GayBlade – dungeon crawler o LGBT, za który w Polsce wtrącono by was do lochu
GayBlade to gra z 1992, w której oczyszczamy podziemia z homofobów. Tytuł ma zgrzybiałą grafikę i toporne mechaniki, ale jest jedna rzecz, która zdaje się tu w ogóle nie starzeć.
Pod koniec dwudziestego wieku Amerykanin Ryan Best stworzył grę o tym, jak grupa czterech bohaterów (do wyboru spośród m.in. gejów, lesbijek i drag queen) ratuje Cesarzową Neldę z rąk – jak czytamy na oryginalnej okładce – paskudnych prawicowych kreatur zamieszkujących lochy. Po ukończeniu projektu autor postanowił się przeprowadzić. A wtedy zgubił wszystkie egzemplarze GayBlade, jakie posiadał, oraz kod źródłowy. O produkcji zapomniano na lata. Aż do niedawna.
Przełom nadszedł w 2019, gdy Netflix nakręcił kolejny epizod High Score – serialu dokumentalnego poświęconego twórcom dawnych gier. Ryan Best wystąpił w odcinku o autorach leciwych RPG-ów, gdzie wspomniał, że zagubił kod i kopie swojego dzieła. Członkowie produkcji postanowili interweniować, przetrząsając internet i różnorakie archiwa. Poszukiwania przyniosły efekty: z Netfliksem skontaktowało się berlińskie Muzeum Gejów i Lesbijek (a i owszem, takowe istnieje), które dysponuje wypasionymi zbiorami dotyczącymi mniejszości seksualnych.
Okazało się, że instytucja posiada poszukiwany tytuł i może się nim podzielić. W 2020 GayBlade wsadzono do emulatora i udostępniono w Internet Archive. Od tej pory produkcja jest dostępna za darmo online pod tym adresem. Podaję link, gdyby ktoś z was zapragnął nagle spróbować swoich sił w walce z prawicowymi kreaturami.
GayBlade – prawie pierwsza gra o LGBTQ+
Twórczość Ryana Besta uważa się za pierwszą grę w historii, która porusza tematykę LGBTQ+. Jak się jednak okazuje, błędnie. Już wcześniej, bo w 1989, artystka C.M. Ralph stworzyła point and clicka Caper in the Castro, w którym detektyw Tracker McDyke bada sprawę porwania zaprzyjaźnionej drag queen. Główna postać w tej przygodówce jest lesbijką. I to jest pierwsza interaktywna produkcja w historii, która dotyczy mniejszości seksualnych. A przynajmniej nikt nie kojarzy, żeby coś było jeszcze wcześniej.
W GayBlade czekają na nas hordy przyjemniaczków, takich jak kwadratowi policjanci, błyszczący skinheadzi, nawiedzeni księża i jeszcze jakieś wyjątkowo nieurodziwe jaszczurki. Ale licząca czterech członków tęczowa ekipa sprzątająca nie wychodzi im na spotkanie z pustymi kieszeniami. Do dyspozycji gracza oddano szereg akcesoriów zaczepno-obronnych, wśród których należałoby wyróżnić portmonetkę, suszarkę, doklejane paznokcie i – a jakże – prezerwatywy. Tak uzbrojeni możemy w końcu zejść na dół, by rozpocząć podbój homofobicznego półświatka.
Trochę tu jest ironii i można się pośmiać, ale generalnie to obrazek rodem z podręczników do psychoanalizy. Lęk przed przestrzenią leczymy na szczerym polu, klaustrofobię w szafie. A jeśli boisz się pająków, to pewnie nie znalazłeś jeszcze tego jedynego, więc idź do piwnicy i poszukaj. Natomiast wirtualne lochy w GayBlade dają możliwość konfrontacji z istotami homofobicznymi. Jest to pewien sposób na odreagowanie rzeczywistości, która często nie sprzyja tęczowym. Ryan Best powiedział, że wkrótce po stworzeniu gry poczuł dziwny, niewyrażalny słowami spokój. Bo udało mu się przekuć w kreatywny proces złość, którą odczuwał względem tego, co działo się wokoło.
U nas to prawie jak w Ameryce
Jak stwierdził deweloper w dokumencie Netfliksa, życie osoby homoseksualnej w Ameryce w drugiej połowie XX wieku nie było usłane różami. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że w wyborach prezydenckich w 1992 wystartował Mat Buchanan – polityk Republikanów, który słynął z homofobicznych wypowiedzi i niczego poza tym. Ryan Best był tak bardzo “zafascynowany inaczej” osobą polityka, że wpakował go do swojej gry. Autor GayBlade nawiązał do osoby Republikanina z gracją i subtelnością toczącego się po skarpie worka z ziemniakami, tworząc głównego bossa o imieniu Lord Nanahcub (to ananim nazwiska tego polityka – jak przeczytacie ten wyraz wspak, to objawi wam się Buchanan).
Z kolei w naszym kraju w pasujących partii rządzącej momentach niczym kotleciki od EA odgrzewa się pogląd, że mniejszości seksualne udają ofiary, a w rzeczywistości są cynicznym agresorem, okrutnym gnębicielem i w ogóle największym złem na świecie, które należy systematycznie tępić przy użyciu czosnku i błogosławionej wody. To wyciągnięto na stół rok temu, gdy rządzącym skończyły się inne – mniej żałosne – pomysły na przepchanie ich kandydata w wyborach.
Po internecie wciąż hula Pro-Life Activist’s Encyclopedia z 1994 (korekta z 1997). Tam w rozdziale 118 wypunktowano najważniejsze strategie i taktyki stosowane przez przebiegłych tęczowych w walce z jedynymi słusznymi poglądami. Co ciekawe, przy okazji omawiania problemu “standardowych łatek”, które osoby nieheteronormatywne nieustannie wlepiają swoim oponentom, pada wzmianka o GayBlade. Tekst sugeruje, że gra Ryana Besta przypina społecznościom anty-LGBT etykietkę “nienawistni i agresywni”.
Ależ to zawiłe
Przyznam, że im dłużej zastanawiam się nad zdaniem kończącym powyższy akapit, tym większą konsternację odczuwam. Przecież założenie tytułu jest takie, że to tęczowi biją. Pierwsze prawo kotodynamiczne mówi: “jeżeli kot zostaje odwrócony ogonem wiele razy, to ciało kota siłą wewnętrznej irytacji wpada w samoistny trans rotacyjny i nikt nie przewidzi, jaki kierunek obierze”. Ale kota zostawmy. Moim zdaniem projekt Ryana Besta nie wytyka agresji środowiskom anty-LGBT, a jedynie podejmuje próbę rozprawienia się ze stereotypami dotyczącymi mniejszości seksualnych, radośnie powielanymi pod koniec XX wieku.
Przekaz twórcy GayBlade zdaje się być jasny: denerwuje was, że osoby nieheteronormatywne walczą z marginalizacją? Dlatego w centrum postawię właśnie je – grupę bohaterów LGBTQ+ uczynię “pierwszą osobą” (wydarzenia obserwujemy z widoku FPP). Narzekacie, że mniejszości tak chętnie odnajdują się w roli ofiar? Proszę bardzo, teraz podejmą ofensywę. Chcieliście? Macie. Jak wam się podoba? I dlaczego nie?
Dzieło Ryana Besta pokrywa obecnie gruba warstwa kurzu. O ile chodzi o oprawę graficzną, to piksele oczywiście mają swój urok, dlaczegóż by nie. Chociaż przyznam, że gdy po raz pierwszy zobaczyłam w podziemiach skinheada, to nawet nie poznałam, że to skinhead. Natomiast mechaniki i sterowanie są niezwykle archaiczne i toporne. Już więcej satysfakcji i przyjemności daje klikanie w foldery na pulpicie – te przynajmniej od razu się otwierają. Jednak jest jedna rzecz, która w GayBlade nie zestarzała się ani trochę – przeciwnie, w polskiej rzeczywistości zdaje się być coraz bardziej aktualna i nic nie wskazuje na to, że to się w najbliższym czasie zmieni: to problem, który ta produkcja porusza.
Niestety o tej grze długo jeszcze nie będziemy mówić w kategoriach czasów minionych. Spójrzcie, dzieci, oto dinozaur, ma taaakie duże zęby. Nie dotykać! Jak pobrudzisz czekoladą, to trudno będzie skołować drugiego. Nie, nienawiść ze względu na orientację seksualną nie stanie się reliktem przeszłości czy nadgryzioną zębem czasu cuchnącą skamieliną, którą wizytujący muzeum historii ludzkości będą wytykać paluchami, zastanawiając się, co to jest. Nie w obecnym systemie. Tutaj jedynym, co pozostaje, to schodzić do lochów i mordować się wzajemnie.