Test Sharkoon Shark Zone K20 – klawiatura dla graczy, którzy lubią ciszę
Pisanie na tym sprzęcie to czysta przyjemność. A jak klawisze od Sharkoon sprawdzają się podczas grania?
Gościmy na swoich łamach kolejny sprzęt firmy Sharkoon. Po teście słuchawek z zamkniętą konstrukcją SharkZone H30 przyszła pora na klawiaturę Shark Zone K20, którą można kupić za około 170 zł. Warto? Bierzemy się za sprawdzanie, opukiwanie i ogrywanie!
Zacznijmy jednak od początku, czyli sporego kartonu w czarno-żółtych barwach, który skrywa w swoim wnętrzu klawiaturę oraz kilka innych, luzem dołączonych przedmiotów. Gwoździem programu jest naturalnie Shark Zone K20, który wita nas klasycznym układem klawiszy (mamy blok numeryczny) oraz 104 kapslami. Zamontowano pod nimi przełączniki membranowe o trwałości około 10 milionów kliknięć każdy.
Po wyciągnięciu klawiatury z pudełka od razu rzuca się w oczy jej metalowa konstrukcja i dotyczy to nie tylko spodu, lecz również frontu, na którym osadzono klawisze. To solidny kawałek sprzętu, który waży 1.35 kg i na pewno nie będzie jeździł po biurku przy sieciowych oraz offline’owych zmaganiach.
Co ciekawe, na spodzie klawiatury nie znajdziemy rozkładanych nóżek, do których tak bardzo przyzwyczaili nas producenci. Konstrukcja została jednak wyprofilowana w taki sposób, by bez tego sprzęt spoczywał na blacie pod lekkim kątem i jak się później okazało, wystarczającym, by nie narzekać na brak wspomnianego elementu. Słowem – jest komfortowo. Spód Shark Zone K20 wyposażono ponadto w pięć gum antypoślizgowych, mających zapewnić stabilność podczas użytkowania.
Wspomniałem, że w kartonie ze sprzętem znajduje się kilka innych elementów. Wyciągamy zatem instrukcję obsługi, która w przystępny sposób pokazuje dostępne funkcje skrywające się pod specjalnymi przyciskami (do tego jeszcze wrócimy), gadżet w postaci zawieszki na klamkę drzwi mający powstrzymać domowników przed wtargnięciem do naszej jaskini gracza podczas najgorętszej strzelaniny oraz dwie gumowe nakładki na podpórkę pod nadgarstki. Szybko się je montuje a dodatkowy pożytek z nich taki, że stanowią kolejne elementy antypoślizgowe dla naszego sprzętu.
Niestety nakładki lubią zbierać kurz i każda biała drobinka uporczywie się do nich przykleja. Co jakiś czas musiałem więc zająć się czyszczeniem tych elementów. Ponadto przy przesuwaniu klawiatury nakładki potrafią opuszczać swój rewir i lekko się obsuwać. Rozwiązanie jest proste – przestawiamy sprzęt unosząc go do góry, a nie szurając po blacie biurka (co w sumie ciężko idzie biorąc pod uwagę mocne elementy antypoślizgowe).
Kończymy ze wstępem i lecimy z konkretami, czyli podłączmy Shark Zone K20 do komputera (gumowany żółty i giętki przewód o długości 160 cm zakończony pozłacaną wtyczką USB) i sprawdzamy, co ten metalowy potwór potrafi w praktyce.
Zabawa kapslami
Muszę przyznać, że korzystając ostatnimi miesiącami z klawiatur mechanicznych zapomniałem już, jaką ciszę mogą zapewnić przełączniki membranowe. Mówiąc wprost – jest o wiele, wiele ciszej, co na pewno jest wielkim plusem dla osób, które nie mają osobnego pokoju dla gracza i muszą klikać wśród stada domowników.
Kapsle wciskamy z malutkim oporem a reakcję obserwujemy mniej więcej w połowie ich drogi ku metalowej konstrukcji. Pod większymi przyciskami – jak Shift, Enter czy Spacja – zamontowano dodatkowe stabilizatory, mające zapewnić równomierne dociśnięcie niezależnie od tego, czy klikamy w środek kapsla czy też na jego krawędzi. Dodatkowo spacja posiada dwie sprężyny, pozwalające powrócić jej jak najszybciej do wyjściowej pozycji. Jest to zarazem jedyny przycisk na całej klawiaturze, który brzmi nieco inaczej od pozostałych. Po mocniejszym pacnięciu w spację słyszymy bowiem (lecz jest to naprawdę ciche) metaliczny dźwięk, zapewne wydawany przez stabilizatory bądź wspomniane sprężynki. W niczym to jednak nie przeszkadza, a przy graniu czy cichym szumie ulicy zza okna jest po prostu niesłyszalne.
Skoro jesteśmy już przy kapslach, warto od razu wspomnieć o możliwości wymiany tych ze strzałkami na WSAD. Po prostu odczepiamy oba komplety – kapsle odchodzą z lekkim oporem, lecz bez obaw, nic nie uszkodzicie – i zamieniamy miejscami. Osobiście nie mam problemu, by intuicyjnie namierzyć odpowiedzialne za sterowanie klawisze WSAD, lecz nie mogłem sobie odpuścić, by nie zrobić podmianki i tak zostało. Mały bajer, a tyle radości.
Kończąc zabawę w klawisza zaznaczę jeszcze, że wszystkie znaki, liczby oraz literki na kapslach zostały ładnie i równo wypalone, więc jest estetycznie a wszystko cieszy oko. Jeszcze ładniej się robi, kiedy…
Włączamy podświetlenie, sprawdzamy funkcje dla gracza
Skoro klawiatura dla gracza, to czym zaszczyci nas Shark Zone K20? Objawów gamingu w testowanym sprzęcie mamy kilka. Na początek wspomniana wymiana kursorów z klawiszami WSAD, lecz to oczywiście nie wszystko.
Producent zastosował w klawiaturze Shark Zone K20 strefowy anti-ghosting (N-Key-Rollover), który w praktyce sprowadza się do tego, że możemy wcisnąć kilka klawiszy jednocześnie bez obawy, że sprzęt nie odczyta naszych poleceń. Co prawda nie jest to pełny anti-ghosting, lecz testując sprzęt na Wolfenstein: The New Order czy Counter Strike: Global Offensive mogłem bez problemu poruszać się, przeładowywać, kucać oraz wychylać się zza osłon jednocześnie. Wszystko działało wzorowo i bez żadnych przykrych niespodzianek.
Standardem w klawiaturach dla gracza jest również możliwość zablokowania przycisku Windows. Nie inaczej jest w przypadku Shark Zone K20, która pozwala nam wyłączyć kapsel z okienkiem, korzystając z kombinacji Przycisk Funkcyjny (znajdujący się obok prawego Alt) + F12. Zablokowanie klawisza jest sygnalizowane zaświeceniem się kontrolki Win umieszczonej tuż nad blokiem numerycznym.
Gracze docenią również możliwość podświetlania klawiatury, co przydaje się zwłaszcza przy nocnych rozgrywkach. Producent umożliwia nam świecenie w trzech kolorach: czerwonym, niebieskim oraz białym. Dla każdej barwy możemy ustawić 50- lub 100-procentowe natężenie podświetlenia a oprócz tego sprawić, by wszystko pulsowało. Jeśli przez jakiś czas nie korzystamy z klawiatury, oświetlenie automatycznie gaśnie, by na nowo rozbłysnąć w przypadku naciśnięcia jakiegokolwiek kapsla. Warto dodać, że oświetlenie ustawione nawet na 100 procent mocy nie bije po oczach, zatem korzystanie z tej funkcji jest jak najbardziej przyjazne.
Co jeszcze potrafi Shark Zone K20?
Testowany sprzęt nie posiada dedykowanego oprogramowania, zatem wszystko obsługujemy z poziomu klawiatury. Dla niektórych graczy będzie to niemałą zaletą – nie musimy instalować dodatkowego oprogramowania, grzebać w zakładkach i ustawieniach. Po prostu podłączamy klawiaturę do komputera i jest ona w pełni gotowa do pracy. Inni brak oprogramowania mogą jednak potraktować jako wadę, ponieważ zazwyczaj wraz z nim otrzymujemy większą możliwość konfiguracji sprzętu.
Shark Zone K20 posiada tzw. Przycisk Funkcyjny (FN) umieszczony po prawej stronie spacji, którego przytrzymanie wraz z innym kapslem pozwala nam poustawiać to i owo. Kombinacja FN+ESC umożliwia nam zmianę natężenia oświetlenia (50 proc./100 proc.), przejście w światło pulsacyjne lub wyłączenie światełek. Jeśli chcemy zmienić kolor jarzący się pod kapslami – do wyboru biały, niebieski, czerwony – wystarczy zastosować kombinację FN+Tab.
Pozostałe przyciski funkcyjne oraz multimedialne są współdzielone z efami. Pod F4 mamy całkowite wyłączenie dźwięku, korzystając z FN+F5 w szybki sposób dostaniemy się do playera, kolejna efka pozwoli nam spauzować/włączyć muzykę, a F7 i F8 to kolejno ściszenie oraz podkręcenie głośności. F9 pozwoli nam z kolei momentalnie otworzyć domyślną przeglądarkę internetową, a F10 program pocztowy.
Najciekawsze z całej wyliczanki na koniec. Kombinacja FN+F11 to całkowita blokada klawiatury – funkcja przydatna z dwóch powodów. Wyobraźcie sobie sytuację, gdzie podczas ostatecznej walki z bossem musicie złapać oddech i na chwilę odejść od komputera, co wykorzystuje np. młodszy brat, który dopada się do klawiatury i niweczy wasz cały wysiłek. Po powrocie z herbatką na ekranie widzimy GAME OVER i jesteśmy oczywiście bardzo, ale to bardzo niepocieszeni. Takie sytuacje nie zdarzają się codziennie, lecz jeśli ktoś ma młodsze rodzeństwo, wystarczy, że przed opuszczeniem stanowiska zablokuje klawiaturę i zaoszczędzi sobie ewentualnych nerwów.
Blokowanie przycisków jest również przydatne podczas czyszczenia klawiatury. Nie musimy odłączać urządzenia od komputera, by porządnie wyszorować kapsle nie obawiając się, że przypadkiem wyślemy maila lub uruchomimy jakiś program. Drobnostka, lecz naprawdę praktyczna.
Stawkę zamyka kombinacja FN+F12, która pozwala dezaktywować kapsla z okienkiem Windowsa.
Czego brakuje w Shark Zone K20? Szkoda, że sprzęt nie posiada możliwości programowania makr oraz mapowania klawiszy. Jak jednak wspomniałem, bez dedykowanego oprogramowania musimy zapomnieć o bardziej zaawansowanych opcjach oraz personalizacji klawiatury.
Jestem na TAK
W ostatecznym rozrachunku muszę przyznać, że chwile spędzone z Shark Zone K20 zaliczam do naprawdę przyjemnych i przede wszystkich cichych. Jeśli szukacie sprzętu, który nie pobudzi w nocy sąsiadów, testowane klawisze mogą być dla Was dobrym rozwiązaniem. Metalowa konstrukcja, stabilność i solidne wykonanie to niewątpliwe plusy testowanego modelu. Bardziej wymagające osoby mogą jednak narzekać na brak oprogramowania i wynikających z tego przywilejów (makra jednak by się przydały). Uważam jednak, że stosunek ceny do możliwości jest w tym przypadku jak najbardziej wyważony.
PLUSY:
+ ciche przełączniki membranowe
+ solidna konstrukcja
+ klasyczny design
+ podświetlanie w trzech kolorach
+ strefowy anti-ghosting
+ możliwość wymiany kursorów z klawiszami WSAD
+ funkcja blokady wszystkich klawiszy
MINUSY:
– brak dedykowanego oprogramowania
– nie ustawimy makr, nie zmapujemy klawiszy
– gumowa nakładka na podpórkę pod nadgarstki szybko obkleja się kurzem