Wyjaśnię Wam, po co tak naprawdę Sony kupiło Bungie
Przejęcie studia Bungie przez PlayStation to niemałe wydarzenie dla każdego miłośnika gier wideo. Twórcy Destiny ogłosili jednak, że nie będą tworzyć gier ekskluzywnych dla Sony – czy oznacza to, że jedna z topowych firm gamingowych wyrzuciła 3,6 miliarda dolarów w błoto?
Patrząc na komentarze w sieci po omawianym przejęciu doszedłem do wniosku, że gracze albo nie rozumieją po co jeden gigant przejmuje drugiego, albo po prostu nie chcą rozumieć, bo tak dyktuje im wewnętrzny fanboj. Nie, PlayStation nie kupiło Bungie, aby dać Microsoftowi przysłowiowego prztyczka w nos. Nie zrobiło tego też, aby zdobyć tytuły ekskluzywne. I (matko, naprawdę trzeba to w ogóle pisać?) nie była to decyzja podjęta w panice po przejęciu Activision Blizzard przez Microsoft – omawianie takich deali zajmuje wiele miesięcy.
PlayStation odrabia lekcje, bo niedługo sprawdzian z gier-usług
Bungie ma pod sobą jedną dużą markę i jednocześnie jedną “aktywną” grę w katalogu – mowa o Destiny 2. Po co PlayStation studio bez chociaż paru przynoszących pieniądze gier i pokaźnego zestawu posiadanych marek? Pozwólcie, że odpowiem pytaniami na pytanie: Ile ekskluzywnych FPS-ów wydało Sony na PS4 i PS5? Ile rozwija aktualnie obecnych na rynku gier-usług? Ile ma studiów specjalizujących się w produkcjach sieciowych? Odpowiedź na wszystkie te pytania brzmi albo “zero”, albo “niewiele”.
Moim zdaniem Sony zrobiło niezły interes przejmując Bungie. Wydając 3,6 miliarda dolarów wypełniono luki w doświadczeniu w kategorii gier-usług oraz strzelanek – i to złotym tuszem. Choć twórcy Destiny i pierwszych odsłon Halo nie wydadzą gier ekskluzywnych dla PlayStation, z całą pewnością będą służyć wiedzą, doświadczeniem, dobrą radą i – w razie potrzeby – personelem. Wszystkie te “bonusy” mogą okazać się bezcenne. Tym bardziej, że rynek gier-usług jest obecnie jednym z najważniejszych w gamingu. PlayStation z całą pewnością nie będzie ignorować tego segmentu branżu.
Filmy, seriale, ulubiona gra Phila Spencera i płonące banknoty
Prawda jest taka, że gdyby Sony nie przejęło Bungie, przygarnęłoby inne studio lub po prostu wydałoby te miliardy w inny sposób. Inflacja robi swoje i wszystkie duże firmy chcą się pozbyć pieniędzy zalegających na rachunkach – żadna korporacja nie lubi gotówki wypalającej dziury w portfelu i Sony nie jest pod tym względem wyjątkowe. Zresztą, niezależnie od inflacji, “hajs musi się zgadzać” i firmy związane z gamingiem są i będą cenić się coraz wyżej.
No i nie zapominajmy, że na przejęciu zyska nie tylko PlayStation. Przed premierą pierwszego Destiny studio Bungie wspominało, że chce, aby marka była “drugim Star Wars”. Wszystko super, tylko żeby nie skończyło się to przejęciem przez Disneya i wydaniem kilku beznadziejnych filmów rujnujących całą historię świata… Wracając: Jeśli jakiś gigant gamingu ma dać Bungie szansę na rozwój Destiny poza grami, to jest to właśnie Sony ze swoim Sony Pictures. Stawiam duże frytki, że w ciągu paru najbliższych lat ujrzymy serial lub film bazujący na Destiny.
No i nie zapominajmy o innej arcyważnej sprawie. Destiny 2 to jedna z ulubionych gier Phila Spencera, czyli szefa Xbox. Microsoft może przejmować Blazkowicza, DOOM Guy’a i Diablo, ale żaden twardziel nie zdzierży bana w ulubionej grze. Nie zdziwię się, jeśli Jim Ryan już poleruje banhammer w oczekiwaniu na wcielenie Bungie do PlayStation Studios. To bez wątpienia satysfakcja warta 3,6 miliarda dolarów… 😉