Web Master – prawdopodobnie najstarsza polska gra wideo, którą okryła pajęczyna zapomnienia
Stworzona w 1983 produkcja o pająku, który łapie muchy, uważana jest za pierwszą polską grę komputerową. Jednak Web Master nigdy nie doczekał się takiej sławy, na jaką zasłużył. Dlaczego?
Terminu “webmaster” używa się dziś powszechnie. Gdybym kazała Wam zamknąć oczy i opisać pierwsze skojarzenia, jakie macie z tym słowem, to w przeważającej większości byłby to obraz skrajnie introwertycznego delikwenta, który spędza większość życia przed komputerem, robiąc coś w związku ze stronami www i pijąc w nadmiarze kawę.
Natomiast mało kto słysząc hasło “mistrz sieci” pomyślałby o istotach, które sieci miały w małym palcu, odnóżu – czy co one tam posiadają – na długo przed tym, gdy ktokolwiek wymyślił zawód projektanta stron internetowych. Określenie, które pierwotnie definiowało wyłącznie pająki, zostało perfidnie zawłaszczone przez komputerowców.
Jednak zanim temat pająków powróci na dobre w niniejszym artykule, należałoby wspomnieć słów kilka na temat tego, jak to wszystko się zaczęło. Jedną z kluczowych postaci w tym zamieszaniu był przedsiębiorca Stanisław Marian Hajduk. Najpierw pracował on w zakładach elektronicznych Elwro we Wrocławiu, natomiast w pewnym momencie zdecydował się wyjechać do Stanów Zjednoczonych i zamieszkać tam na stałe. I tam jako Stanley M. Hyduke postanowił skorzystać z pracy polskich programistów, by stworzyć grę przeznaczoną na rynek amerykański.
Web Master, czyli pająk, który miał podbić Amerykę
W 1982 przedsiębiorca zwrócił się z pomysłem do byłego miejsca pracy, czyli wrocławskich zakładów Elwro. Ustalono, że grę zrobią trzej pracownicy zakładu: Jerzy Dybski, Piotr Bednawski i Jarosław Wyżgowski. Choć na co dzień byli oni ekspertami od automatyki przemysłowej, nie programowania, to jednak podjęli się zadania. Dostali od Hyduke’a wytyczne co do tego, jak wszystko powinno wyglądać, oraz mikrokomputer Atari 400.
Komputery Atari 400 były wtedy nowością – amerykańskie przedsiębiorstwo zaczęło je sprzedawać w 1979. Później w Polsce popularność zyskała seria Atari XL, należąca do tej samej rodziny 8-bitowców. XL charakteryzował znacznie niższy koszt produkcji niż wspomniane 400, choć pierwsze wersje tych komputerów miały znaczące wady konstrukcyjne. Jednak wracając do naszego pajączka, Trzech Wspaniałych z Elwro było oczarowanych możliwością nowatorskiego Atari 400. Panowie szybko ogarnęli obsługę komputera. Radosna twórczość trwała kilka miesięcy; w 1983 Web Master był gotowy i wylądował na biurku u Stanleya Hyduke’a.
Smacznego?
Lata 80. to był ten czas, gdy firmy, które teraz tworzą produkcje wideo na skalę światową, rozpoczynały swoją działalność. We Francji powstawało Ubisoft, a w Wielkiej Brytanii założono Code Masters (teraz wszyscy znają je pod nazwą Codemasters). Natomiast w USA pierwsze kroki stawiało Electronics Arts – tak, dokładnie to, którego dzisiaj nikt nie lubi. Obserwując raczkujący rynek gier w Stanach, Stanley Hyduke przekalkulował sobie wszystko i stwierdził, że owszem, zleci stworzenie gry, ale taniej będzie, jeśli wynajmie do tego polskich programistów – ich umiejętności już wtedy były bardzo wysokie, a koszt pracy niższy niż amerykańskich deweloperów.
W obiegowej opinii funkcjonuje stwierdzenie, że jeśli bohater zjada coś na planszy i jednocześnie musi uciekać przed czymś jeszcze, to mowa o grze inspirowanej Pac-Manem. I Web Master to była taka wersja Pac-Mana, tyle że na pajęczynie. Główną postacią jest pająk, który lata sobie po sieci i: 1. spożywa muchy i żuczki; 2. ucieka przed większymi owadami; 3. dodatkowo naprawia zniszczone elementy sieci, żeby utrzymać się na niej jak najdłużej. Za swoje osiągnięcia pająk jest nagradzany punktami.
Za pożarcie żuczka bohater dostaje tymczasowego przyspieszenia, dzięki czemu łatwiej unika konfrontacji z przeciwnikami i szybciej dociera do interesujących go muszek. Dodatkowo można wybrać, czy chce się grać samemu, czy z kolegą. A gdyby komuś było za trudno czy za łatwo, to są trzy poziomy trudności. Na kanale AtariOnline PL na YouTube można obejrzeć rozgrywkę z tej wiekowej produkcji. Oto ona:
Co ciekawe, muzyka mogła brzmieć dziwnie znajomo dla osób pokroju Babki Kiepskiej oraz ogólnie tych, którzy dekadę przed stworzeniem Web Mastera byli dziećmi i śledzili losy sympatycznego zwierzątka z tobołkiem. Tak – w Web Masterze użyto muzyki z Koziołka Matołka. Choć możliwe, że Amerykanie i tak raczej by tego nie zauważyli.
Web Master wyrusza, by zawojować świat…
Ogólnie rzecz ujmując, projekt prezentuje się – jak na początki lat 80. – wcale niegłupio. Owszem, rozgrywka jest prosta jak budowa pajęczyny (choć zrobienie jej wcale nie jest takie łatwe, jak mniemam). Ale każdy, kto miał do czynienia z klasykami pokroju Pac-Mana czy Tetrisa, zgodziłby się ze stwierdzeniem, że właśnie takie przystępne produkcje potrafią wciągnąć gracza na amen. A już w tamtych czasach, kiedy nie było jeszcze grafiki 3D – a właściwie to nie było jeszcze nic – polski tytuł bez problemu mógł rywalizować z dużo bardziej popularnymi w owych czasach produkcjami.
Już samo obserwowanie kremowego bohatera balansującego sieci i unikającego niebezpieczeństw na powyższym filmiku wzbudza swego rodzaju napięcie. Było wielce prawdopodobne, że pająk oplótłby swoją pajęczynką rzesze graczy w całej Ameryce. Wielonożny bohater już szykował się do biegu, którego stawką był sukces, sława i bogactwo, ale ostatecznie nie złamał nawet jednej nogi w tej rywalizacji. Dlaczego? Bo Stanley Hyduke z pewnego konkretnego powodu zrezygnował z wydania Web Mastera.
Nie chodziło wcale o jakość gry – w tym przypadku Polacy stanęli na wysokości zadania. Po prostu podczas testów przedsiębiorca zauważył, że trochę za dużo tu przemocy i agresji. Stanley Hyduke był człowiekiem religijnym i ostatecznie stwierdził, że dość agresywny gameplay stoi w sprzeczności z jego przekonaniami.
Dziś niejeden powiedziałby: facet, ty chyba w ogóle nie widziałeś gry, w której jest przemoc! Z drugiej strony jednak nie można powiedzieć, że produkcja jest całkowicie wolna od agresji. Kto wie – gdyby do Web Mastera dorwał się na przykład bardzo młody człowiek (a przecież wirtualna rozrywka przez długi czas była najbardziej popularna wśród młodych ludzi), być może obcowanie z takim tytułem w jakiś sposób nadgryzłoby mu psychikę.
I po sławie
Mówiąc przemocy zdecydowane “nie”, Stanley Hyduke zablokował kremowego pająka na rynku amerykańskim. A później w ogóle już nie chciał słyszeć o grach, które zawierały elementy agresji. I tak rodzimy stawonóg zginąłby niechybnie, rozprasowany moralnością przedsiębiorcy, gdyby Piotr Bednawski nie rozdał gry swoim znajomym. Tym sposobem o Web Masterze dowiedziało się trochę osób i pamięć o tytule w jakiś sposób przetrwała.
Web Master oferował szalenie wciągającą, a przy tym nieskomplikowaną rozgrywkę, dzięki czemu miał szanse, by podbić amerykański rynek growy w latach 80. Szkoda, że do tego nie doszło, ale mimo wszystko dobrze wiedzieć, że taka produkcja kiedyś powstała. A my szukamy dalej – kto wie, może wkrótce w odmętach internetu uda nam się znaleźć jeszcze starszą polską grę. Może leży gdzieś na internetowym strychu, pokryta jeszcze grubszą warstwą pajęczyny niż Web Master? Gdy będziemy wiedzieli, na pewno damy znać.
źródło: Gadżetomania.pl