Polak (też) potrafi. Najwyższy czas odczarować polskie seriale i filmy
Z jakiegoś powodu na zapowiadane nowe polskie seriale i filmy reagujemy co najmniej nerwowo. Myślę jednak że trzeba w końcu pozbyć się kompleksu Klanu i przyznać, że Polacy nie gęsi – swoje dobre produkcje mają.
Klan nie został tu niestety przywołany przypadkowo. Jako osobie, która pamięta jeszcze (choć może nieco mgliście) początki tej arcyprodukcji w naszej telewizji, polskie seriale nieodmiennie kojarzą się właśnie z tym tytułem. W końcu życie jest nowelą, której nigdy nie masz dosyć – i na tym może poprzestańmy. Nie o Klan bowiem dziś chodzi, a o te nowsze produkcje, a przynajmniej te bardziej odpowiadające dzisiejszym standardom.
S jak streaming
Polski odbiorca zmienił się w ciągu ostatnich dwudziestu lat, co do tego nie ma wątpliwości. Weszliśmy do Unii, otworzyliśmy się na Zachód, nadal próbujemy się pozbyć resztek postkomunistycznej mentalności. Dorastają też kolejne pokolenia – nawet ja, osoba relatywnie jeszcze młoda, czuję się staro w kontakcie z dzisiejszymi nastolatkami. Co w nasze życia, życia Europejczyków garściami czerpiących z globalnego dobrobytu, może wnieść tak anachroniczne już medium jak telewizja? Niewiele niestety – i tu właśnie wchodzą platformy streamingowe całe na biało. I okazuje się, że jednak się da; trzeba tylko postarać się nieco bardziej, zamiast wpychać w widzów 64. sezon M jak miłość przepleciony reklamami środków na niestrawność.
I tak na przykład Odwilż, pierwszy polski serial wyprodukowany dla HBO Max, cieszy się ogromną popularnością w Europie. Tytuł doceniono choćby u naszych południowych sąsiadów; na czesko-słowackim “odpowiedniku Filmwebu”, czyli ČSFD, produkcja ma wysoką średnią ocenę wynoszącą 80%. Użytkownicy portalu mieli okazję obejrzeć i ocenić także inne polskie seriale, wśród których znalazły się m.in. Ślepnąc od świateł (79%), Belfer (81%), Kruk (81%), Rojst (76%) czy 1983 (73%). Dla porównania wspomniany już i wymęczony Klan ma ocenę zaledwie 21%. Zostawmy więc już ten ostatni przypadek, bo wniosek tutaj nasuwa się prosty: tytułów wyprodukowanych dla prywatnych sieci lub platform streamingowych naprawdę nie musimy się wstydzić.
Nie tylko seriale
Podobnie jest zresztą z filmami. Furioza to wprawdzie tytuł, który nie powstał stricte dla Netfliksa, ale to właśnie tu oglądają go widzowie na całym świecie. Film znalazł się w TOP 10 w 74 różnych krajach i terytoriach zależnych. Żeby nie sięgać daleko (choć produkcję oglądają nawet w Brazylii), sprawdziłam, jakie oceny dali Furiozie Czesi i Słowacy. Na wspomnianym już ČSFD tytuł ma średnią 71%, co stanowi całkiem dobry wynik. Nie jest to oczywiście wielkie kino – i w moje prywatne gusta również się nie wpisuje – lecz mimo wszystko nie umieściłabym tej produkcji w zestawieniu najgorszych polskich filmów.
Nie musimy jednak pozostawać wyłącznie przy filmach dobrych do popcornu; polskie nieco “ambitniejsze” kino również ma się dobrze. Produkcje Wojtka Smarzowskiego, Oscarowa Ida czy wyróżnione w innych plebiscytach Zimna wojna i Boże ciało – te filmy możemy przecież z czystym sumieniem polecać osobom z zagranicy, gdy pytają o dobre polskie filmy. Prywatnie swoją listę z reguły rozpoczynam od Ostatniej rodziny; przynajmniej Czesi na festiwalu polskiego kina wydawali się zadowoleni z seansu.
Pieniądze czy… podejście?
Wróćmy jednak do seriali. Z czego wynika aż taka rozbieżność w poziomie produkcji Netfliksa i tych telewizyjnych? Oczywiście niebagatelną rolę może grać budżet, który w przypadku platform streamingowych potrafi bić rekordy. Zaryzykowałabym jednak stwierdzenie, że nie wszystko w tym przypadku rozbija się o pieniądze. Serwisy z serialami cechują się odważniejszym, bardziej współczesnym podejściem – choć też mogą sobie pozwolić na więcej. Z tego względu na HBO Max możemy zobaczyć dość naturalistycznie przedstawioną Euforię, czyli historię 17-letniej narkomanki zmagającej się z problemami psychicznymi, a na Netfliksie przełamać tabu z młodymi adeptami Sex Education. Stacje telewizyjne tymczasem serwują nam mdłe telenowele, produkcje o nastolatkach napisane przez 50-letnich scenarzystów i wszechobecne generyczne polskie seriale obyczajowo-romantyczne – a więc wszystko to, co sprawdziło się już wcześniej. Niewykluczone zresztą, że sprawdza się dalej, lecz zdecydowanie nie wśród młodszych grup wiekowych.
Sztampowość polskich seriali znów starają się przełamać prywatne platformy. Być może to z tego względu tak chętnie stawiają na produkcje kryminalne, które akurat Polakom zawsze dobrze wychodziły. W tym przypadku twórcy potrafią bowiem przedstawić coś własnego, zamiast ślepo podążać za tym, co popularne na dowolnie rozumianym Zachodzie (czekam na polską wersję Squid Game). Garściami czerpiemy tu zresztą z literatury – z twórczością Jakuba Żulczyka na czele. Ślepnąc od świateł spotkało się ze świetnym przyjęciem, można więc liczyć na to, że nadchodząca Informacja zwrotna również się sprawdzi. Nawet wspomniana już Odwilż, mimo że ze swoim ciężkim klimatem, psychologicznym zacięciem i przygnębiającym, szarym krajobrazem Szczecina nie stanowi lekkiej, rozrywkowej propozycji, jest o wiele ciekawszym wyborem niż kolorowy, wrzaskliwy świat TVN-owskich nastolatków z 19+. Czasem chyba nie chodzi o pustą rozrywkę, a jednak o wartość przedstawionej historii.
Każde pokolenie ma własne media
Na czym właściwie polega owa “wojna” pomiędzy streamingiem a tradycyjną telewizją? Zdaję sobie sprawę z tego, że to może być kwestia różnicy pokoleń. Moja babcia, rocznik lekko powojenny, wiernie śledząca losy rodziny Mostowiaków, też jest świadoma, że opisywanych przeze mnie seriali raczej nie zobaczy na wykupionych kanałach. Nie winię tu oczywiście stacji telewizyjnych (ani tym bardziej babci); trudno jednak nie mieć wrażenia, że te pierwsze stawiają raczej na tanią rozrywkę, nie zaś na rzeczywiście angażujące treści. W pojedynku telewizja naziemna vs platformy streamingowe wygrywają zdecydowanie te ostatnie – choćby ze względu na to, że inwestują w coś minimalnie ciekawszego niż M jak miłość. Bo widzicie, nawet moja babcia, rocznik lekko powojenny, wierna serialowi od ponad 20 lat, włącza go przede wszystkim w tle – podczas prasowania.