Te nieocenzurowane intro w kolorze to był szok, a nowy PS Plus właśnie mi o nim przypomniał

Resident Evil Remake powstaje? Capcom może pracować nad grą
Felieton PG Exclusive

Dawaj, zobaczmy jeszcze raz. Spójrz na ten moment z odciętą ręką i fontanną krwi. Robi wrażenie, co? Chris super wygląda w kolorze, ale spocony jak szczur. Na czarno białym nie było widać tak bardzo. Jeszcze z trzy razy obejrzymy i zaczniemy grać.

Noc ciemna jak diabli, a my lecimy śmigłowcem do lasu w okolice Raccoon City. To akcja ratunkowa. Maszyna Bravo Team zniknęła z radaru i ślad po niej zaginął. Tak samo, jak po załodze. A później… PANIKA. Ryk mrożący krew w żyłach, trupy, strzały na oślep i ucieczka, by ratować własne dupy przed pożarciem. A to wszystko w kolorze! Bo to w końcu Resident Evil: Director’s Cut z nieocenzurowanym intrem, które oglądaliśmy z kolegami do bólu, zamiast po prostu zacząć grać. Nie nadążacie o czym mowa? Popatrzcie sami.

Resident Evil z 1996 roku. Intro bez cenzury w kolorze

Dawne intro przypomniała mi lista dopiero co opublikowanych gier dostępnych w nowym PS Plus. Co prawda to spis dla regionu USA i nasz może się różnić, ale… reżyserska wersja Resident Evil raczej na niej zawiśnie. A powinna, ponieważ to kawał historii gamingu i wątpię, by wszyscy gracze mieli w latach 90. możliwość zagrać w „reżyserkę”.

Przeglądanie 700 pozycji z listy to nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Bo jest po prostu długa. Wybrałem sobie kilka tytułów, które pójdą na pierwszy ogień, lecz jakiekolwiek emocje pojawiły się dopiero, jak natrafiłem na Resident Evil: Director’s Cut. Ogrywałem to za dzieciaka, najpierw kończąc zwykłą wersję przynajmniej z dziesięć razy. Ale zagrałem ponownie, bo to w końcu Resident Evil. Kolorowe intro zrobiło robotę, dodatkowe sceny spijałem jak motylek nektar ze słodkich kwiatów. I nie spałem pół nocy. Nie ze strachu, tylko dlatego, żeby zobaczyć wszystkie różnice względem znanej wersji RE i dobrnąć do napisów końcowych.

Byłem już wprawionym ubijaczem zombiaków i znałem najciemniejszy kąt piekielnej rezydencji. Lickery i huntery omijało się wężykiem, nie tracąc na nie amunicji. W pewnym momencie naboje nie mieściły się w ekwipunku i trzeba było po nie wracać. W skrzyni robiła się niezła kolekcja na ostatniego bossa, który i tak okazał się małym wackiem dla takiego twardziela jak ja.

PS Plus pozwoli sprawdzić crapy i omijane gry

Nie wiem, czy podołam wyzwaniu i odpalę Resident Evil: Director’s Cut w ramach nowej wersji PS Plus (jeśli będzie na naszej europejskiej liście). Pewnie obejrzę intro i zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja. Z dawnego entuzjazmu pozostał sentyment do Chrisa Redfielda i Jill Valentine oraz miłe wspomnienia strasznych chwil. I nie zrozumcie mnie źle – nie chodzi o przestarzałą grafikę i dialogi na poziomie nieociosanego drewna. Chodzi o coś tak przyziemnego, jak… czas.

Wspomniałem, że na liście ustrzeliłem sobie kilka produkcji, które muszę nadgonić. Czas odpalić crapy w stylu Disaster Report 4 czy Dreamfall Chapters. Czas sprawdzić kuszące Space Hulk: Deathwing oraz Assetto Corsa Competizione, które powinny trafić w mój gust. A jeśli po takim meetingu stwierdzę, że tylko straciłem czas, to zawsze zostały w skrzyni naboje do shotguna, które od lat czekają, by znowu spotkać się z Tyrantem. Tym razem zagram Jill Valentine i będę bezwzględny.

Darek Madejski
O autorze

Darek Madejski

Redaktor
Wspomina gaming lat 90. z wielkim sentymentem. Ekspert w dziedzinie retro sprzętu oraz starych konsol. Oprócz duszy kolekcjonera, fan współczesnych gier singleplayer, głównie tych na PlayStation. Specjalista w treściach dotyczących PS Plus oraz promocji. Poza pracą, fan seriali w klimacie postapokaliptycznym, koszenia trawy, rąbania drewna i zajmowania się wszystkim, by tylko nie siedzieć w miejscu.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie