Sztuka ewolucji – oto serie, które tylko zyskały na zmianach. Czy Resident Evil pójdzie w ich ślady?
Grand Theft Auto III (Rockstar Games, 2001)
Prawdopodobnie najlepszym przykładem udanego przekształcenia serii gier wideo jest Grand Theft Auto III z 2001 roku. Rockstar po dwóch pierwszych, ciepło przyjętych przez graczy odsłonach serii (oraz dodatku do pierwszej części GTA: London), pewnie kroczył do pierwszoligowej grupy zespołów deweloperskich. Gry przedstawiające przestępczy światek w wielkich, tętniących życiem metropoliach niemalże z miejsca stały się hitami, które dawały frajdę w swobodzie działania.
Produkcja kolejnej odsłony zbiegła się z okresem tworzenia ówczesnych next-genów, które pozwalały na ogromne możliwości względem urządzeń z drugiej połowy lat 90. ubiegłego wieku. Rockstar postanowił pójść z duchem czasu i stworzyć growego molocha, który dobitne pokazywałby dostępne wówczas możliwości technologiczne. Odrzucono tym samym widok z lotu ptaka, tworząc olśniewające graficznie TPP w wielkim mieście rodem z USA. Coś, czego do tej pory praktycznie nie było. Rockstar tym zabiegiem idealnie wstrzelił się w gusta graczy, którzy pokochali sandbox’owe miejsce pełne treści skierowanych do dorosłego odbiorcy. Wirtualny świat stawał się coraz bliższy realnemu i być może przez to Grand Theft Auto III było tak rozchwytywane przez graczy? Autorzy nie obyli się od licznych skarg ze strony ugrupowań feministycznych, obrońców praw człowieka czy mediów, które wielokrotnie pisały o rzekomym negatywnym wpływie tej gry na dzieci i młodzież. GTA III sprzedało się ponad dwa razy lepiej niż poprzednie odsłony, dobijając do niemalże 13 mln sprzedanych kopii! Tym samym wskazało Rockstar kierunek, w którym firma dążyła w kolejnych latach, sprzedając dziesiątki milionów gier sygnowanych logiem Grand Theft Auto.
Na przykładzie przedstawionych serii widać, że stanowcze zmiany nie zawsze muszą być złe. Resident Evil zresztą już od czwartej odsłony przeszedł małą (r)ewolucję – statyczna kamera odeszła od lamusa, a sama akcja została kilkukrotnie nasilona. Kolejne części i spin-offy tylko pogłębiały tę formułę, czego kwintesencją był Resident Evil 6, w którym zombie-podobne kreatury mogliśmy po prostu bić, a sama groza związana z taką konfrontacją po prostu nie istniała, co w klasycznej trylogii było nie do przyjęcia. Stąd w nowym pomyśle Capcomu, związanym z widokiem FPP, scenariuszem stworzonym przez osobę z zachodu (Richard Pearsey odpowiedzialnych chociażby za F.E.A.R) i generalnym restarcie Rezydencji Zła, powinniśmy upatrywać nadziei, że ta seria znów zacznie straszyć. Bo w końcu o to w niej chodzi, prawda?
Na koniec trailer Resident Evil 7…
Wszelkie dane sprzedażowe podane w publikacji podajemy za serwisem vgchartz.com.