Test Lioncast LM30 – gryzoń szyty na miarę MMO, RTS, MOBA i RPG

Test Lioncast LM30 – gryzoń szyty na miarę MMO, RTS, MOBA i RPG
Polecamy! Testy

Lioncast przygotował dla graczy interesujący sprzęt, który oferuje szereg udogodnień i wyróżnia się niebanalnym wyglądem. Mowa o myszce LM30, wychodzącej naprzeciw oczekiwaniom fanów RTS-ów, RPG-ów czy szeroko rozumianego MMO. Sprzęt oferuje bowiem 12-sto przyciskową klawiaturę mającą usprawniać rozgrywkę, regulację ciężaru, wysoki zakres czułości sensora i… aż  trudno uwierzyć, że to wszystko dostajemy w cenie około 180 zł. Zapraszamy na test Lioncast LM30.

Lioncast LM30 skrywa się we wnętrzu białego, estetycznego pudełka z czerwonymi akcentami. Poza grafiką z gryzoniem, mocno kontrastującym z resztą biało-czerwonej kompozycji kartonu, niemiecki producent kusi nas kilkoma istotnymi informacjami, ale uwaga – zapnijcie pasy. Czy jesteście gotowi na rozdzielczość dochodzącą do 16,400 DPI? Równie dobrze na wyobraźnię może zadziałać aż 18 w pełni programowalnych przycisków. Z pudełka możemy ponadto dowiedzieć się, że LM30 posiada system regulowania ciężaru i jest skierowany głównie do gier MMO/RTS. Patrząc na absurdalnie dużą liczbę przycisków, dedykacja producenta wydaje się być oczywistością. Zanim zerkniemy do wnętrza warto zaznaczyć, że gryzoń zza naszej zachodniej granicy, nie licząc Windowsa 7, 8.1 i 10, jest wspierany również przez starsze systemy, włącznie z XP.

Cały zestaw tuż po rozpakowaniu.

Po starannym rozpakowaniu zawartości w nasze ręce szybko trafia główny bohater tego testu i kilka dodatków. Producent postanowił dodać oprogramowanie LM30 na Mini CD (dostępne również na stronie internetowej producenta), co osobiście przyjąłem z lekkim przymrużeniem oka. W dobie istnienia serwisów cyfrowej dystrybucji gier komputerowych i niesłabnącej popularności produkcji MMO (do których ten gryzoń został m.in. stworzony), płytka wydaje się być nieco zbędnym bonusem. Poza tym dostajemy czarny wycinek kartonu z napisami „Happy?” i „Not Happy?”, na odwrocie którego znajdują się sugestie, aby w przypadku zadowolenia z myszki podzielić się opinią o niej na mediach społecznościowych czy Amazonie, lub w momencie problemu skontaktować się z producentem drogą mailową czy zapoznać się z FAQ. Widać, że Lioncast dba o szczegóły, a za każdy taki ukłon w stronę graczy należą się słowa uznania.

W biało-czerwonym kartonie znajdziemy też niewielkie czarne owalne pudełko do przechowywania ciężarków, zestaw zapasowych teflonowych ślizgaczy i instrukcję obsługi. Ostatnio przyzwyczaiłem się do bardzo skąpych ulotek z prostymi wyjaśnieniami podstawowych przycisków i odnośnikami do stron producentów. W przypadku testowanego gryzonia dostajemy aż 23 strony treściwej instrukcji w językach niemieckim i angielskim, w dodatku z print screenami oprogramowania. W Lioncast prawdopodobnie wyznają zasadę, że od przybytku głowa nie boli. Najważniejsze jednak, że dużo dostajemy również w kwestii samego gryzonia.

Pierwsze koty za płoty

Główny bohater testu prezentuje się zjawiskowo. Masa wyróżniających się elementów tworzy zgrabną, niesymetryczną konstrukcję dostosowaną do praworęcznych osób. Producent niemalże na każdym kroku stara się podkreślić efektowną, hi-endową stylistykę gryzonia. Spoglądając na niego z każdej strony można znaleźć przykuwający oko element czy detal, który bezsprzecznie uatrakcyjnia wygląd tego sprzętu.

Lioncast LM30
Lioncast LM30
Lioncast LM30

Po wyjęciu z pudełka myszki pierwsze, co rzuca się w oczy, to 12-numerowa podświetlana klawiatura, która w zamyśle producenta ma zastąpić część funkcji przypisanych do klawiatury komputerowej i przyśpieszyć rozgrywkę. Guziki, co istotne, zwrócone są do siebie pod niedużym kątem, co bezsprzecznie pomaga w wygodzie użytkowania. W swoistej nawigacji po zbiorze tych przycisków wspierają nas również małe wypustki na guzikach z numerami 5 i 8, od których możemy bez patrzenia dokonywać konkretnych wyborów. Kolejny przydatny detal znajduje się przy podstawie myszki – to fragment plastiku wystający poza jej sylwetkę, na którym można oprzeć kciuka. Widać, że ciekawy dodatek w postaci mini-klawiatury został rozsądnie przemyślany. Prezentuje się solidnie, acz zwyczajnie na tle nieco krzykliwej reszty.

Lioncast LM30
Lioncast LM30

 

Myszka posiada przyjemny w dotyku scroll z wypukłymi strzałkami, który działa bardzo lekko. Po jego bokach znajdują się dwa podświetlane paski, które świetnie komponują się z tym jakże ważnym elementem. Nieco niżej mamy przełączniki DPI – tu również Lioncast nie poszedł w sztampę. Rozdzielczość zmieniamy za pomocą dwóch przycisków, z których jeden znajduje się wyżej od drugiego. Możemy zatem zmniejszać lub zwiększać zapisane wartości DPI, a przez to, że guziki są stosunkowo szerokie i lekko pracują, jest to niezwykle wygodne. Miłym detalem jest wskaźnik poziomów rozdzielczości w postaci czterech diod, co również pomaga nam oszczędzić cenny czas.

Myszka posiada mało widoczne detale wpływające na komfort rozgrywki.
Lioncast LM30

Poza standardowymi, odpowiednio dla komfortu gracza wklęsłymi przyciskami – prawym i lewym, Lioncast zamieścił mały dodatkowy guzik przy tym pierwszym, który w paru grach może być czymś więcej niż tylko kolejnym dodatkiem. Grając w jakąkolwiek strzelankę możemy przypisać pod niego celownik/przybliżenie czy chociażby atak ręczny lub granaty i tak małym szczegółem uprościć sobie rozgrywkę.

Zanim zerkniemy na niemniej ciekawy spód myszki, warto wspomnieć, że sprzęt posiada sześć stref oświetlenia. Oprócz fantastycznie prezentującego się scrolla, klawiatury na lewej ściance i wskaźnika DPI, mamy również podświetlane logo Lioncasta na grzbiecie gryzonia i dwie lampki pomiędzy plecionym kablem USB o długości 190 cm. Logo prezentuje się całkiem nieźle choć widać, że w środku znajduje się mała lampka, która nie oświetla logotypu równomiernie. W rezultacie część tego elementu wydaje się być niedoświetlona w zależności od kąta patrzenia. Lepiej za to prezentują się lampki na przodzie gryzonia w kształcie strzałek – wyglądają niczym światła od sportowego samochodu i nadają sprzętowi futurystycznej nutki. Lioncast LM30, dzięki bogatej iluminacji, nabiera niepowtarzalnego charakteru i trudno wyobrazić go sobie w skromniejszym wachlarzu światełek.

Dioda na grzbiecie gryzonia nie wypełnia w całości światłem loga producenta.

Przewracając myszkę na grzbiet, szybko dostrzeżemy równie ciekawy pakiet „atrakcji”. Poza teflonowymi ślizgaczami w kompletnie niesymetrycznej konfiguracji, które posiadają spore szparki i bardzo szybko zbierają kolejne połacie kurzu, niczym kombajn zboża w sierpniowe dni, na środku dostrzeżemy dwa koła.

Spód LM30 przykuwa wzrok.
Lioncast LM30

W górnym znajduje się laserowy sensor, potrafiący osiągać wysoką rozdzielczość rzędu 16,400 DPI, w dolnym zaś jest komora na metalowe ciężarki. Jest to chyba najsłabiej wykonany element testowanego gryzonia – po przekręceniu pokrywki ta nie odpada. Wymaga klepania dłonią tudzież podważenia nożem czy paznokciem. Gdy w końcu po trudach dotrzemy do regulacji wagi LM30, niczym Indiana Jones do komnaty ze św. Graalem, dostajemy osiem ciężarków wyglądających niczym… mini magazynek od rewolweru. Mimo prostoty wykonania, to całkiem estetyczny przedmiot i wyraźnie prostszy w obsłudze niż legendarny artefakt. Na spodzie znajduje się również guzik do przełączania jednego z pięciu dostępnych profilów. Z jednej strony nie jest to zbyt udane miejsce do zmiany tej opcji, ponieważ trzeba chwilowo zastopować rozgrywkę, jednak dzięki temu nie grożą nam niechciane przełączenia na inne ustawienia. Alternatywą dla tej opcji jest przypisanie każdego innego przycisku myszki, by służył do zmiany profilów. Dokonujemy tego za pomocą dedykowanego oprogramowania.

Regulacja wagi nie należy do udanych elementów tego gryzonia.

Wrażenia wizualne to jedno, ale zobaczmy, co oferuje myszka Lioncast LM30 w kwestii samego oprogramowania.

Lioncast LM30 – dane techniczne:

  • Nazwa: Mysz Lioncast LM30
  • Kolor: czarny
  • Kod EAN: 4250541913475
  • Kod producenta:14719
  • Waga: 115 g
  • Powierzchnia u góry: tworzywo antypoślizgowe
  • Przeznaczenie: dla osób praworęcznych
  • Typ czujnika: optyczny
  • Rozdzielczość: max. 16,400 DPI
  • Podłączenie: port USB
  • Rozmiary myszki: 41 x 81 x 121 mm
  • Programowalnych przycisków: 19
  • Regulowana szybkość reakcji: 125/250/500/1000 Hz
  • Możliwość zapisywania makr: Tak
  • Ilość możliwych profili: 5
  • Pozłacane końcówki USB: Tak
  • Kompatybilność oprogramowania: Windows XP/Vista/7/8
  • Ilość kolorów podświetlenia LED: 16.8 mln

Proste ustawienia do skomplikowanej rozgrywki

Lioncast LM30 jest bez dwóch zdań atrakcyjny, jeśli chodzi pierwsze wrażenia. Warto jednak zajrzeć „pod maskę” i sprawdzić, czy wraz z efektownym wyglądem idą w parze efektywne osiągi.

Na początek instalujemy oprogramowanie. Wspominałem wcześniej, że mini CD to niezły przeżytek, jednak okazał się ratunkiem przy testowaniu myszki. Podczas próby ściągnięcia softu myszki ze strony producenta wyświetlił mi się błąd 404. Bez chwili wahania poratowałem się fizycznym nośnikiem i w mgnieniu oka zainstalowałem ważący 13 MB program. Ten jest niebywale prosty w obsłudze i co najważniejsze – bardzo czytelny. Składa się z czterech głównych zakładek widniejących na górze okienka programu (o których za chwilę), zaś na dole znajduje się sześć czytelnych opcji: Save as, Load, Restore, Reset all, OK, Cancel oraz Apply.

Pierwsza z głównych zakładek to General. W niej konfigurujemy przyprawiające o zawrót głowy 19 przycisków, które producent elegancko podzielił na podgrupę „front” z LPM, PPM, scrollem etc., oraz „side” z przyciskami od 1 do 12 klawiatury na bocznej ściance myszki.

Oprogramowanie do LM30 jest bardzo czytelne i proste w obsłudze.

 

Oprócz zmian funkcji podstawowych przycisków (dostępnej na liście po kliknięciu w dany guzik), Lioncast udostępnił nam szereg mniej lub bardziej przydatnych dodatkowych opcji, które mogą zrobić z LM30 mały kombajn do zarządzania multimediami. Za pomocą Combo Key tworzymy kombinacje klawiszowe z użyciem WIN, CTRL, ALT i SHIFT, które w niektórych tytułach mogą w pewien sposób dać alternatywę w rozgrywce poprzez przypisanie z klawiatury komputera określonych funkcji do przycisków gryzonia. Oczywiście warto robić to z głową, bo chyba nikt nie chciałby przypadkiem wyłączyć sobie sesji w LOL-u poprzez naciśnięcie WIN czy odpalenie menagera zadań…

Dzięki Basic możemy przypisać LM30 takie funkcje jak wytnij, kopiuj, wklej, zaznacz wszystko, znajdź, drukuj czy zapisz. Mało? To co powiecie na możliwość otwierania/zamykania okienka, włączania przeglądarki, pokazywania pulpitu (chowają się wszystkie okienka) czy usypiania PC. W Media czeka nas nie mniejsza zabawa, bo znajdują się tam wszelkie opcje odpowiadające tym w odtwarzaczu multimedialnym, włącznie z wyciszaniem słuchawek i odświeżaniem listy z plikami. Możemy ponadto zmienić miejsce przełączania DPI czy profilów, jednak w tym drugim przypadku guzik u spodu gryzonia stanie się bezużyteczny.

W General możemy również ustawić akcelerację (Acceleration), czyli przyspieszenie, polegającą na zależności odcinka pokonywanego przez kursor od szybkości poruszania gryzonia przez naszą dłoń. Rozsądnie dostosowany suwak z tą wartością może dać odczuwalną różnicę w rozgrywce, podobnie jak Pointer Speed. W tej opcji dostosowujemy prędkość kursora. Jeśli suwak ustawimy maksymalnie na lewo, kursor będzie gnał z iście żółwim tempem. Z kolei w drugą stronę nabierze pożądanej w FPS-ach dynamiki. Oczywiście wszystko zależy od DPI, o którym szerzej za chwilę. W omawianej zakładce możemy jeszcze dokonać konfiguracji szybkości scrolla i dwukliku oraz dostosować częstotliwość odświeżania gryzonia pomiędzy standardowymi wartościami – 125 Hz, 250 Hz, 500 Hz i 1000 Hz.Osobiście najczęściej stawiam na 500 Hz i szukam odpowiedniej wartości DPI tak, aby upłynnić rozgrywkę i nie zmagać się z uciekającym kursorem. Jest to jednak kwestia indywidualna.

Kolejna główna zakładka to właśnie DPI. Ciężko napisać tu coś odkrywczego, bo Lioncast postawił na główne ustawienia związane z tą opcją. Na pięciu profilach oznaczonych „DPI1, DPI2…DPI5”, dostosowujemy wartości, odpowiednio dla osi X i Y. Nieco kosmiczna liczba 16,400 jest dla przeciętnego gracza ciekawostką, no chyba że posiada ekran na pół ściany i strzela w CS:GO headshoty z zamkniętymi oczami.

DPI to zabawa suwakami na osiach X i Y.

Light to nic innego, jak ustawienia bogatej iluminacji LM30. Producent przygotował 33 wybrane kolory, lecz naturalnie możemy przebierać w bogatej palecie 16,8 mln. barw. Dostępne są również opcje wyboru jasności (trzy poziomy lub całkowite wyłączenie diod), czy szybkość „oddychania” lampek. Generalnie wszystko jest banalnie proste w obsłudze. Niestety pewną rysą na szkle jest brak możliwości zmiany barwy w scrollu. Ta jest przypisana do danego profilu i zmienia się jedynie wtedy, jeśli przełączymy myszkę na inny profil. Zabieg producenta jest w pewien sposób logiczny – w końcu możemy rozróżniać, na jakiej konfiguracji działamy. Szkoda jednak, że nie mamy wyboru, a przez to niektóre kolory ze scrolla i reszty stref podświetlenia średnio do siebie pasują. Ostatnią zakładką jest Info, gdzie możemy dowiedzieć się o aktualnej wersji oprogramowania (testowałem na Software 1.2), stronie internetowej i adresie producenta.

Producent przygotował gotowy zestaw barw, jednak dostępna jest również cała paleta 16,8 mln. kolorów.

Makra ustawiamy w Macro Menager, który jest schowany na liście z funkcjami przycisków (rozwija się po kliknięciu w dany przycisk). Nie ukrywam, że chwilę mi zajęło znalezienie tej zakładki i osobiście wolałbym Macro Menager jako jedną z głównych opcji obok General, DPI, Light i Info.

Cała armia w zasięgu jednej ręki

Lioncast LM30 zachwycił mnie swoi wyglądem i prostym oprogramowaniem. Czas jednak na sprawdzenie jego prawdziwej wartości w rozgrywce. Jako że producent stworzył tego gryzonia głównie pod MMO/RTS, postanowiłem przetestować go pod kątem tego drugiego gatunku, a dokładnie w Total War: Warhammer.

Gryzoń sprawdza się naprawdę dobrze w przypadku kogoś, kto ma duże dłonie. Sprzęt jest dość masywny i udanie wyprofilowany pod chwyt PALM. Rynnowe przyciski główne – lewy i prawy – spisują się wzorcowo, choć ich przeciętna głośność klikania lekko psuje pozytywne wrażenie. Zabrakło mi jednak elementu, który skutecznie utrzymywałby mały palec w obrębie gryzonia. Po prawej stronie, jak zresztą już zauważyliście, jest zwykła powierzchnia, która nie posiada plastikowej wypustki wzorem lewej strony z klawiaturą. Przy dłuższym graniu czuć było mały dyskomfort, lecz to odczucie jest drobiazgiem w obliczu całej reszty. Równie dobrze ktoś z Was może kompletnie nie zwrócić na to uwagi.

Myszka otwiera przed nami nowe horyzonty w kwestii prowadzenia rozgrywki.

W samych superlatywach mogę wypowiedzieć się o przełączniku DPI i scrollu – są po prostu idealnie skrojone pod wymagania przeciętnego gracza. Przechodząc do elementu wyróżniającego tego gryzonia, czyli klawiatury, trzeba zaznaczyć, że na pewno działa i przy dobrej konfiguracji może nas odciążyć od korzystania ze standardowej klawiatury komputera. W przypadku Total War: Warhammer, korzystając z Combo Key, zaprogramowałem kilka ruchów związanych z jednostkami dzięki kombinacji Ctrl z klawiszami numerowymi. Tak mogłem sprawnie wydawać polecenia i nie tracić czasu. Również w przypadku kombinacji z przyciskami literowymi nieco  usprawniłem rozgrywkę, ustawiając na „piątce” gryzonia skrót Ctrl+B, odpowiadający za artylerię. Zarządzanie olbrzymią armią fantastycznych maszkar z uniwersum Warhammera za pomocą jednej dłoni było ciekawym doświadczeniem. Szkoda tylko, że mimo czasu, w którym testowałem Lioncasta LM30, ciągle to klasyczne sterowanie z dużym wykorzystaniem klawiatury komputera wydawało mi się naturalniejsze, ale to kwestia przyzwyczajenia.

Niezwykle pomocna przy testowaniu Lioncast LM30 okazała się podkładka od Xtrfy – XGP1, rekomendowana przez szwedzki zespół e-sportowy Ninjas in Pyjamas. XGP1 wyróżnia się specjalną strukturą powierzchni, która umożliwia płynne ruchy gryzoniem. Solidny antypoślizgowy spód przytwierdza się do powierzchni jak przyklejony, a obszyte krawędzie dają gwarancję, że podkładka potowarzyszy nam przez długi czas.

Nawet najlepsza myszka wiele traci bez odpowiedniej podkładki.

XGP1 jest stosunkowo ciężka, zaś jej rozmiar to 460x400x4mm (Large). Czuć, że posiadamy istotne akcesorium do wirtualnej rozgrywki, które przekłada się na jej komfort. Podkładka już przy pierwszych chwilach rozgrywki daje duże poczucie swobody i nie trzeba martwić się, że wyjedziemy z myszką na blat biurka. Wielkość produktu Xtrfly nie jest kwestią problematyczną, ponieważ producent stworzył szereg innych rozmiarów, gdzie każdy powinien dopasować XGP1 do swojego growego stanowiska. Doczepiłbym się jedynie do jakości nadruku logotypu producenta i żółtego akcentu w prawym dolnym rogu. Wyglądają przeciętnie, a co gorsza mój testowy egzemplarz posiada lekko nachodzące na siebie kolory, co w końcowym rozrachunku nieco psuje jakże pozytywne wrażenie.

Klucz do niezapomnianych wrażeń

Lioncast LM30 to kawał udanego sprzętu w rozsądnej cenie. Niemiecki produkt szybko potrafi oczarować wyglądem i możliwościami, łącznie z nieco przesadzoną liczbą DPI, i co najważniejsze – swój pozytywny wizerunek potwierdza również podczas rozgrywki, gdzie czuć jakość oraz precyzję. Zdecydowanie największy atut tego sprzętu, czyli klawiatura numeryczna, to coś więcej niż zwykły dodatek. Początkowo przyciski klawiatury gryzonia mogą się mylić, tym bardziej jak ktoś ma duże palce (tak jak ja) i wciska nie te guziki, co trzeba. Są jednak opcją wartą sprawdzenia, lecz wymagającą czasu, aby skutecznie przestawić się na nie z klasycznej klawiatury komputerowej. Jeśli dacie temu gryzoniowi szansę, będzie kluczem do wspaniałych wrażeń z ulubionymi RTS-ami czy grami MMO. Nawet w kompletnie innych gatunkach gier komputerowych LM30 potwierdzi swoją klasę. A na tej półce cenowej ciężko znaleźć alternatywę z tak bogatym wyposażeniem.

Plusy:
+ atrakcyjny wygląd
+ wbudowana klawiatura
+ 19 programowalnych przycisków
+ wiele stref iluminacji
+ solidne wykończenie
+ system regulacji ciężaru…

Minusy:
– …który działa opornie
– skrzętnie schowany Macro Menager
– szczeliny pomiędzy ślizgaczami

Ocena: 5/5

Łukasz Kędzierski
O autorze

Łukasz Kędzierski

Redaktor
Fan gier wszech epok stawiający na pierwszym miejscu grywalność, bez względu na gatunek produkcji. Zawsze chętnie odpala gry z PlayStation, czerpiąc z nich nie mniejszą frajdę jak blisko 25 lat temu. W wolnych chwilach pochłania powieści weird fiction oraz pulpowe horrory wydawane w Polsce w latach 90., nie stroni też od dobrego komiksu ze stajni DC.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie