosta i dość mało intensywna gra eksploracyjna, w której budujemy struktury i odblokowujemy kolejne technologie. Im dalej w las tym więcej do odkrycia, bowiem produkcja pozwala na odwiedzenie aż sześciu całkiem sporych planet. Samo odblokowanie podróży gwiezdnych zajmuje dłuższą chwilę, więc na brak treści zdecydowanie nie można narzekać. Oczywiście nie może być zbyt łatwo i nasz astronauta wymaga zapewnienia odpowiednich zasobów tlenu.

Jeśli poszukujecie spokojnej, relaksującej gry, która pozwoli wam spełnić sen o podboju kosmosu to Astroneer nada się wręcz idealnie.

Carrion – dobre, a do tego polskie

Tego tytułu nie mogło tu zabraknąć. Carrion to polska gra, która wywraca znane z horrorów motywy do góry nogami i pozwala graczowi wcielić się w rolę tajemniczego monstra, które zapoluje na przerażonych badaczy.

Nawiązująca do kultowego “Cosia” produkcja jest dość krótka i nie zawiera rozbudowanej mechaniki, jednak w żaden sposób jej to nie umniejsza. To gra szybka, szalenie satysfakcjonująca i do tego bardzo dobrze zaprojektowana. Poza pożeraniem kolejnych ludzi rozwiążemy też proste łamigłówki, poznamy równie prostą acz interesującą fabułę, a to wszystko okraszone gęstym jak mleko klimatem, który wręcz wylewa się z ekranu.

Bawiłem się świetnie i gwarantuję, że jeśli realia gry wam odpowiadają, to również nie będziecie zawiedzeni.

Pathologic 2 – tytuł mówi sam za siebie

Mało jest na rynku gier tak dziwnych, niepokojących i w pozytywny sposób pokracznych jak stworzone przez Ice-Pick Lodge dzieło. Pathologic 2 to zbieranina mechanik survivalu, horroru i RPG, za którą stoi niepowtarzalny klimat i mocno niestandardowa fabuła.

Protagonistą gry jest doktor, który musi w ciągu 12 dni stworzyć serum na tajemniczą plagę, która dziesiątkuje spowite mrokiem miasteczko. W trakcie rozgrywki zostaniecie postawieni przed licznymi wyborami, ale nie łudźcie się. I tak nie będziecie w stanie podjąć samych “dobrych” decyzji.

Powiem wprost – to nie jest gra dla każdego. To toporne, mroczne, brutalne i przede wszystkim bardzo dziwne doświadczenie, które docenią fani mocno niestandardowych gier, jakim zazwyczaj bliżej do sennych koszmarów niż nosicieli rozrywki.

Bawiłem się okropnie. Dajcie mi więcej!

We Happy Few – szczęście bywa też szaleństwem

Dość podobne do poprzedniej pozycji z listy We Happy Few to również dość dziwaczna produkcja. W tym przypadku postawiono jednak na nieco mniej zawiłą fabułę, za to osadzoną w dystopijnym, pełnym kontrastów uniwersum.

Gra to survival, w którym przetrwanie jest tylko tłem do zgłębiania tajemnic świata przedstawionego. Eksplorujemy, walczymy, zdobywamy surowce i tworzymy ekwipunek. Brzmi prosto? Bo takie jest. Choć We Happy Few wręcz emanuje wyeksploatowanymi wcześniej mechanikami, to gra się w to po prostu przyjemnie i dzięki ciekawemu uniwersum nie ma się wrażenia obcowania z kolejnym, generycznym survivalem.

Szczególnie dobrze w świecie We Happy Few będą czuli się fani przekazów podprogowych, bowiem w grze znajdziecie ogrom celnych odniesień do prawdziwego świata. Niektóre podobieństwa są wręcz przerażające.

Fallout 76 – nie taki diabeł straszny, jak go malowali

Małe zaskoczenie, prawda? Fallout 76 bynajmniej nie jest grą mało znaną, jednak po licznych kontrowersjach bywa często pomijany przez graczy, którzy z góry skazują go na wieczne potępienie. Niesłusznie.

Uwaga, powiem to głośno. Fallout 76 to dobra gra. Poważnie. Tytuł jest stale rozwijany, większość znaczących błędów została naprawiona, optymalizacja nie pozostawia wiele do życzenia, a opcjonalny, płatny abonament jest… no właśnie. Opcjonalny. Da się bez niego grać i czerpać z produkcji masę zabawy.

Jasne, można krytykować Bethesdę za tragiczne podejście do produkcji, można też bojkotować grę i jej nie kupować. Ale skoro jest dostępna w Game Passie, to czemu mielibyście nie dać jej szansy? To naprawdę kawał porządnego MMO, które bawi i oferuje sporo dobrej treści, która stale jest aktualizowana o nową zawartość. Jeśli miał nadejść dobry moment na danie nowemu Falloutowi szansy, to jest on właśnie teraz. 

Hollow Knight – najlepszy wstęp do gier soulslike

Byłem jedną z tych osób, które nie lubią Dark Souls i nie wstydzą się do tego przyznać. Hollow Knight to gra z gatunku soulslike, więc dlaczego znalazła się na mojej, subiektywnej liście? Bo to dzieło absolutnie wybitne.

Nie dajcie się zwieść kreskówkowej oprawie. Gra jest dynamiczna, trudna i bywa frustrująca, jednak w nieco inny sposób niż gry od From Software.

Świat przedstawiony w Hollow Knight jest z pozoru uroczy, jednak jeśli dobrze zasłuchacie się w historie wędrownych handlarzy i napotkanych stworków dość szybko przekonacie się, że w istocie jest to brutalna i pełna mroku kraina. I to właśnie ta kraina, jej mieszkańcy i ich historie będą tym, co wciągnie was najbardziej. To przepiękne, momentami poruszające doświadczenie, które wciąż będzie was zaskakiwać. 

Równie dobrze sprawdza się walka, która sprawia masę frajdy i nie nudzi. Choć jej podstawowa mechanika jest stosunkowo prosta, to w miarę rozgrywki nasz rycerz zdobywa kolejne umiejętności i buffy, które pozwalają na kreatywne podejście do kolejnych bossów i lokacji.

Pochwalę również genialną ścieżkę dźwiękową, która idealnie oddaje ducha gry i pozwala zatopić się w Hallownest jeszcze głębiej. Posłuchajcie zresztą sami.

Spiritfarer – moje growe odkrycie roku

Tak jak wspomniałem wcześniej, nie jestem wielkim fanem kreskówkowej oprawy w grach wideo. W Spiritfarer jest jednak coś magicznego, co natychmiast zmusiło mnie do uruchomienia gry.

Z produkcji Thunder Lotus Games wręcz wylewa się ciepło i nostalgia za nieznanym i nie są to jedynie puste słowa. Grafika, animacje i muzyka sprawiają, że to gra nader relaksująca, piękna, a przy tym angażująca pod względem rozgrywki.

Sama zabawa przebiega dość niespiesznie. Podróżujemy pomiędzy wyspami, zdobywamy surowce ulepszamy statek budując na nim kolejne pokoje i dbamy o podróżników, których spotykamy w trakcie wyprawy. Wszystko to w dość powolnym, choć nie nużącym tempie. Rozgrywka została całkiem nieźle zbalansowana pozwalając na sporo swobody, choć nieco zabolał mnie brak możliwości pominięcia dość nużącego tutorialu.

Nie jest to jednak jakby się mogło wydawać przesłodzona do granic możliwości gierka o przyjaźni, miłości i kolorowych stworkach. To piękna, ale mimo wszystko bardzo smutna opowieść o przemijaniu, która co rusz porusza grającego i pokazuje, że gry wideo to jednak nie tylko medium rozrywkowe, ale przede wszystkim sztuka.

No bo jeśli Spiritfarer nie jest sztuką, to naprawdę nie wiem co nią jest. I chyba nie chcę wiedzieć.

Gorąco zachęcam was do eksperymentowania z grami i próbowaniu nowych produkcji. Xbox Game Pass to narzędzie wręcz idealne do poznawania nowych gatunków i czasami warto skusić się na tytuły, które nie zostały odpowiednio wyróżnione w ofercie. Kto wie, może znajdziecie swoje własne perełki?

Jakub Stremler
O autorze

Jakub Stremler

Redaktor
Popkulturowy kombajn lubujący się w literaturze weird fiction, filmowych horrorach, dobrej muzyce i grach wszelkiego rodzaju. Po godzinach studiuje game design i pielęgnuje pasję do sportu.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie