Test obudowy NZXT H510i – uczta dla oczu i gaming klasy premium

Test obudowy NZXT H510i – uczta dla oczu i gaming klasy premium
Polecamy! Testy

Starsi czytelnicy z całą pewnością pamiętają jeszcze szare, klasyczne obudowy komputerowe, które na nikim nie robiły wrażenia. Podobnie jak szare klawiatury czy myszy (tak, jeszcze te z mechaniczną kulką!). Dziś, na rynku mamy cały plebiscyt wspominanych urządzeń, które nie tylko podrygują LEDami w rytm muzyki, ale również występują w wersjach z oknem, czy ty wyłącznie na jednym boku, czy też na większej ilości ścianek. Testowana dziś obudowa NZXT H510i, będąca przedstawicielem obudów z wyższej półki, to propozycja dla tych osób, które cenią sobie względny minimalizm. Dlatego też na froncie nie uświadczymy wspomnianego przeszklonego panelu. Ograniczono się wyłącznie do hartowanego szkła na lewym boku. Obudowa NZXT H510i występuje w czarnej i białej wersji kolorystycznej i można nabyć ją już za około 499 złotych. 

Zanim dokładnie przyjrzymy się testowanej dziś obudowie warto zauważyć, że w sklepach można dostać również nieco bardziej okrojoną (ale i tańszą) jej wersję. Mowa o NZXT H510. Ów model możemy kupić za około 150 złotych mniej, niż wersję z dopiskiem “i”. Dopłacając jednak półtora stówki otrzymamy tzw. Smart Device 2, czyli panel zarządzania podświetleniem LED oraz wentylatorami. H510i to dodatkowo możliwość zainstalowania karty graficznej w położeniu pionowym (riser należy niestety dokupić samodzielnie), a także preinstalowane dwa paski LED. Jakby tego było mało, firma NZXT proponuje użytkownikom jeszcze jeden model z serii H510, a mianowicie H510 Elite. Za około 749 złotych otrzymamy kolejne dwa (już podświetlane), preinstalowane wentylatory na froncie, które to skrywać się będą za taflą hartowanego szkła. Trzeba bowiem wiedzieć, że zarówno w wersji H510 jak i H510i fabrycznie zamontowano tylko dwa wentylatory o wielkości 120 mm. Znajdziemy je pod topem budy oraz na jej tyle.

Test obudowy NZXT 510i

Obudowa wewnątrz kartonu osadzona została między dwoma, solidnymi, niekruszącymi się elementami ze styropianu i muszę przyznać, że już po wyjęciu jej z opakowania, zrobiła na mnie dobre wrażenie nie tylko wizualnie, ale i pod kątem jakości wykonania, o tym jednak nieco później. W tym miejscu dodam jeszcze, że w zestawie znajdziemy instrukcję demontażu obudowy, jak i montażu kluczowych podzespołów. Trzeba jednak wiedzieć, że została napisana w języku angielskim. Producent dorzucił też zestaw akcesoriów jak opaski zaciskowe, splitter audio 3,5 mm jack do przedniego panelu, czy śrubki niezbędne do przykręcenia PSU, SSD, HDD i płyty głównej. Nic, tylko składać. Ale zanim przejdziemy do zabawy i opisu tego, jak przebiega proces montażu, przyjrzyjmy się jeszcze kluczowym elementom związanym z wyglądem i jakością konstrukcji. Ale jeszcze wcześniej zapraszam na zapoznanie się ze specyfikacją.

Test obudowy NZXT 510i

Specyfikacja obudowy NZXT 510i:

  • Wymiary i waga: 460 (gł.) x 210 (szer.) x 428 (wys.) mm, 6,8 kg
  • Obsługa formatów płyt głównych: ATX / microATX / Mini-ITX
  • Porty na przednim panelu: 1 x USB 3.1 + 1 x USB 3.1 Typ C + HD Audio 3,5 mm
  • Liczba zatok na pamięć masową: 3x 3.5″ + 2x 2.5″
  • Maksymalna wysokość coolera CPU: 165 mm
  • Maksymalna długość karty graficznej: 381 mm
  • Liczba slotów rozszerzeń – 9
  • Filtry przeciwkurzowe: 2x dół + 1x bok
  • Chłodzenie na topie – fabrycznie zamontowane, 1x 120 mm lub 2x 140 mm
  • Chłodzenie na froncie – opcjonalne, 2x 120 lub 2x 140 mm
  • Chłodzenie na tyle: fabrycznie zamontowane 1x 120 mm
  • Kompatybilność z radiatorami: 120 / 240 / 280 (chłodzenie cieczą)
Test obudowy NZXT 510i

NZXT 510i: wygląd i jakość wykonania – zewnątrz

Choć oczywiście nie polecam, to podejrzewam, że solidna konstrukcja obudowy NZXT 510i przeżyłaby bez szwanku, gdyby na chwilę przejęła obowiązki pufy czy innego siedzenia. Już od pierwszego wydobycia “skrzynki” z obudowy, ta robi wrażenie nie tylko dbałością o wykonanie detali (równe pokrycie farbą, system zarządzania przewodami z rzepami, paski LED z silikonowym zabezpieczeniem), ale również wspomnianą solidnością. Nie ma mowy o wyginaniu się poszczególnych metalowych części czy strachu, że podczas montażu coś się urwie. Chciałoby się powiedzieć “premium pełną gębą”.

Całość mierzy dokładnie 460 x 210 x 428 mm przy wadze 6,8 kg. Po wypełnieniu obudowy podzespołami, staje się ona całkiem ciżękim, stabilnym kolosem. Jest to (co widać już po zdjęciach) konstrukcja dwukomorowa, dzięki czemu w piwnicy zamieścimy nie tylko zasilacz, ale także trzy dyski twarde 3,5″. Co warto jeszcze wiedzieć przed przystąpieniem do szczegółowego opisu wyglądu poszczególnych elementów zewnętrznych? Chociażby to, że całość wykonano ze stali SGCC i hartowanego szkła.

Test obudowy NZXT 510i

O froncie obudowy nie ma co się rozpisywać: ot stalowy, pomalowany na biały mat panel naciągnięty na top, zaś niemal u podstawy uraczony połyskującym (również na biało) logotypem producenta. Trochę więcej dzieje się na lewym boku, gdzie odnajdziemy 3-milimetrowe szkło hartowane o przyjemnym dla użytkownika sposobie demontażu, ale o tym za moment. Szkło jest tylko nieco przyciemnione, jednak z trzech stron okraszone już zupełnie czarnym pasem dekoracyjnym. Druga, niższa strefa lewego boku, czyli pomalowana z zewnątrz również na biało piwnica, to kolejny jednolity kawał stali bez okienka służącego temu, aby można było zaprezentować jakiej marki PSU drzemie wewnątrz. Prawy bok obudowy (w przeciwieństwie do lewego) dobrze wróży temperaturom wewnątrz budy. Na kolejnym już stalowym i białym panelu umieszczono bowiem wzdłużną kratkę wentylacyjną, a tuż pod nią jeden z trzech filtrów przeciwkurzowych.

Test obudowy NZXT 510i

Mówiąc szczerze, top obudowy to taki trochę “designerski potworek”. Zauważymy tu bowiem niespecjalnie gustowną siatkę wentylacyjną górnego wentylatora oraz kilka portów. Prócz włącznika odnajdziemy tu zaledwie dwa porty USB (jeden Typu A i jeden Typu C) oraz złącze 3,5 mm jack. W czasach gry operujemy tak wieloma urządzeniami zewnętrznymi, może być to po prostu trochę mało, a jeśli nasza płyta główna nie jest bogata w port USB 3.1 (2. generacji), to złącze USB-C pozostanie nieaktywne. Zupełnie po drugiej stronie, a więc na spodzie obudowy skrywa się kolejny filtr przeciwkurzowy, wyciągany i montowany w prosty sposób, bo obdarowany plastikową ramką. Ze spodu dowiemy się również, że zamontowana wewnątrz ramka na dyski jest przesuwna (dokręcana śrubkami w dogodnym miejscu), dzięki czemu możemy manipulować jej położeniem, zwiększając np. ilość miejsca na zasilacz.

Test obudowy NZXT 510i

Spód to także cztery, dość wysokie nóżki z gumowymi podkładkami. No i mamy też ostatni, trzeci otwór wentylacyjny z wyjmowanym filtrem przeciwkurzowym blisko frontu. Sprawdźmy teraz co jeszcze można powiedzieć o obudowie z wyglądu tylnego panelu. Pierwsza pochwała należy się za odkręcane, a nie wyłamywane zaślepki dla kart rozszerzeń. Pierwsza nagana zaś, za stałe montowanie tylnego wentylatora. Brak choćby najmniejszych szyn pod cztery śrubki może się zemścić podczas montażu podzespołów, ale o tym przekonamy się dopiero podczas składania komputera w funkcjonująca całość. Na odwrocie dostrzeżemy też siedem śledzi na rozszerzenie poziome oraz dwa na rozszerzenia pionowe. Po raz kolejny ubolewam, że w zestawie nie znajdziemy dołączonego risera do pionowego montażu GPU.

Test obudowy NZXT 510i

NZXT 510i: wygląd i jakość wykonania – wewnątrz

Otwieranie zarówno jednej jak i drugiej strony obudowy w NZXT 510i to czysta przyjemność. Prawy, jednolity panel przykręcany jest do tyłu za pomocy dwóch szybkośrubek, które po częściowym odkręceniu zostają w prowadnicach, dzięki czemu mamy pewność że ich nie zgubimy. Podobnie jest w przypadku lewego, szklanego boku. Z tym, że tu mamy tylko jedną śrubkę. Po jej odkręceniu i pociągnięciu szyby do siebie, zdejmujemy ją z metalowych zaczepów na dole i tak oto wnętrze staje przed nami otworem. W oczy rzuca się wówczas kilka kluczowych elementów: dobrze wentylowana piwnica, biały, pionowy metalowy panel, który pełni rolę skrywającą przewody oraz spore wycięcie pod płytę główną. Wszystko zapowiada dość przyjemny montaż i choć nie uświadczymy tu gumowych przelotek w otworach, te są duże oraz (co ważne) nie są ostre. Nie “pokaleczymy” nie tylko przewodów, ale także i własnych dłoni.

Test obudowy NZXT 510i

Grzebiąc dalej we wnętrzu obudowy możemy się rozczarować faktem, że dwa preinstalowane wentylatory nie są podświetlane. Światłem nadrobić mogą jedynie dwa paski LED umieszczone kolejno za wspomnianym już białym pionowym panelem oraz podwieszone pod “sufitem” budy. W komorze na zasilacz nie znajdziemy niestety gumowych mat niwelujących wibracje, a przy tym ewentualny hałas. Brakło też w zestawie choćby jednej tacki do zamontowania dysków. Maksymalnie trzy z nich (o wielkości 3,5″) zamontujemy więc w klatce bezpośrednio śrubkami, zaś kolejne dwa dyski (o wielkości 2,5″) możemy  przytwierdzić do szybkodemontowalnych stelaży znajdujących się za płytą główną. Wystarczy więc że odkręcimy jedną śrubkę i wypniemy przewodu, a dysk wraz ze stelażem będzie gotów np. do podróżowania. Co jednak ciekawe, jeśli chcemy się pochwalić wyglądem dysku półprzewodnikowego, możemy umieścić go (je) na kratce nad zasilaczem, oddzielającej dwie komory obudowy.

Test obudowy NZXT 510i

NZXT 510i: montaż podzespołów

Montaż podzespołów jest w zasadzie wygodny. Mnóstwo tu otworów przepustowych i to sporej wielkości, dzięki czemu końcowy efekt jest zdecydowanie schludny. Przewody można poukrywać korzystając z wbudowanych w szkielet rzepów, a nawet rynienek (które widać na zdjęciu powyżej). Jedyne nad czym mógłbym zapłakać to trochę mało miejsca za tacką płyty głównej. Odczujemy to zwłaszcza wtedy, gdy producent naszego zasilacza zdecydował się powlec główne jego przewody siateczkowym oplotem. Zamykanie prawego boku “na chama” było więc niejako koniecznością. Przestronność obudowy po drugiej strony tacki sprawiła na szczęście, że nie było problemów z konfliktem pomiędzy tylnym wentylatorem. a pozostałymi elementami (np. płytą główną), czego początkowo trochę się obawiałem. W moim odczuciu ogromnym plusem okazała się też odkręcana w zupełności ramka na dyski 3,5 cala. Dzięki temu można było bez zbędnych machinacji wkręcić śrubki w dysk zarówno z prawej, jak i zazwyczaj problematycznej lewej strony.

Test obudowy NZXT 510i

Muszę jednak zauważyć, że samodzielne składanie komputera bazując na tej obudowie może okazać się nie lada wyzwaniem dla laika. Wszystko dlatego, że instrukcja obsługi jest raczej niezbyt przejrzysta, a do tego napisana z pominięciem języka polskiego. Jednak już po ukończonym montażu, gdy wszystko ładnie “zagra” i zabłyśnie, jako nagrodę otrzymujemy sporą satysfakcję ze złożenia tak dobrze prezentującej się obudowy. Wychodząc nieco w przyszłość (bo opis podświetlenia nastąpi za kilka akapitów), już teraz mogę napisać, że niepotrzebnie obawiałem się też niepodświetlanych wentylatorów. Dwa LEDowe paski w zupełności wykonują konkretną, wizualną robotę. Z kolei brak wygłuszeń przy zasilaczu również nie okazało się problematyczne, gdyż nie odnotowałem stamtąd żadnego zbędnego rezonowania.

Test obudowy NZXT 510i

NZXT 510i: kultura pracy i temperatury

Testowana dziś obudowa ma wiele plusów. Jednym z nich jest cicha praca wentylatorów. Niezależnie, czy pracują one na niskich czy wysokich obrotach, jedyne co słyszymy to szum przepływającego powietrza, nie zaś piski czy inne odgłosy sugerujące niewłaściwą pracę łożysk. Przeciętny hałas jaki generuje zestaw z preinstalowanymi dwoma wentylatorami rozpędzonymi do prędkości 1200 RPM, wynosi 54 dB. Jest więc całkiem dobrze, zwłaszcza jeśli Wasz komputer stoi pod biurkiem (choć taką “ślicznotę” trochę szkoda chować po kątach). Jak wygląda kwestia “walki” z temperaturami? Ano tak, jak przedstawia to poniższy screen z programu HWMonitor. Od razu zaznaczę jednak, że testy wykonano w trybie Silent, co oznacza maksymalną wydajność chłodzenia przy możliwie jak najcichszej pracy. Maksymalne temperatury w spoczynku wynosiły więc około 42 stopni dla CPU, stabilne 40 stopni dla GPU oraz również 40 stopni na płycie głównej.

Względnie niska temperatura utrzymała się też na schowanym w piwnicy dysku twardym, który nie zagrzał się ani trochę nawet podczas obciążenia. Będąc już przy temacie obciążenia: ponad półgodzinna gra w tytuł Wiedźmin 3: Dziki Gon na możliwie najwyższych ustawieniach graficznych “podgrzało” CPU do okolic maksymalnych 67 stopni, zaś GPU do 58 stopni. Nie ma więc w zupełności na co narzekać. Pamiętajmy, że zawsze mamy szansę jeszcze bardziej ochłodzić otoczenie, dokładając do zestawu kolejne dwa wentylatory na przód. No i można jeszcze podkręcić obroty wentylatorów dedykowanym programem NZXT CAM. Choć muszę przyznać, że zmiana trybu Silent na wydajniejszy (w teorii) tryb Performance, podczas gry w Wiedźmina tylko nieznacznie ostudziła poszczególne podzespoły.

Po lewej temperatury po 15 minutach bezczynności. Po prawej temperatury po 30 minutach grania w grę Wiedźmin 3: Dziki Gon. Ustawienia wentylatorów w obu przypadkach: tryb Silent.

NZXT 510i: podświetlenie RGB LED i oprogramowanie NZXT CAM

Jak zauważyłem już wcześniej, obudowa NZXT 510i w akcji to uczta dla oczu (co możecie zobaczyć na wideo na końcu tej recenzji). Zanim jeszcze zdołamy zainstalować dedykowane obudowie oprogramowanie NZXT CAM, przy pierwszym uruchomieniu paski LED zabłysną białym, czystym światłem. Dopiero po zabawie (bardzo prostej) w aplikacji CAM możemy dostosować iluminacje pod własny gust. Znajdziemy więc aż 22 tryby podświetlenia, które można edytować nie tylko pod kątem jasności, ale też prędkości iluminacji i ich barwy. Najlepsze wrażenie robią chyba tryby “tęczowe”, a jest ich aż cztery. Wydawałoby się, że dwa paski LED zdziałają niewiele, ale wrażenie chociażby kolorowej spirali z następującymi po sobie barwami jest naprawdę niezłe. “Buda” może też świecić kolorami dopasowanymi do temperatur poszczególnych podzespołów (np. gdy jest chłodno, zaświeci się kolorem zielonym), a także zaaplikować nam mini-dyskotekę dzięki pulsowaniu w rytm muzyki, czy też reagując wyłącznie na bas.

Test obudowy NZXT 510i

NZXT CAM to jednak nie tylko podświetlenie. To również wspomniana już przeze mnie zabawa z obrotami wentylatorów, których prędkość maksymalna to około 1300 RPM (tył) oraz 1400 RPM (góra). Oprogramowanie pozwoli nam (podobnie jak w kwestii podświetlenia) zapisać własne profile wentylatorów, czyli ich reakcje (ilość obrotów) na wybrane warunki (wysokość temperatury). Przy pracy biurowej zawsze unieruchamiałem wentylatory do zera, a przy graniu królowało u mnie ustawienie Silent (choć nawet maksymalne obroty śmigieł nie zahaczają o wycie czy buczenie – jest po prostu zadowalająco cicho).

Jakby tego było mało, program CAM ma jeszcze kolejne zastosowania. To między innymi podgląd na najważniejsze parametry podzespołów w czasie rzeczywistym. Jaka jest tego wartość? Ano patrząc np. na procent zużycia CPU, GPU i RAMu podczas gry możemy łatwo wywnioskować, który z tych elementów powinniśmy już zupgrade’ować. Jeśli mamy też ochotę (i umiejętności) CAM pozwoli też na podkręcenie naszej karty graficznej, choć jak przestrzega monit wyskakujący po pierwszym uruchomieniu, jest to wciąż “feature” w fazie testów – warto więc uważać.

Test obudowy NZXT 510i

NZXT 510i: podsumowanie

Podsumowanie powyższej recenzji pozwolę sobie zacząć od minusów obudowy, a jest ich kilka, choć trzeba przyznać, że niewielkiej wagi. To bowiem, że za tacką płyty głównej jest trochę za mało miejsca na grubsze przewody zdarza się dość często, nawet w droższych zestawach. Fakt, że wraz z obudową nie otrzymamy risera też nieco smuci, ale można to jeszcze przełknąć. Inaczej jest z tak małą ilością portów na przednim panelu. Jedno USB typu A i jedno USB typu C (które nie zostanie obsłużone przez starsze płyty główne) w towarzystwie złącza audio to stanowczo za mało. Trzeba będzie się zdecydowanie ratować dodatkowym HUBem, co zaważy na ogólnym odbiorze wizualnym całości.

Wspominając jednak o odbiorze całości, możemy płynnie przejść do plusów konstrukcji. Jest ona mianowicie wykonana z gustem i bez przesadyzmu. Dobrze, że nie zastosowano tu podświetlanych wentylatorów, gdyż mogłoby to – mówiąc wprost – wszystko zepsuć, popychając design w stronę odpustowości. Nie samym wyglądem jednak gracz żyje. Kupując obudowę NZXT H510i docenimy wyposażenie, rozbudowany system zarządzania przewodami czy kulturą pracy w połączeniu ze wzorowymi temperaturami. Dość hermetyczna, lewa i przednia ścianka konstrukcji nie wróżyła niskich temperatur, a jednak się udało. Wszystko za sprawą przemyślanego systemu chłodzenia, na który składa się również perforowany element rozdzielający dwie komory obudowy. Dzięki temu ciepłe powietrze ma więcej miejsca na rozchodzenie się i nie “kisi” się w komorze głównej. Ze swojej strony zdecydowanie polecam!

Plusy:

  • Wysokiej jakości wykonanie i piękne podświetlenie
  • Bogaty zestaw akcesoriów do montażu
  • Wzorowa wentylacja, o czym świadczą testy
  • Cicha praca wentylatorów nawet na najwyższych obrotach
  • Trzy wyjmowane filtry przeciwkurzowe w zestawie
  • Bardzo dobry system zarządzania przewodami, m.in. rzepy
  • Bogate w opcje oprogramowanie NXZT CAM
  • Sporo przestrzeni przekładającej się na łatwy montaż…

Minusy:

  • … Choć za tacką płyty głównej jest nieco za ciasno
  • Mało portów na froncie obudowy
  • Brak risera do pionowego montażu GPU w zestawie

Ocena: 4,5/5

Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie