NieR: Replicant - postacie

Recenzja NieR: Replicant ver.1.22474487139… Dzieło, które pominie wiele osób

Gra: NieR: Replicant ver.1.22474487139

Recenowana na: PS4

NieR: Replicant z całą pewnością umknie wielu graczom. Wielka szkoda, bo to naprawdę interesujący tytuł, z którym warto się zapoznać.

Bycie graczem w dzisiejszych czasach niesie ze sobą wiele problemów. Do biblioteczek większości osób angażujących się w rozgrywkę zazwyczaj napływają te największe hity i pewniaki, które z pewnością nie zawiodą oczekiwań. Cierpią na tym mniej znane marki i produkcje, które oferują wcale nie gorszą rozgrywkę, ale nie dały rady wypłynąć do szerszego grona.

Jednym z przykładów takich gier jest dylogia NieR. Zarówno Replicant jak i Automata nie zdobyły wielkiej popularności na zachodzie. Powodów jest wiele, ale w pierwszej kolejności postawiłbym fakt, że są to tytuły z pozoru raczej średnio atrakcyjne. Ot, japońskie, dynamiczne gry akcji z elementami RPG, które raczej niczym się nie wyróżniają. Wrażenie to jednak znika od razu, kiedy odpalimy jeden z tych dziwacznych tworów.

Miałem tak w przypadku pierwszej styczności z Automatą i doświadczyłem tego ponownie, kiedy odpaliłem Replicant. To gra na wskroś wyjątkowa, świetna, a przy tym momentami okropnie wręcz archaiczna. Recenzowanie takiej produkcji to bez wątpienia swego rodzaju wyzwanie, ale postaram się przybliżyć Wam, co zagrało, a co nie w NieR: Replicant.

NieR: Replicant - most
Niektóre miejscówki powalają klimatem

Nowe szaty cesarza – czym jest Replicant ver.1.22474487139?

Na wstępie muszę wyjaśnić, czym właściwie jest Replicant ver.1.22474487139, bo jest to dość zawiły temat. Pierwotnie tytuł ukazał się w 2010 roku i miał dwie różne wersje. Jedna ukazała się na zachodzie, a druga w Japonii. W skrócie: różniły się one treścią, głównym bohaterem i paroma innymi szczegółami. Kupując grę w Europie otrzymywaliśmy nieco inny produkt względem tego, który mógł wówczas nabyć mieszkaniec, dajmy na to, Tokio.

Po 11 latach od premiery, Square Enix postanowiło wypuścić odświeżenie tytułu, które byłoby swoistym połączeniem obu wersji gier. W efekcie otrzymaliśmy wypełniony zawartością twór, który jest praktycznie przystosowany do dzisiejszego rynku. Oczywiście z paroma kompromisami.

Do gry wprowadzono wyciętą zawartość, rozbudowano tę już istniejącą i rzecz jasna ulepszono wiele elementów. Poza znaczną poprawą grafiki zajęto się też odnową audio i całkowitą przebudową systemu walki. Moim zdaniem nie jest to już remaster, a coś na wzór połowicznego remake’u. Twórcy z kolei określają to mianem aktualizacji. Ostateczne uformowanie definicji pozostawię Wam, bowiem nie ma to wielkiego znaczenia.

Niemniej, patrząc na oryginał, zmiany są gigantyczne. Jeśli jakimś cudem graliście w NieRa z 2010 roku (w europejskim wydaniu) i chcecie go sobie odświeżyć, zagracie teraz we właściwie prawie nowy tytuł. Kosmetycznym zmianom uległa nawet historia, ale bynajmniej nie odebrało jej to dawnego blasku.

NieR: Replicant - zrzut ekranu1
Uszanowanko!

NieR: Replicant to fabularna perełka

Fabuła NieRa nie brzmi jak coś super odkrywczego. Wcielamy się w chłopca (któremu sami nadajemy imię), który musi znaleźć lek na pewne śmiertelne choróbsko, które złapała jego ukochana siostra. Jak się zapewne domyślacie, nie będzie to łatwe zadanie, a na naszej drodze stanie wiele przeciwności losu.

Z problemami pomogą nam sobie poradzić towarzysze: banitka Kaine, chłopiec Emil i latająca książką Grimoire Weiss. Kompani będą nam towarzyszyć przez znaczną większość gry i trudno ich nie polubić.

Postacie są mocno charakterystyczne, mają głębokie, nierzadko bardzo smutne historie i nieco żałuję, że nie odzywają się częściej w trakcie podróży po świecie gry. Niektóre całkowicie poboczne persony również nierzadko wyróżniają się bardzo dobrą i interesującą historią.

NieR nie boi się też zahaczać o kontrowersyjne i trudne tematy, jak chociażby brak akceptacji w społeczeństwie i ksenofobia. Ceni się to tym bardziej, że te delikatne wątki poprowadzona z należytym wyczuciem, co nie jest wcale proste i powszechne w dzisiejszych czasach.

Główna fabuła jest świetna, śledzi się ją z zapartym tchem i trudno oderwać się od ekranu. Opowiedziana w grze historia jest piękna, często poruszająca, a dodatkowej głębi dodaje jej fenomenalny (choć przewidywalny dla osób, które grały w Automatę) twist, który wywraca świat przedstawiony do góry nogami.

Co więcej, gra ma aż pięć różnych zakończeń, z czego każde poza pierwszym wymaga zaliczenia dodatkowych celów i ponownych przejść danych segmentów gry. Następne przejścia wprowadzają też nierzadko zupełnie nowe sekwencje fabularne, więc jeśli chcecie poznać fabułę NieRa w stu procentach, warto zarezerwować sobie więcej czasu na ten tytuł.

Nie ma się jednak o co martwić, pierwsze, bazowe zakończenie jest w moim mniemaniu satysfakcjonujące i domyka większość wątków. Aby do niego dotrzeć potrzebujecie niecałych 20 godzin. Zaliczenie pozostałych zajmie kolejne 10 lub nawet 15 godzin.

NieR: Replicant - zrzut ekranu z walki
Chaos na ekranie jest dość częstym widokiem w NieR

Wielka mieszanka gatunków

Tak jak wspominałem wcześniej, NieR to gra akcji z elementami RPG. Całość rozgrywa się w otwartym, acz w pewnym stopniu korytarzowym świecie. Otrzymujemy nawet możliwość podjęcia paru wyborów fabularnych, ale są one dość sporadyczne. Te bardziej znaczące da się policzyć na palcach jednej ręki.

Możemy też dowolnie rozwijać naszego protagonistę poprzez zdobywanie poziomów doświadczenia i ulepszanie broni oraz naszych umiejętności specjalnymi “słowami”. Dodatkowo w grze znajdziemy też możliwość handlu i ulepszania ekwipunku u specjalnego handlarza.

Przyjdzie nam też gromadzić masę przedmiotów. Poza standardowymi miksturami i bibelotami, pozbieramy też różne rodzaje broni. Łącznie jest ich kilkadziesiąt, ale niektóre staną się dostępne dopiero po dotarciu do pewnego momentu w grze. Blokada ta jest jednak uzasadniona fabularnie i nie będę zdradzał, z czego ona wynika.

Nieodłącznym elementem gry jest walka. Czuć w niej ducha Platinum Games, które zresztą pomagało w produkcji tego tytułu. Jeśli graliście w Automatę, Replicant prezentuje bardzo podobny, choć moim zdaniem nieco ciekawszy system walki. Platynowość tej produkcji czuć również przy niektórych (swoją drogą, w większości przypadków świetnych) walkach z bossami.

Poza standardowym ciachaniem mieczem lub włócznią na prawo i lewo, możemy też posłużyć się naszym latającym towarzyszem, który posiada śmiercionośne moce. Służy nam on za swoistego drona bojowego, który włada potężną magią. W miarę postępu w grze poznajemy kolejne zaklęcia, a jest ich całkiem sporo. Efektowne moce są bardzo miłym urozmaiceniem pojedynków ze swoją drogą mało różnorodnymi przeciwnikami.

W ogólnym rozrachunku model starć jest bardzo przyjemny i co ciekawe, wpleciono do niego bardzo widoczne elementy bullet hella. Czasami na ekranie pojawia się kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset pocisków, choć nie są one tak śmiercionośne jak w Returnal. Niemniej taka mieszanka gatunków wychodzi grze na dobre

Bullet hell to przy okazji nie jedyny gatunek, który czasem przewinie się w Replicancie. Niektóre sekcje noszą znamiona przygodówki z widokiem z góry, platformówki czy nawet survival horroru. Twórcy NieRa bawią się perspektywą i mechanikami praktycznie przez cały czas i, niech mnie diabli, wychodzi im to świetnie! Nudy nie odczuwałem praktycznie wcale, a jeśli już się pojawiała, to wynikała z archaicznej konstrukcji niektórych elementów.

NieR: Replicant - statek

Archaizmy i bolączki

Tych niestety jest dość dużo i o ile mi specjalnie nie przeszkadzały, niektórych mogą mocno wkurzać. Najbardziej rzucającym się w oczy, staroszkolnym rozwiązaniem jest konstrukcja świata. Ten jest dość korytarzowy i niekiedy w jego eksploracji przeszkadzają wybijające z immersji, niewidzialne ściany.

Dość “staro” wypada też menu i interfejs, które wymagają od nas przeklikiwania się przez kilka okienek, zanim dotrzemy do interesującej nas funkcji. Podobnie jest w przypadku braku możliwości manualnego zapisu gry bez odwiedzania specjalnej lokacji i o ile był on sensownie wyjaśniony w NieR: Automata, tak tutaj nie ma większego sensu. Na szczęście w grze funkcjonuje system punktów kontrolnych.

Przeszkadzać mogą również przeciętnie zrealizowane zadania poboczne, częsty backtracking, mozolne zbieranie części do ulepszania broni u handlarza i kilka innych, mniejszych elementów całej produkcji.

Jeśli spojrzymy jednak na powyższe problemy, Replicant dzieli je z wieloma innymi, japońskimi produkcjami, które wychodzą na rynek nawet dziś. Nie jest to też całkowity remake, więc poszczególne toporności jestem w stanie mu wybaczyć.

Ostatecznie, jeśli jesteście odporni na tego typu archaizmy lub nie są one w stanie popsuć Wam znacząco wrażeń z gry, Replicant nie sprawi Wam problemów. Gra się w to po prostu jak w nieco starszy tytuł, choć z nowoczesnym modelem walki.

NieR: Replicant - wilki

NieR: Replicant to symfonia dla ucha i brudny monokl dla oka

Podobne odczucia mam wobec grafiki. Z jednej strony widać, że twórcy bazowali na jedenastoletnim tytule, ale momentami gra wygląda nawet ładnie. Oświetlenie w niektórych lokacjach robi robotę, choć cała reszta prezentuje się tylko i aż w porządku. Tak samo jest z postaciami, które są po prostu okej i z bliska wyglądają jak lalki. Nie jest to brzydki tytuł, ale dało się z niego wycisnąć nieco więcej.

Na szczęście gra działa za to bardzo dobrze. Grałem na PS5, ale z tego co widzę, nawet na PS4 i Xbox One tytuł trzyma stabilne 60 FPS. Podobno na PC występują problemy z optymalizacją, ale nie jestem w stanie tego zweryfikować. Na PlayStation 5 wszystko działało bez zarzutów.

Jeśli jednak liczycie, że Replicant wykorzysta moc nowej generacji, mocno się rozczarujecie. Póki co Square Enix wypuściło tylko wersje na poprzednią generację konsol i PC, co niestety czuć w trakcie gry. Ekrany wczytywania są dość długie, co nieco mnie zdziwiło, bowiem inne gry, które testowałem we wstecznej kompatybilności nie miały takiego problemu. Być może jest to błąd, który zostanie załatany za jakiś czas.

Średnią grafikę wynagradza jednak oprawa dźwiękowa i robi to z wielką nawiązką. Angielskie głosy postaci brzmią zaskakująco dobrze, ale i tak nie są nawet po części tak dobre, jak muzyka.

Niektóre kawałki wchodzące w skład ścieżki dźwiękowej NieRa postawiłbym w ścisłej czołówce najlepszych utworów z gier, które kiedykolwiek słyszałem. Muzyka w grze jest bardzo różnorodna, pasuje do wydarzeń z ekranu i – co moim zdaniem najważniejsze – potrafi wywołać emocje. Soundtracku z Replicanta słucham właściwie codziennie od momentu uruchomienia gry, a jestem już kilka ładnych dni po ujrzeniu napisów końcowych. To chyba mówi samo za siebie.

Dodatkowo należy wspomnieć, że piosenki i dialogi z gry zostały nagrane ponownie lub mocno odświeżone na potrzeby ver.1.22474487139…Porównałem nową muzykę z tą z oryginału i różnice są zauważalne, aczkolwiek wszystkie wypadają pozytywnie.

Większość utworów ze ścieżki dźwiękowej zawiera teksty napisane w języku wymyślonym specjalnie na potrzeby gry

Król jest nagi. W NieR: Replicant trzeba zagrać!

Replicant jest moim zdaniem ostatecznym dowodem na to, że remastery są potrzebne. Pozwalają one graczom zapoznać się z perełkami, które niegdyś ominęły dany region lub ukazały się w nim w okrojonej formie. Niektóre tytuły po prostu zasłużyły na drugą szansę.

Co więcej, NieR jest też po prostu fenomenalną grą. Historia całkowicie mnie porwała, wkręciłem się w rozgrywkę, a muzyka Keiichiego Okabe regularnie będzie spotykała się z moimi słuchawkami. Cieszę się, że Square Enix dało zielone światło dla tego ryzykownego projektu i najwyraźniej był to opłacalny ruch.

Wydawca ujawnił, że powstaje kolejna odsłona NieR, reżyser cyklu, Yoko Taro, w międzyczasie pracuje nad innym projektem i wiele wskazuje na to, że marka ta zaczyna rozrastać się coraz szybciej.

Z drugiej strony obawiam się, że pomimo pozytywnych recenzji, Replicant nie przyciągnie wielu graczy. To wciąż gra przesycona japońskością, dziwaczna i – przez swoją specyfikę – nieco archaiczna. Dla mnie jej wady nie były większą przeszkodą.

Zdaję sobie sprawę, że wielu graczy zniechęci się do tego tytułu, ale dla mnie jest to mocny kandydat na grę roku. Rzecz jasna jeśli remastero-remake można uznać za “nową” produkcję. Tak czy inaczej, żadna tegoroczna premiera nie zrobiła na mnie jeszcze takiego wrażenia.

Pomimo wad, uznaję NieR: Replicant za grę, w którą powinien zagrać każdy fan dobrych historii, któremu niestraszne nieco przestarzałe rozwiązania i przeciętna grafika. Jeśli jesteś takim graczem, raczej się nie zawiedziesz. Być może po udanym zakupie sięgniesz nawet po NieR: Automata, które także serdecznie polecam.

NieR: Replicant ver.1.22474487139

Historia z morałem

NieR: Replicant to dowód na to, że odświeżenia starszych gier potrafią zdziałać dużo dobrego. Tytuł ten może nie zachwyca oprawą, ale łapie za serce genialną fabułą, wciąga przyjemną rozgrywką i powala muzyką. Niektórzy gracze mogą szybko zrezygnować z zabawy przez zauważalne archaizmy, ale ja bawiłem się doskonale i liczę, że Square Enix będzie dalej rozwijać to uniwersum.

4.5

Plusy:

  • Piękna, wciągająca i zapadająca w pamięć fabuła
  • Mieszanka gatunków wykonana ze smakiem
  • Płynny i satysfakcjonujący system walki
  • Fantastyczna muzyka
  • To po prostu bardzo dobry remaster (pół-remake?) dobrej gry z 2010 roku

Minusy:

  • Zachowało się parę archaizmów, które zniechęcą wiele osób do gry
  • Długie ekrany wczytywania
  • Przeciętna grafika
  • Dla niektórych - brak polskiej wersji językowej
Jakub Stremler
O autorze

Jakub Stremler

Redaktor
Popkulturowy kombajn lubujący się w literaturze weird fiction, filmowych horrorach, dobrej muzyce i grach wszelkiego rodzaju. Po godzinach studiuje game design i pielęgnuje pasję do sportu.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie