Recenzja Doom. Piekło kłania się ogniem do stóp
Doom z roku 1993 to wiekopomne dzieło i zarazem jedna z najważniejszych gier wszech czasów. Czy próba wskrzeszenia legendy powiodła się studiu id Software?
Nigdy nie zapomnę dnia, gdy jako 9 letni brzdąc zobaczyłem na nowiutkim komputerze mojego brata kilka tytułów, o których dane mi było dotychczas czytać w magazynie Secret Service. Wrażenie jakie wywarły na mnie hity pokroju Mortal Kombat było niezapomniane, przeskok w stosunku do Amgi, którą pamiętałem jako berbeć, był zdecydowanie odczuwalny. Na dysku twardym nie mogło zabraknąć fenomenalnego Dooma, który to dla całego pokolenia graczy był produkcją rewolucjonizującą gatunek gier FPS. Bałem się, iż remake wydany 23 lata później będzie próbą bazowania na nostalgii starych pierników, którzy sięgną do portfeli z sentymentu do marki. Całe szczęście się myliłem, Zagłada to prawdziwy majstersztyk.
Dawno, dawno temu na Marsie
Scenariusz rzecz jasna nie stanowi elementu, który przyciągałby do produkcji, niemniej warto o nim napomknąć. Przyjdzie nam wcielić się w rolę marine, który budzi się na Marsie w stacji badawczej, nie ma jednak zbyt wiele czasu by dojść do siebie po przydługiej drzemce, zewsząd otaczają go bowiem piekielne monstra pragnące jego krwi. Od pierwszych chwil walczymy o życie w miejscu z najstraszniejszych koszmarów, ogarniętym przez zło w najczystszej postaci. Ten zatrważający stan rzeczy spowodowany jest otwarciem bram między wymiarami przez gatunek ludzki. Naiwna wiara w postęp i szansę okiełznania mocy diabelskich artefaktów, przyczyniła się do katastrofalnych konsekwencji, sprowadzając na placówkę korporacji UAC śmierć i pożogę. Za wszystkim zaś stoi ogarnięta manią wielkości Olivia Pierce – za którą będziemy podążać, chcąc przeciwstawić się jej obsesyjnym intencjom. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zgłębiać intrygę zapoznając się z wpisami traktującymi o postaciach czy miejscówkach, ale bądźmy szczerzy, kto gra w Dooma dla fabuły?
Niech ginie!
Mechanika, jak zapewne się domyślacie, koncentruje się wokół eliminowania licznych zastępów biesów. Brzmi odtwórczo? Oczywiście, że tak. Doom nie wnosi bowiem nic nowego do gatunku i nie jest tytułem przełomowym tak jak jego protoplasta, ale sposób w jaki deweloperzy dopracowali nieomal każdy aspekt rozgrywki zasługuje na pochwałę. To co obserwujemy na ekranie monitora/TV to istna orgia dla oczu, walka z oponentami jest szalenie dynamiczna i efekciarska. Miód wylewa się z ekranu gdy rozczłonkowujemy potępione maszkary i trudno jest powstrzymać uśmiech, gdy napawamy się krwawą łaźnią, będącą dziełem naszych rąk. Szczególne wrażenie robią zaś zabójstwa chwały, a więc wyjątkowo brutalne formy pozbawiania żywota kreatur. Dobitnie oznajmiają one poczwarom, iż lepiej z nami nie zadzierać. Część z nich jest tak widowiskowa, że nawet twórcy Mortal Kombat nie powstydziliby się, by wykorzystać je w swoich produkcjach jako fatality. Co powiecie chociażby na wyrwanie rogu demona i wbicie go prosto w oko plugastwa? Jeśli macie słabe nerwy, to musicie przywyknąć do takich widoków, bo w Doomie to norma, zwłaszcza, że za wykonywanie krwawych finisherów jesteśmy nagradzani zdrowiem czy amunicją.
Doom screeny:
Mariaż tradycji z nowoczesnością
Warto jest rozglądać się za apteczkami czy pancerzem, gdyż poziom naszej żywotności nie zregeneruje się samoistnie. Jest to oczywiście ukłon w stronę klasyków, podobnie jak niewypowiadający ani słowa komandos. Zapomnijcie również o systemie osłon. Szkoda, że nie zdecydowano się na umieszczenie w dolnej części ekranu facjaty żołnierza (tak jak w pierwowzorze), która na wskutek zadawanych nam obrażeń zalewałaby się posoką. Gołym okiem widać jednak, że Zagłada czerpie w dużej mierze ze współczesnych rozwiązań. W trakcie przemierzenia korytarzy natrafimy m.in. na punkty pretorskie pozwalające ulepszyć noszony przez nas pancerz, co wpływa chociażby na skrócenie czasu przeładowywania wyposażenia. Modernizować możemy rzecz jasna również broń, montując różnego rodzaju dodatki zwiększające jej funkcjonalność. Nie da się ukryć, że wplecenie do gry wspomnianych rozwiązań wyszło pozycji na dobre. Szkoda tylko, że nie zaimplementowano opcji quick save, całe szczęście punkty kontrolne nie są od siebie przesadnie oddalone.
Pokaż kotku co masz w środku
Przez całą grę odczuwamy progres prowadzonej przez nas postaci, a co więcej jesteśmy motywowani do przeczesywania lokacji w poszukiwaniu skrzętnie skrywanych sekretów. A uwierzcie, że bonusy jakie na nas czekają, w pełni rekompensują poświęcony na eksploracje czas. Co powiecie na możliwość przeniesienia się do poziomów znanych z dwóch pierwszych odsłon serii Doom? Warto również rozglądać się za runami, które możemy zdobyć wykonując w określonym czasie wyzwania, np. ukatrupienie 20 nieumarłych w ciągu 20 sekund. Nie brakuje również nawiązań do kultury masowej, najbardziej rozbawił mnie jeden z motywów prezentujący śmierć protagonisty, gdy przez przypadek znajdziemy się w lawie. Zatapiająca się w magmie ręka z kciukiem wyciągniętym ku górze to rzecz jasna oczko puszczone w stronę miłośników filmu Terminator.
Hołd złożony historii
Mimo iż pozornie zabawa uchodzić może za monotonną, to jednak tak nie jest. Co rusz natrafiamy na nowe rodzaje oprawców, bazujących na projektach z lat 90, przy czym przeniesionych w trzeci wymiar i należycie odpicowanych. Podobnie ma się sprawa z pokaźnym arsenałem. Nikt chyba nie wyobraża sobie Dooma bez niezastąpionego shotguna czy kultowego BFG9000 i chyba co najważniejsze piły spalinowej. Dzięki niej możemy poczuć się jak psychopatyczny morderca Leatherface z Teksańskiej maskary piłą mechaniczną, z kurwikami w oczach dokonując hekatomby. Gdy natomiast natrafimy na czasowo ograniczone ulepszenie szał absolutnie nic nie stanie nam na drodze, umożliwiając rozrywanie na strzępy ciał bestii gołymi rękami. Brzmi smacznie, nieprawdaż?
Piekielna dobra prezencja
Co zaś się tyczy oprawy audio-wizualnej, to prezentuje się równie wybornie. Grę testowałem na stosunkowo leciwym PC (GTX 6600, i5-4460, 4 GB RAM), a pozycja hulała ultra płynnie na średnich detalach. Grafika zachwyca przywiązaniem do detali, projektami niemilców, pukawek czy pomieszczeń jakie przyjdzie nam zwiedzać. Niektórzy mogą narzekać na zbyt jaskrawe barwy, ale w moim odczuciu lepsze to niż nadmiernie szary i stonowany Doom 3. Traf chciał, że recenzowane przeze mnie gry nie rozczarowują jeśli idzie o dźwięk, nie inaczej jest tym razem. Ostre, soczyste brzmienia genialnie korespondują z eksterminowaniem diabelskiego plugastwa. A jaki jest efekt pełnej polonizacji? Zasadniczo nie jest źle, chociaż głos pana komentujący przebieg starć w trybie multi, zdecydowanie nie pasuje do konwencji.
Intensywna i absorbują, taka wlaśnie jest kampania w Doomie:
Zaproś kolegów do zabawy
Jeśli już jesteśmy przy trybie wieloosobowym, to jego odbiór nie jest tak jednoznaczny jak fenomenalnej kampanii, dedykowanej pojedynczemu graczowi. Przed rozpoczęciem meczu decydujemy się na wybór określonej specjalizacji bojowej, do wyboru mamy: szturmowca, snajpera a także specjalistę od zasadzek. Każda z klas charakteryzuje się przyporządkowanym uzbrojeniem, przy czym nic nie stoi na przeszkodzie by stworzyć swego rodzaju hybrydę, najbardziej odpowiadającą naszym preferencjom. Wraz z przechodzeniem na kolejne poziomy uzyskamy dostęp do nowych rodzajów modyfikacji postaci czy uzbrojenia, w początkowej fazie gry niejednokrotnie dostawać będziemy łomot od lepiej wyposażonych oponentów. Multi zadowala szybkością rozgrywki czy ciekawymi pomysłami (możliwość chwilowego wcielania się monstrum daje radę). Niewielka liczba map (zaledwie 8), niewyważona siła broni czy brak możliwości operowania większa ilością giwer niż dwie jednocześnie, wywołuje niemniej absmak.
Warto było czekać
Miło jest mi poinformować wszystkich fanów strzelanek, że doczekaliśmy się godnej kontynuacji tytułu, który swego czasu wstrząsnął branżą. Doom zapewnia satysfakcjonującą, stosunkowo trudną (już na poziomie normal) i długą kampanię, nie zrywając z korzeniami, a jednocześnie nie lekceważąc zmian jakie zaszły w tak długim czasie w elektronicznej rozgrywce. Do tego funduje względnie udany tryb nastawiony na wyrzynkę po sieci, który chociaż nie jest idealny, na pewno wciągnie was na kilka godzin. Życzylibyśmy sobie więcej takich powrotów, które jednocześnie przyciągną do monitorów starych wyjadaczy jak i młodych miłośników gier, którzy dotychczas kojarzyli głośne marki głównie z opowiadań starszych kolegów.
Ocena: 4,5/5
Plusy:
- piękna grafika i klimatyczna oprawa dźwiękowa
- olbrzymia grywalność
- sporo sekretów i znajdziek
- świetnie zaprojektowane monstra
Minusy:
- zaledwie przyzwoity tryb wieloosobowy
- brak możliwości zapisywania gry w każdym momencie