Bayonetta 2 – recenzja. Tortury, epatowanie erotyzmem i wycieczka do piekła. Na piątkę!
Posiadacze Nintendo Wii U dostali tytuł, który spokojnie można postawić obok Mario Kart 8 czy świeżego jeszcze Hyrule Warriors.
Choć niektórym trudno uwierzyć, że Bayonetta 2 pojawiła się jedynie na stacjonarnej konsoli od big N, tak właśnie się stało i raczej nie ma co liczyć, że tytuł zostanie wydany na PS4 lub Xbox One. Czy posiadacze konkurencyjnych platform mają jednak czego żałować? Powiem krótko: TAK.
Bayonetta 2 stanowi kontynuację tytułu wydanego w 2009 roku na PlayStation 3 oraz X360. Druga część również powstała pod skrzydłami zespołu PlatinumGames, który zamiast rewolucji i stawiania wszystkiego na głowie, postanowił po prostu ulepszyć pierwowzór. To nadal zwariowany humor, niesamowicie szybka akcja i budzące podziw walki z bossami. Tyle, że jest jeszcze lepiej.
Fabuła Bayonetta 2 skupia się w zasadzie na dwóch wątkach. Głównym jest wycieczka do piekła, by uratować duszę przyjaciółki Jeanne. Rozpoczynając podróż szybko natkniemy się jednak na małego chłopca, tajemnicze bóstwo, z którym złączymy swój los. Zobaczymy również postacie znane z poprzedniej części. Będzie np. Luka Redgrave, dziennikarz o duszy artysty, dzięki któremu poznamy wiele ciekawostek na temat odwiedzanych miejsc (zbierając kartki z jego dziennika, porozrzucanych po kolejnych lokacjach).
Skoro jesteśmy już przy etapach… Ich budowa ma zamkniętą strukturę, więc do celu zawsze prowadzi jedna ścieżka. Są oczywiście dróżki poboczne, w które możemy się zapuścić w poszukiwaniu sekretów, lecz później i tak trzeba wrócić na główny trakt, który powiedzie nas do kolejnego rozdziału i pchnie fabułę do przodu. Zamknięty świat w Bayonetta 2 może drażnić osoby przyzwyczajone do współczesnych, otwartych produkcji, gdzie możemy sobie pójść, gdzie dusza zapragnie. Tutaj tak nie jest. Mamy tunel, po którym się poruszamy i którego nijak nie idzie opuścić. Nie wskoczysz w dżunglę, nie otworzysz drzwi budynku (oprócz tych, które znajdują się w owym tunelu), nie popływasz w jeziorze (może, że to właśnie przez nie prowadzi główna ścieżynka fabularna).
Powstaje pytanie – czy to źle? Cóż… Bayonetta 2 nie jest ani przygodówką, ani grą z gatunku RPG. To typowy przedstawiciel hack and slash, stawiający na nieustanne parcie do przodu i eliminację kolejnych hord przeciwników. Model czysto automatowy. Zatem nie uważam zamkniętego świata, który funduje nam studio PlatinumGames, za coś nienaturalnego. Nie w tym przypadku.
Aureolki wydamy również na akcesoria, jeszcze bardziej wzmacniające nas w walce. Muszę przyznać, że niektóre przedmioty są naprawdę drogie i szybkie zebranie wystarczającej liczby wspomnianej waluty byłoby niemożliwe bez… trybu sieciowego.
Przechodząc do sedna - jeśli kupiliście Nintendo Wii U nie tylko dla Mario Kart 8 (tutaj nasza recenzja), serii The Legend of Zelda (zobaczcie reckę Hyrule Warriors) czy innych Pikminów lub pomniejszych indyczych produkcji, nie możecie przejść obok Bayonetty obojętnie.
Bayonetta 2 to doskonała kontynuacja pierwowzoru, must have dla fanów szybkiej akcji, której pudełeczko możemy bez wstydu postawić obok wysoko ocenianych tytułów z Marianem w roli głównej.
Jeśli skusicie się sięgnąć po tytuł z wiedźmą, proponuję od razu Special Edition, które zawiera nie tylko Bayonetta 2, lecz również pierwszą część, która po pięciu latach od premiery na PS3 i Xbox 360 doczekała się wydania na Wii U. Przyjemnie, że dostajemy wówczas (w twardym kartoniku) dwa osobne pudełeczka i dwie osobne płytki. Cena? Edycję specjalną można kupić już za około 180 złotych. Za dwie gry to naprawdę niedużo.
Na koniec wspomnę jeszcze, że przejście trybu fabularnego w Bayonetta 2, uprawiając zbieractwo, zajęło mi około 13 godzin. Dodatkowe kilka godzin wykręciłem w trybie sieciowym, co zamierzam kontynuować.
Mimo niewielkich minusów, o których wspomniałem, dla mnie Bayonetta 2 rządzi na całej linii. Ocenia niższa od maksymalnej byłaby po prostu krzywdząca.
PLUSY:
Wiedźma powraca
Prawdziwa orkiestra barw i krągłości
Postać seksownej wiedźmy została stworzona z dbałością o najmniejsze szczegóły. Obcisły i seksowny strój pasuje do jej gorącego temperamentu, który poznamy już w pierwszych minutach gry. Spotkałem się z głosami, że Bayonetta 2 jest przesadzona, jeśli chodzi o epatowanie erotyzmem. Te wszystkie rozkroki, zmysłowe kroki i częste opadanie kamery na krągłości wiedźmy. No cóż… więcej można zobaczyć w reklamach TV. Ja nie dostrzegłem w zachowaniu bohaterki niczego zdrożnego, co mogłoby zgorszyć przeciętnego szesnastolatka (na pudełku gry widzimy znaczek PEGI 16, choć w trailerach przewija się PEGI 18). Nie tylko wygląd Bayonetty budzi podziw (prawdziwa klasa, jeśli chodzi o możliwości Wii U), lecz również animacja postaci. Podczas walki wiedźma dosłownie tańczy, wykonując kolejne combosy, uniki oraz ataki specjalne. Tutaj naprawdę sporo się dzieje. Kolory wylewają się na ekran, skaczemy po wieżowcach, odwiedzamy podwodną świątynię, piekielne czeluście, latamy w przestworzach (wiedźma rozkłada wówczas anielskie skrzydła!), jedziemy na ognistym rumaku, doznajemy zmian grawitacji, surfujemy na potężnej fali, trafiamy do wnętrza jakiegoś paskudztwa… uff. Można wymieniać i wymieniać. Każda lokacja wygląda po prostu rewelacyjnie, wielkie brawa dla projektantów oraz grafików za ich pracę! Poza tym efekty odbić w wodzie, lekkiej mgiełki unoszącej się nad ziemią czy piórek latających w powietrzu po dokopaniu jednemu z aniołków – to dodaje grze uroku. Natomiast tam, gdzie Nintendo Wii U nie radzi sobie z naprawdę dużą liczbą detali, sprawę załatwia sprytnie dobrana kolorystyka. Jak wygląda płynność animacji w tym graficznym szaleństwie połączonym z szybką akcją? Jest niemal idealnie i naprawdę rzadko możemy zauważyć spadek fps-ów. Czasem coś delikatnie chrupnie, lecz od razu zaznaczam, że podczas przechodzenia gry zdarzyło się to dosłownie 3-4 razy.Tortury, szlachtowanie i cios w… pośladki
Walka jest najważniejszym elementem w Bayonetta 2, więc twórcy oddają w nasze dłonie zaawansowany system starć z przeciwnikami. Do dyspozycji mamy dziesiątki combosów. Zadbano przy tym, by podstawowe ciosy były proste do opanowania, więc nawet jeśli nie graliście wcześniej w slashery, na pewno sobie poradzicie. Poza tym, mamy trzy poziomy trudności. Nie myślcie jednak, że na naciskaniu dwóch przycisków na przemian daleko zajedziecie. Bez stosowania uników niczego nie wskóramy. Uniki są częścią walki i należy potraktować je jako drogę do sukcesu. Jeśli uskoczymy przed ciosem w ostatniej chwili, czas efektownie zwolni na kilka sekund (właśnie weszliśmy w tryb Witch Time!), w ciągu których zadamy przeciwnikowi jeszcze bardziej dotkliwe ciosy. To jednak nie wszystko. Jeśli znajdujemy się w trybie Witch Time, ładujemy pasek magii, którą możemy spożytkować na naprawdę ekstremalne ciosy. Są przykładowo tortury - czyli brutalne wykończenia i egzekucje, rodem ze średniowiecza. Bayonetta jednym ciosem w pośladki może wysłać wroga pod gilotynę. Wiedźma nabyła również umiejętność władania mocą Umbran Climax, która pozwala zwiększyć zasięg ciosów i przyzwać zza światów potężnych sojuszników. Jeśli graliście w pierwszą część Bayonetty, to wiecie, że strój seksownej wiedźmy został utkany z jej własnych włosów. Podczas ataków specjalnych oraz combosów owe włosy są potrzebne - i to dosłownie - do przywalenia wrogom. Obserwujemy więc, jak wdzianko zamienia się w malutkie niteczki, które wiążą się np. w ogromną pięść, a nasza bohaterka pozostaje po prostu… naga. Od razu podkreślam, że nikt się nie zgorszy. Przypominam jeszcze raz - znaczek PEGI 16. Ciekawym rozwiązaniem w Bayonetta 2 są również szybkie treningi podczas ekranów ładowania. Zazwyczaj na dogranie kolejnej lokacji trzeba poczekać kilka sekund. Nie musimy wówczas siedzieć bezczynnie. Dostajemy najsłabszego z przeciwników do obicia, przewijamy listę combosów i używamy sobie do woli, a przynajmniej do czasu, kiedy loading dobiegnie końca. Wspomniałem już, że kombinacji jest sporo? Wystarczy jednak wybrać z 4-5 ulubionych i już możemy stworzyć swój indywidualny styl walki.To już ostatni boss?
Takie pytanie cisnęło się na usta wiele razy podczas rozgrywki, choć kiedy rzeczywiście doszło do finałowego starcia, wiedziałem, że właśnie do niego przystępuję. Chcę jednak zaznaczyć, że w Bayonetta 2 mniej więcej co piąty nowy przeciwnik, który raczył stanąć na naszej drodze, mógłby w innych grach akcji uchodzić za tego wielkiego, który czeka na samym końcu. Tutaj nie. Nie dość, że wachlarz przeciwników jest tak bogaty, iż trudno ich spamiętać, co rusz mamy do czynienia z takimi kolosami, przy których wiedźma wygląda jak mała wróżka. Wrogów można podzielić na dwie główne grupy. Jedni pochodzą z Paradiso, drudzy wychylili się z gorących otchłani Inferno. Naszej bohaterce nie robi jednak żadnej różnicy rodowód przeciwnika. Dla każdego ma przygotowaną kulkę w łeb. [gallery columns="5" ids="13445,13446,13447,13448,13449,10816,10828,10813,10810,10802,10803,10800,10477,10476,10472,10469,846,845,844,847"] Kiedy wyuczymy się kilku combosów, nauczymy się płynnie łączyć kombinacje i załapiemy, jak wykorzystywać uniki, walka staje się prawdziwa poezją. Po prostu płyniemy i nie mamy dosyć. Po każdej potyczce jesteśmy punktowani i zdobywamy medal, co dodatkowo skłania do jeszcze jednego powtórzenia etapu i wykręcenia jeszcze lepszego wyniku. Nie jest to zresztą trudne, kiedy zdobędziemy nową broń. Musicie bowiem wiedzieć, że pistolety trzymane w dłoniach oraz przytwierdzone do obcasów Bayonetty, to jedynie przedsmak tego, czym przyjdzie walczyć w dalszych rozdziałach. Wspomnę choćby o łuku, szablach, czymś w rodzaju piły mechanicznej (teksańska masakra?) oraz zabójczych pejczykach. Każda nowa broń, to nowe ciosy oraz combosy (choć czasem kombinacje klawiszy się powtarzają). Mało tego - możemy chwycić w dłonie jeden rodzaj oręża, a na stopy założyć drugi, co w efekcie otwiera przed nami jeszcze inne sposoby eksterminacji wrogów.Czyli tylko naparzamy i do przodu? No niekoniecznie
Choć Bayonetta 2 to przedstawiciel hack and slash, nie myślcie, że cały czas jedynie walczymy, aż dostaniemy odcisków na palcach oraz zadyszki. Oczywiście, da się w ten sposób przebiec przez całą grę, omijając połowę miejsc, kryjących się w ścieżkach pobocznych. Ale co to za przyjemność? Zamiast ekspresowego pokonywania kolejnych plansz, możemy przecież zająć się… zbieractwem. Podróżując po świecie gry zbieramy przede wszystkim wirtualną walutę, lecz nie monety, tylko malutkie aureolki (wyglądają jak w serii Sonic the Hedgehog). Za nie możemy kupić w sklepie trochę rzeczy ułatwiających życie, ale o tym za chwilkę. Kolejne skarby, które są naszym celem, to popękane księżycowe perły. Jeśli mamy już dwie połówki, powiększamy pasek magii. Ktoś porozrzucał również tu i ówdzie poćwiartowane serca (nie słodziutkie serduszka na walentynki, tylko ludzkie organy). Znajdziesz cztery, powiększysz pasek życia. Fragmenty pereł oraz serc ukryto albo w jakiejś skrzyni, albo w lokacji, która nie jest widoczna na pierwszy rzut oka, albo też - i to jest najciekawsze - na ukrytych arenach. Prawie w każdym z rozdziałów naszej przygody możemy odnaleźć teleporty, które przeniosą nas właśnie na arenę. Tam stajemy do walki z jednym bądź kilkoma przeciwnikami. Nie możemy ich jednak od tak po prostu wybić do nogi. Tutaj obowiązują zasady. Raz trzeba zlikwidować wszystkich w określonym czasie, innym razem nie możemy korzystać z Witch Time, a jeszcze następnym zadamy przeciwnikowi obrażenia tylko jego własną bronią (niektórzy wrogowie upuszczają bowiem oręż). Jednymi z najbardziej pożądanych rzeczy - kontynuując temat zbieractwa - są również winylowe płyty (czasem znajdziesz całą, czasem fragment). Można je wymienić w sklepie na nowy rodzaj broni, który wpada do naszego podstawowego ekwipunku. No i na koniec alchemia, przecież Bayonetta to czystej krwi wiedźma z klanu Umbra Witches. Możemy znaleźć trzy rodzaje surowców, które wymieszane w odpowiednich proporcjach tworzą uwielbiane przez Bayonettę lizaki. Te mogą dodać energii, wzmocnić ciosy czy ofiarować naładowanie paska magicznego. Kropką nad „i” są czarne kruki, na które możemy zapolować, co czasem wcale nie jest takie proste.Przerwa w walce, idziemy na zakupy
Wspomnianych aureolek nie zbieramy oczywiście dla zabawy. To waluta, a w sklepie (to w zasadzie bar Gates of Hell, którym rządzi znany z poprzedniej części Rodin) czeka na nas sporo ciekawostek. Na początek nowe techniki walki, które jeszcze bardziej urozmaicają starcia. Nie chodzi przy tym jedynie o kolejne ciosy. Przykładowo - jedna z technik pozwoli przyzwać malutkie demony, które rzucają się na wroga, inna z kolei da nam możliwość przywołania kolorowych motyli, które wezmą na siebie ciosy przeciwników. Poza tym mamy do odblokowania kilkanaście strojów (seksowna policjantka, uczennica czy kostiumy postaci z innych gier od Nintendo, jak Link czy księżniczka Peach).Bayonetta i jej kostiumy z gier Nintendo
Kooperacja w sieci koroną dla królowej
Bayonetta 2 byłaby raczej niepełna bez dobrego trybu online. Tutaj możemy wcielić się nie tylko w seksowną wiedźmę, lecz również w innych bohaterów, których odblokujemy podczas zabawy w trybie fabularnym. Przechodząc single player odsłaniamy również kolejne wyzwania oraz areny, które następnie odwiedzamy w trybie sieciowym. Możemy zagrać z CPU, lecz wiadomo, że najlepiej znaleźć sobie żywego partnera do zabawy. Nigdy nie miałem problemów z wejściem na serwer, a osób chętnych do kooperacji w trybie Tag Climax jest wystarczająco. Zasady są proste - wkraczamy we dwójkę na arenę i musimy przetrwać kolejne hordy wrogów. Jeśli jedna osoba zginie, mamy szansę, by ją ożywić, choć należy się spieszyć. Gdy razem padniemy pod ciosami - GAME OVER. Wówczas nie dostaniemy aureolek za wygraną rundę, a nawet nieco stracimy. Przed każdym starciem dokonujemy bowiem zakładu - im więcej kasy postawimy, tym przeciwnik silniejszy, lecz nagroda do zgarnięcia proporcjonalnie wyższa. Widzimy zatem partnera na glebie? Biegniemy z pomocą, by samemu nie paść i nie stracić majaczącej na horyzoncie nagrody. Jest zatem kooperacja, lecz również – co dodaje pikanterii – rywalizacja. Podczas walki jesteśmy oceniani. Jeśli spisywaliśmy się lepiej podczas danej rundy niż nasz towarzysz (czyli załatwiliśmy więcej przeciwników, odnieśliśmy mniej obrażeń) wygrywamy. Przekłada się to na większy worek aureolek do wyniesienia z wirtualnego ringu. Zdobytą w trybie sieciowym walutę możemy wykorzystać w trybie single, udając się na zakupy do baru Gates of Hell. Zebrane w single player aureole stawiamy z kolei w zakładach przed walkami online. Ot drobnostka, a tyle radości.Kilka słów o muzyce i przechodzimy do sedna
Całości dopełnia otoczka audio, która również zasługuje na platynowy medal. Głosy postaci (odnoszę się do angielskiego dubbingu) doskonale oddają ich charakter. Dochodzą do tego dźwięki walki i oczywiście muzyka, która nie jest jedynie tanią przygrywką w tle (czyt. do kotleta). Oprócz typowo popowych kawałków mamy trzymające w napięciu partie na smyczkach czy anielskie chóry. Czasem łapałem się na tym, że po prostu stawałem w miejscu, zauroczony jakimś motywem. Dobra robota.Jeden z wielu utworów, budujących klimat gry
- barwna postać Bayonetty
- grafika zachwyca, jak na możliwości Wii U
- zaawansowany i zarazem przyjazny system walki
- genialnie zaprojektowane poziomy
- wciągająca zabawa w trybie sieciowym
- dobra fabuła, jak na slashera
- naprawdę sporadyczne i niewielkie spadki płynności
- nie lubisz zamkniętych światów, możesz poczuć klaustrofobię