Test Lenovo Legion Y720T – grania się nie boi

Test Lenovo Legion Y720T – grania się nie boi
Newsy Polecamy! Testy

Test desktopu od Lenovo zaczniemy od oczywistej prawdy: nie każdy zna się na poszczególnych podzespołach komputerowych. Na rynku jest tyle sprzętu, że czasami trudno nadążyć za nowościami oraz za tym, co do czego pasuje, co z czym będzie najwydajniejsze, a przede wszystkim: co ile kosztuje. Dobrze więc, że wciąż powstają gotowe zestawy, które być może kosztują nieco więcej, niż samodzielnie złożony komputer, ale potrafią oszczędzić wiele nerwów i nieprzyjemności (a także zapachu spalenizny w przypadku niedoświadczonych i wyjątkowo pechowych użytkowników).

Jedną z propozycji od Lenovo jest Legion Y720T (gdzie T oznacza tower). Podobnie jak droższą wersję (Y920T) oraz tańszą (Y520T), można zakupić w różnych konfiguracjach. Lenovo proponuje użytkownikom modele z procesorem Intel i7-7700 i grafiką aż do Nvidii GTX 1070 8GB, ale także wersje zarówno z procesorem, jak i kartą graficzną od AMD. Do redakcji trafił egzemplarz, który na pokładzie ma CPU od AMD (Ryzen 7 1800X) oraz GPU od Nvidii (GTX 1060 6GB). Y720T zaopatrzono w 16GB RAMu i dwa dyski: szybki SSD o pojemności 128 GB i standardowy, 1-terabajtowy HDD. Pecet przybył w towarzystwie monitora Lenovo Y27G Re, o którym także napiszemy parę zdań. Ale nie przedłużając spójrzmy, jak wypada Legion Y720T, za który chętni nabywcy będą musieli zapłacić około 6 tysięcy złotych (cena bez monitora widocznego na zdjęciu).

Legion prezentuje się elegancko, ale w pewnym sensie także nieco monumentalnie. Aż szkoda chować go pod biurko.

Logo Legion niczym pokolenie Y

Panel przedni jest pokryty miękkim w dotyku plastikiem imitującym włókno węglowe, ale reszta obudowy jest już wykonana z metalu i zwykłego plastiku. Po bokach nie znajdziemy żadnych okienek, a jedynie czarne aluminium. Na wierzchu zamontowano uchwyt do przenoszenia. Z pewnością docenimy ten zabieg, gdy przyjdzie nam przenosić sprzęt z miejsca na miejsce. Legion Y720T jest duży i naprawdę ciężki (waży 13 kilogramów). Na przedniej stronie urządzenia znajduje się logo Legion Y, które świeci na czerwono. Ta sama dioda LED rozświetla przestrzeń poniżej loga, to jest bezpośrednio nad obszarami wentylacyjnymi. Trzeba przyznać, że design testowanego sprzętu nie jest przesadnie fantazyjny, ale daleko mu też do nudziarstwa. Gdyby zapytano mnie o subiektywne odczucia, to muszę przyznać, że mi wygląd obudowy bardzo się spodobał.

Znaki szczególne Legion Y720T.

Przód Y720T to konkretny zestaw portów, które umożliwiają szybkie i łatwe podłączenie większości urządzeń peryferyjnych. Jest tam więc gniazdo kart SD, dwa porty USB 3.0, para portów USB 2.0 oraz gniazdo słuchawkowe i mikrofonowe. Porty z pewnością przydadzą się, by podłączyć urządzenia, które nie są na stałe podłączone do komputera, na przykład słuchawki. Fajnie byłoby zobaczyć przedni port HDMI dla łatwiejszego podpięcia zestawu VR (zamontowany w środku GTX 1060 na to pozwala). Na froncie znajduje się jeszcze napęd DVD-RW – urządzenie nieco już archaiczne, ale dobrze że jest (zwłaszcza za tę kwotę), bo wielu z nas trzyma jeszcze terabajty zmagazynowanych danych (np. rodzinnych zdjęć) na płytach DVD.

Przedni panel nie dość, że funkcjonalny, to jeszcze wykonany z gustem, jak cały zresztą wierzch desktopu.

Na spodzie obudowy znajdują się cztery wytrzymałe, plastikowe nóżki. Jako że zasilacz jest w Legion Y720T na spodzie, pod obudową mamy także otwory wentylacyjne. O ile nóżki unoszą nieco obudowę, a dzięki temu zyskuje ona na cyrkulacji powietrza, to przeszkadzają one w przemieszczaniu stacji, zwłaszcza po podłożu innym niż płytki czy panele. Przesuwanie Lenovo po wykładzinie dywanowej, klęcząc pod biurkiem w słabym oświetleniu i próbując podpiąć kabel HDMI, nie było najprzyjemniejszym doświadczeniem. Ale raz postawiona obudowa, nie powinna rodzić problemów (do momentu oczywiście, aż podejmiemy się jej odkurzania).

Nieczęsto zobaczycie ten widok – Legion jest zbyt ciężki, by ochoczo zaglądać co ma pod spodem. A zresztą, kto tego potrzebuje?

Tył testowanego modelu to kolejne porty USB, gniazdo Ethernet, optyczne wyjście audio, gniazda Display Port, wyjścia HDMI, a także port DVI, przeznaczony dla starszych monitorów. Jest także naturalnie pięć gniazd audio. Warto nadmienić, że są one szczelnie osłonięte metalową klapką, co nie zdarza się często. Zwykle przez niedopasowanie płyty głównej z otworem na jej wyjścia, właśnie tam wpada kurz. W przypadku dedykowanego zestawu jakim jest testowany Legion, tego problemu już nie ma.

Z tyłu na próżno będziemy szukać portów PS2 dla mysz i klawiatur starszej daty. Ale Lenovo dostarcza Legion Y720T wraz z myszą i klawiaturą pod USB, więc nawet jeśli nie mamy tych urządzeń peryferyjnych (w co wątpię, zwłaszcza że kupując sprzęt za taką cenę, raczej dysponujemy już jakimś gamingowym sprzętem klikającym), to producent rozwiązuje ten problem. Wraz z myszą i klawiaturą w zestawie znajduje się także kabel zasilający oraz przewodnik zatytułowany Szybki Start. Książeczka jest czytelna i zrozumiale napisana, tak więc nawet Wasza babcia powinna z okularami na nosie prędzej czy później odpalić samodzielnie sprzęt.

Umiejscowienie zasilacza na dole, było dobrym rozwiązaniem.

Co jest doskonałe w Legion Y720T? Rozbieranie! Desktop został przygotowany z myślą o rozbudowie i upgradzie. Aby dobrać się do podzespołów, nie będziemy potrzebowali ani jednego narzędzia typu śrubokręt. Po przełączeniu przełącznika blokady z tyłu urządzenia i naciśnięciu przycisku zwalniającego (uchwytu) na górnej części urządzenia, uzyskamy dostęp do otwarcia panelu bocznego, a tym samym do GPU, zasilacza, pamięci RAM, procesora, wentylatora oraz pamięci masowej. Podobnie wygląda sytuacja, jeśli chcemy zajrzeć, co skrywa przedni panel obudowy. Tutaj należy zając się trzema zatrzaskami (które są dostępne po zdjęciu bocznej ścianki), a następnie zdjąć front, uzyskując dostęp do kolejnego wentylatora i napędu optycznego.

Legion Y720T nie ma przed nami żadnych tajemnic!

Specyfikacja techniczna testowanego zestawu:

  • Procesor: AMD Ryzen 7 1800X (3,6 GHz, 8MB L3)
  • Płyta główna: Lenovo 36E1
  • Chipset: B350
  • Socket CPU: AM4
  • Pamięć: Samsung 2x 8 GB DDR4 2400MHz
  • Karta graficzna: NVIDIA GeForce GTX 1060 6GB
  • Karta muzyczna: zintegrowana Realtek 7.1+2 Channel Sound
  • Komunikacja: LAN: Realtek max. 1000 Mbps; WLAN: Realtek WiFi 802.11 ac, Bluetooth 4.0
  • Dysk twardy: Western Digital Caviar Blue, 3.5”, 1TB, SATA/600, 7200RPM, 64MB cache
  • Dysk SSD: SAMSUNG PM961 128GB 
  • Napęd optyczny: LiteOn DVD-RW SATA
  • Złącza na panelu przednim: czytnik kart pamięci SD/mini SD/SDHC/SDXC, Wyjścia/wejścia audio: 1x Mikrofon, 1x Słuchawki, 2x USB 2.0, 2x USB 3.1
  • Złącza na panelu tylnym: 1x USB 3.1 Gen 2 (Typ A), 1x USB 3.1 Gen 2 (Typ C), 4x USB 3.1 Gen 1 (Typ A), 2x USB 2.0, 1x Rj-45, 1x gniazdo optyczne, 5 gniazd audio, 3x DisplayPort, 1x HDMI, 1x DVI-D
  • Wymiary: 20,0 x 49,0 x 47,5 cm (szerokość, długość, wysokość)
  • Waga: 13 kg
  • System Operacyjny: Microsoft Windows 10 Home 64bit
  • Zasilacz AcBel 450 Watt

Monitor Lenovo Y27G Re (Razer Edition)

O ile zarówno komputer jak i monitor bardzo podobają mi się wizualnie (to pierwsze podobieństwo) i są horrendalnie ciężkie (to drugie podobieństwo), to na tym bliskość tych dwóch elementów się kończy. Desktop jak to desktop – mimo iż spory, to wsuwamy go pod biurko i kłopot się kończy. Z monitorem jest nieco gorzej: wraz z podstawką zabiera mnóstwo miejsca. I nie chodzi tu ani o jego wysokość, ani szerokość (bo to akurat plusy), ale o głębokość. Sama podstawka, na której montuje się monitor jest wielka i ciężka. Na szczęście monitor da się powiesić na ścianie – jest to jakieś wyjście z tej niekomfortowej sytuacji. Trzeba mieć jednak na uwadze to, że większość monitorów gamingowych korzysta właśnie z takich dużych podstawek i uchwytów, które umożliwiają pełną regulację monitora. Coś za coś.

Na rozmiarze kończą się duże problemy Y27G. Poza tym jest to elegancki, 27-calowy monitor oferujący maksymalną rozdzielczość 1920 x 1080, z zakrzywioną matrycą 144 Hz i bardzo dobrym, wysokim kontrastem. Także jasność jak i gama kolorów jest przyzwoita, choć osobiście uważam, że zakres jasności jest zbyt duży. Kilka minut jednak wystarczy, aby ustawić parametry pod siebie. Warto zauważyć, że producent zastosował w monitorze dodatkowo technologię G-Sync, co sprawia, że monitor spisuje się wyjątkowo dobrze pracując wraz z kartami Nvidii. Sama technologia synchronizuje częstotliwość odświeżania obrazu wyświetlacza z kartą graficzną. W momencie włączenia tej opcji, od razu widać różnicę w postaci bardziej płynnego obrazu – docenią to w szczególności miłośnicy gier FPS.

Design nieco jak z Wojny Światów. Może się podobać, ale jakby nie było, zabiera mnóstwo miejsca na biurku.

Dobrze, że w obudowie znajdziemy pałąk pozwalający na powieszenie słuchawek, a zaraz pod nim samo wyjście na słuchawki oraz 2x USB z modułem szybkiego ładowania. To wygodne rozwiązanie, pozwalające na podłączenie chociażby telefonu do monitora, aby smartfon ładował się i można było mieć go na oku (zamiast kłaść go gdzieś przy gniazdku pod stopami). Wersja Razer Edition wzbogacona jest o współpracujące z oprogramowaniem Chroma LEDy z tyłu monitora. Szkoda tylko, że na skróconej instrukcji obsługi nie znalazła się informacja, że aby ten gadżet uruchomić, należy dodatkowo połączyć jednostkę centralną z monitorem kablem USB. Zakładam, że nie jedna osoba straci jeszcze wiele godzin, próbując dojść do rozwiązania zagadki dlaczego Chroma nie widzi monitora. Gwoli ścisłości, cena samego monitora to około 2600 zł. Trochę sporo, zwłaszcza że w urządzenie nie wbudowano głośników. Z drugiej jednak, nie odstaje ona od konkurencji, która oferuje podobne parametry. Po prostu przed zakupem takiego monitora, trzeba się dobrze zastanowić, czy potrzebujemy wszystkich jego funkcji.

Pałąk na słuchawki sprawia, że nie potrzebujemy na headset dodatkowego stojaka.

Monitor możemy przeczylać w tył i przód, odchylać na boki oraz manipulować jego wysokością. Ustawień jest wystarczająco dużo. Lenovo chwali się także częstotliwością, z jaką pracuje Y27G, to jest 144Hz. I faktycznie tak to wygląda, jednak tylko w momencie, gdy użyjemy kabla DP. W przypadku HDMI, dostajemy standardowe 60Hz. Wszystkich ustawień możemy dokonać w obrębie programu Lenovo Artery. Są tam też tryby, dzięki którym obraz szybko przystosuje się do poszczególnych rodzajów wyświetlanych treści. W zestawie z monitorem znajduje się naturalnie zasilacz, kabel HDMI oraz DP.

LEDy rzucają ładne światło na ścianę, niestety tylko w przypadku zawieszenia na niej monitora. Ustawiając go na biurku, światło znajduje się od ściany zbyt daleko, by mógł powstać efekt.

Specyfikacja monitora Lenovo Y27G RE

  • Rozmiar matrycy: 27”
  • Powłoka: matowa
  • Rozdzielczość: 1920 x 1080
  • Częstotliwość: do 144Hz (DP) oraz do 60Hz (HDMI)
  • Promień krzywizny ekranu: 1800 mm
  • Rodzaj matrycy: LED, VA
  • Kontrast (statyczny): 3000:1
  • Jasność: 300 cd/m2
  • Kąty widzenia: 178° (pion i poziom)
  • Czas reakcji: 4 ms
  • Waga: 6,8 kilograma
  • Wymiary: 242,0 x 563,3 x 635,0 mm
  • Nachylenie: zakres -5° do 30°
  • Mocowanie VESA 100: tak
  • Wbudowane głośniki: nie
  • Złącza na tyle: 1x DisplayPort, 2x USB 3.0
  • Złącza na boku: 2x USB 3.0, 1x audio jack
  • Zastosowane technologie: Nvidia G-Sync
Moduły podświetleń znajdziemy nie tylko w programie. Bawiąc się manualnie w menu OSD monitora, zdziałamy jeszcze więcej.

Legion Y720T w towarzystwie Windowsa

Legion Y720T przybywa do nas z preinstalowanym systemem Windows 10 Home Edition. System operacyjny zainstalowano standardowo na dysku SSD i do pełni gotowości od startu potrzebuje 8 sekund. Prócz Windowsa znajdziemy dodatkowe oprogramowanie od Lenovo i innych dostawców. Desktop ma też subskrypcję antywirusa McAfee, zainstalowany pakiet Microsoft Office 2016, program do odtwarzania multimediów od CyberLinka o nazwie PowerDVD, a także oprogramowaniem (również od CL) pozwalające na zabawę z nagrywaniem płyt DVD (choć naturalnie i bez Power2Go jesteśmy w stanie nagrywać dane na płytach systemem Windows).

Od siebie Lenovo dorzuciło (na szczęście) niewiele, a przy tym to, co istotne – przynajmniej dodatkowe aplikacje nie spowalniają nam sprzętu, jak to bywa w przypadku chociażby smartfonów. Lenovo Companion to aplikacja, która zawiera wszystkie informacje dotyczące sprzętu, Lenovo Solution Center pozwala użytkownikom w jak największym stopniu wykorzystywać możliwości komputera, np. szybko zidentyfikować stan systemu, połączenia sieciowe oraz ogólne bezpieczeństwo systemu. Z kolei Lenovo Nerve Center dedykowane jest graczom. Z jego poziomu będziemy mogli na przykład zmniejszać i zwiększać moc oświetlenia LED na przednim panelu obudowy oraz zarządzać dźwiękiem i ustawieniami sieci. Nie pobawimy się jednak w podkręcanie CPU – hardware w Legion Y720T na to nie pozwala. Jak więc widać, w oprogramowaniu nie znajdziemy niczego zbędnego. Niemniej, wszystkie te aplikacje możemy z łatwością w dowolnym momencie odinstalować. Trzeba też dodać, że mimo iż zestaw przychodzi do nas bez oprogramowania na płycie, to na stronie wsparcia technicznego Lenovo, będziemy mogli pobrać malutki programik, który wykryje model naszego komputera i zbada, które sterowniki należy zainstalować.

Lenovo Nerve Center uparcie nie chciało pokazać ustawień LED monitora, do momentu połączenia do kablem USB ze stacją dysków.

GeForce GTX 1060 6GB – na tym można pograć!

Legion Y720T uraczy nas kartą graficzną ze stajni Nvidii. Odważę się napisać, że GeForce GTX 1060 o dedykowanej pamięci w postaci 6 GB, jest na chwilę obecną chyba najlepszym wyborem pod względem jakości przyrównywanej do ceny. Nic dziwnego, że karta znalazła swoje zastosowanie w desktopie od Lenovo. Jest solidnie zamocowana w obudowie, ale chłodzi ją tylko jeden wentylator. Temperaturą zajmują się wprawdzie pozostałe wentylatory w obudowie, ale zdziwił mnie trochę ten widok, być może dlatego, że Gigabyte 1060 na której prywatnie pracuje, posiada dwa wentylatory (wydaje się jednak, że jest przez to głośniejszy).

Model GTX 1060 jest w Legion Y720T solidnie zabudowany.

Płyta Główna od samego Lenovo

Za produkcję płyty głównej odpowiada samo Lenovo. W Legion Y720T znajdziemy więc płytę oznaczoną jako Lenovo 36E1. Jest tu miejsce na dwie kości pamięci RAM (łącznie do 16 GB) i jedną kartę PCI Express. BIOS jak można się spodziewać, także jest tworem Lenovo, jednak zarówno strona wizualna jak i obsługa najbardziej zbliżona jest do BIOSów firmy American Megatrends Incorporated – obsłużymy go także za pomocą myszki (UEFI).

W BIOSie wszystko na swoim miejscu.

Co potrafi AMD Ryzen 7 1800X?

Legion Y720T może pochwalić się ośmiordzeniowym (i szesnastowątkowym) procesorem AMD Ryzen 7 1800X, z zegarem o częstotliwości taktowania 3,60 GHz. Nie jest to najnowszy model (bo dostępny od początku 2017 roku), ale wciąż bezsprzecznie jeden z najlepszych. CPU Mark dostarcza  wynik 15,418 co oznacza, że Ryzen zostawia bezmiar pozostałych procesorów daleko w tyle. Maksymalne zużycie energii plasuje się przy tym na poziomie 95W. Podczas pracy (to jest grania), wszystkie rdzenie pracują równo, to znaczy ze zbliżonym obciążeniem.

Tylko kilka procesorów jest w stanie na tę chwilę pobić Ryzena zapakowanego do Legion Y720T.
Ryzen cieszy także dobrymi poziomami pamięci podręcznej.

16GB RAM – mało to, czy dużo?

Na płycie głównej znajdziemy dwa gniazda na pamięć RAM DDR4. Y720T dostał docelowo dwie kości po 8GB (z opóźnieniem 17CL), co łącznie daje 16GB. Choć wizualnie kościom nie nadano designerskiej obudowy, to ważniejszy jest fakt, że producentem jest Samsung, a sama pamięć oferuje częstotliwość 2400 MHz.

Test RAMu nie zakończył się być może zbyt efektownie, ale w praktyce 16GB jest dobrze dobrane do pozostałych podzespołów.

I choć element, jakim jest pamięć operacyjna wypadł najsłabiej w przeprowadzonych testach (płyta pozwala na założenie maksymalnie 16GB), to w ogólnym rozrachunku (to znaczy podczas grania w najbardziej wymagające tytuły), póki co nie ma potrzeby, aby rozmyślać o większych ilościach RAMu. A już na pewno tych kilka dodatkowych gigabajtów przy pozostałej konfiguracji, niewiele by zmieniło.

Bez designu, ale swoją moc Samsung ma.

Szybkie dane i dużo danych!

Szybki i droższy SSD obdarzony systemem i większy, a tańszy HDD przeznaczony na dane, to standardowe połączenie dysków, które występuje także w przypadku Legion Y720T. SSD to w tym wypadku Samsung PM961 oferujący 128GB pamięci. 3,5-calowy dysk SATA to z kolei Western Digital, który jak przystało na HDD nie jest aż tak szybki jak mniejszy kolega, ale oferuje przyzwoity 1 TB na przechowywanie danych. Przy intensywnym zapisie i odczycie słychać delikatną metaliczność talerzy WD, ale nie uświadczymy żadnych głośnych pomrukiwań. Poniższe screeny przedstawiają osiągi obu dysków przy zapisie i odczycie danych (SSD Samsung po lewej, HDD WD po prawej). Samsung PM961 okazał się fenomenalnie wydajnym i szybkim urządzeniem, które jest dla odmiany schowane pod kartą graficzną, ze względu na jego kompaktowe, serwerowe rozmiary (format M.2). Na próżno więc nam szukać 2,5-calowego dysku w obrębie obudowy.

1 TB od sprawdzonego producenta dysków twardych.
128 GB od Samsunga schowało się sprytnie pod kartą graficzną i radzi sobie wyśmienicie.

Co jeszcze drzemie w Legion Y720T?

Lenovo wykorzystuje zasilacz AcBel (PC7033) o maksymalnym poborze mocy 450 watów. Podczas aktualizacji można go wymienić na dowolny inny zasilacz ze względu na standardowy rozmiar. W trakcie pracy jest, podobnie jak cały komputer, dość cichy.

Zarówno karta sieciowa odpowiadająca za łączność przewodową i bezprzewodową jest zintegrowana. Obie pochodzą także z magazynów Realteka. Port LAN obsługuje maksymalnie do 1000 Mbps. WLAN obsługuje z kolei standardy 8822BE (802.11 ac / abgn, 802.11ac). Na pokładzie znajdziemy także moduł Bluetooth w wersji 4.0.

Za dźwięk odpowiada również układ Realtek w wersji AL C892, oferujący dźwięk 7.1 + 2. Miło, że Legion, będąc jak wiadomo zestawem dedykowanym graczom, oferuje dźwięk przestrzenny w takiej konfiguracji – jest ona przy tym zupełnie wystarczająca. Szkoda tylko, że oprogramowanie Manager HD Audio ukryte jest w ustawieniach Windowsa, na próżno więc szukać go w Tray’u (do czego przyzwyczaiły nas zintegrowane karty od Intela).

Lewa strona różni się od prawej właściwie jedynie siatką, odprowadzającą ciepło.

Legion Y720T na poligonie testowym

Legion Y720T jest pod pewnym względem dziwny. Mianowicie nieco głośniejszy niż przeciętny pecet w spoczynku, ale nie odnotujecie przy tym różnicy w natężeniu dźwięku, gdy odpalicie jakąkolwiek grę (w trakcie których inne, ciche komputery wyją bynajmniej nie z zachwytu). W stanie spoczynku, natężenie przy obudowie wynosi od 20 do 25 dB (moc dźwięku zbliżona do szeleszczących na wietrze liści). Po uruchomieniu wymagającej gry, szum wzrasta maksymalnie do 30 dB. Jest to więc niewielka różnica. Za to plus.

Spoczynek

W trakcie, gdy Legion jest bezczynny, program monitorujący CPUID HWMonitor pokazuje następujące parametry dotyczące temperatur:

  • Procesor – 33°C
  • Karta graficzna – 38°C
  • Chipset – 35°C
Temperatury podzespołów w spoczynku.

Zobaczmy jednak, jak wygląda sprawa w przypadku uruchomienia na sprzęcie kilku bardziej wymagających gier.

Testy w grach

Aby sprawdzić, jak działa zestaw Lenovo Legion Y720T, odpaliliśmy na nim kilka bardziej wymagających gier, nie bawiąc się jednak przy tym w podkręcanie karty graficznej. Testy przeprowadziliśmy na tytułach:

  • Need for Speed: Payback
  • Deus Ex Mankind Divided
  • Kingdom Come Deliverance
  • Wiedźmin 3

Need for Speed: Payback

W przypadku wyścigówki ze stajni Ghost Games, wszystko przebiegło bez najmniejszych problemów. Gra uruchomiona na możliwie najwyższych ustawieniach (ultra), pozwoliła na utrzymanie dość stabilnych 60 fps. W każdym razie nie odnotowałam spadków poniżej 57 fps.

Temperatura karty graficznej: 86 °C
Wykorzystanie karty graficznej: 94%
Wykorzystanie dedykowaniej pamięci VRAM: około 3 GB
Wykorzystanie pamięci RAM: około 10 GB

NFS Payback nie miał żadnych problemów. Ultra i wio!

Deus Ex Mankind Divided

Tytuł od Eidos Montreal cierpiał na wygórowane wymagania/kiepską optymalizację od pierwszych dni po premierze i wciąż wyciska soki z wielu kart graficznych. Nie inaczej jest w przypadku Legion Y720T. Stabilne 60 fps udało się osiągnąć dopiero na ustawieniach bardzo wysokich bez MSAA. 42 fps to wynik ustawień ultra, także bez MSAA. Wybierając maksymalnie wygórowane ustawienia (ultra i 8x MSAA), gra przestaje być zdatna do zabawy – kończy się 14 fpsami. Przyjemnie (i bez dużej różnicy w obrazie) grało mi się jednak już przy 42 fpsach, to jest wybierając ustawienia ultra bez antyaliasingu MSAA. Oto parametry podzespołów towarzyszące 60 fpsom:

Temperatura karty graficznej: 84 °C
Wykorzystanie karty graficznej: 97%
Wykorzystanie dedykowanej pamięci VRAM: około 4 GB
Wykorzystanie pamięci RAM: około 8 GB

(kliknij obrazek, aby powiększyć)

Kingdom Come Deliverance

Na grę od Czechów narzeka chyba 90% graczy, a wszystko za sprawą nie tylko błędów w grze, ale i jej wymagań sprzętowych. Stabilne 60fps (a chwilami nawet ponad) udało się uzyskać przy ustawieniach średnich z włączoną opcją V-Sync oraz antyaliasingiem SMAA na poziomie x1. Ustawienia bardzo wysokie bez SMAA zaowocowały wahaniem się klatek od 47 do około 55. Dodając do tego SMAA x2, przyjdzie nam grać w okolicach 33-38 klatek na sekundę. Trzeba jednak nadmienić, że te ostatnie ustawienia są najwyższymi możliwymi w grze – deweloper dopiero pracuje nad ustawieniami ultra. Najwyższe ustawienia, owocujące powyżej 30 fpsami to wynik, który przynajmniej mnie satysfakcjonuje. Oto parametry podzespołów towarzyszące 60 fpsom:

Temperatura karty graficznej: 82 °C
Wykorzystanie karty graficznej: 93%
Wykorzystanie dedykowanej pamięci VRAM: około 2 GB
Wykorzystanie pamięci RAM: około 7 GB

(kliknij obrazek, aby powiększyć)

Wiedźmin 3

Aby można było zauważyć (dość subtelne niekiedy) różnice pomiędzy ustawieniami w Wiedźminie, przedstawiamy 3 screeny tego samego ujęcia. Stabilne 60 fpsów uzyskaliśmy przy ustawieniu postprocesów graficznych na wysokim (tzn. maksymalnym) poziomie, a samą grafikę potraktowaliśmy ustawieniami średnimi. Ustawiając grafikę na wysoką, gra zyskuje na pięknie, ale traci na klatkach (50-60fps), choć według mnie jest to idealna opcja grania z podzespołami Legion Y720T. Z kolei podnosząc grafikę do ustawień ultra, skończyło się to spadkiem do uśrednionych 45 fpsów, jednak następowały momenty, gdy wyświetlały się nawet poniżej 34. Ustawienia wysokie w menu postprocesów i grafiki jest więc najlepszym kompromisem. Oto parametry podzespołów towarzyszące 60 fpsom:

Temperatura karty graficznej: 82 °C
Wykorzystanie karty graficznej: 84%
Wykorzystanie dedykowanej pamięci VRAM: około 1 GB
Wykorzystanie pamięci RAM: około 7 GB

(kliknij obrazek, aby powiększyć)

Podsumowanie

Trudno powiedzieć coś naprawdę złego o Lenovo Legion Y720T. Może trochę chciałabym, aby przyszedł on w standardzie wraz z klawiaturą i myszką z prawdziwego zdarzenia (to jest dla gracza). W związku z tym zestaw, który jest dołączony, można potraktować jako przejściowy. Nie pogardziłabym także możliwością overclockingu procesora. Być może za kilkanaście miesięcy okaże się także, że 16GB RAMu to nieco za mało. Patrząc na RAM, producent mógł więc pokusić się o płytę, która poradzi sobie z ich większą liczbą. Z drugiej strony, to by zapewne podniosło cenę samego sprzętu.

Z pomniejszych wad: nie sposób nie doczepić się do działającego głośno niczym traktor napędu DVD. Poza tymi zarzutami Legion spisuje się wyśmienicie. Osiągi są adekwatne do tego, co oferują podzespoły, a są one – nie ma co ukrywać – jedne z najlepszych na rynku. Najnowsze gry działają płynnie, choć wielu z graczy-estetów utrzymuje, że aby używać określenia płynnie, należy widzieć niczym niezmącone 60 fpsów. Przypomnę więc jednak, że biolodzy stawiają sprawę jasno: ludzkie oko nie dostrzega (z wyjątkami od reguły) różnicy powyżej 30 fps, a w przypadku testowanego sprzętu, gry zachowywały się już wystarczająco przyjemnie, właśnie na poziomie 40-50 fps. Sam zestaw ma także wsparcie dla 4K i systemu VR (mowa naturalnie o karcie graficznej). Bardzo ważne jest również to, że desktop jest bardzo cichy. Zadowoli to każdego, a zwłaszcza te osoby, które dotąd męczyły się z głośnymi pecetami. Wszystkie plusy i minusy ostatecznie dowodzą, że nie ma zestawów idealnych, ale w przypadku desktopu z półki co testowany Legion Y720T, model ten jest jak najbardziej godny uwagi. Powinien spokojnie wystarczyć na kolejne 2-3 lata grania. Jeśli jednak macie większe wymagania i oczekujecie od gier nawet więcej niż 70 fpsów (a przy tym operujecie kilkoma dodatkowymi tysiącami), warto zwrócić uwagę na droższego brata testowanego tu Lenovo, o nazwie Legion Y920.

Legion Y720T w towarzystwie Lenovo Y27G Razer Edition to piękna para.

Plusy:
+ łatwy do rozbudowy/upgrade’u
+ fenomenalny SSD
+ przydatne oprogramowanie
+ świetna wydajność
+ nie generuje  uciążliwego hałasu nawet pod maksymalnym obciążeniem
+ design
+ chłodzenie wentylatorów dobrze odgrywa swoją rolę

Minusy:
– mysz i klawiatura w zestawie mogły by być lepsze
– głośno działający napęd DVD
– płyta ma tylko dwa sloty na pamięć operacyjną RAM i ograniczenie do 16GB

Ocena: 4,5/5

Ewelina Stoj
O autorze

Ewelina Stoj

Redaktor
Bardziej od konkretnych gatunków ceni sobie kiedy gra ma "duszę" i pouczający przekaz. Nieco osamotniona w męskim świecie ruchomych pikseli próbuje udowodnić światu, że gry to także sztuka.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie