Recenzja The Way, czyli jak w obecnych czasach zrobić dobre retro i to w Polsce
Malutkie studio Puzzling Dream reklamuje The Way odwołując się do tak kultowych tytułów jak Another World, Flashback czy Heart of Darkness. Przesada?
Trzeba przyznać, że polskie studio wiedziało, jak przyciągnąć gracza do monitora już od pierwszej sekundy. Zaczynamy na cmentarzu w zachmurzoną i deszczową noc, widząc w tle ogromną metropolię. Jej nagrobek – brzmi napis, pojawiający się na ekranie. Naciskamy pierwszy klawisz, by podjąć interakcję i … zaczynamy rozkopywać ziemię. Chwilę później nasz bohater trzyma w ramionach zmarłą żonę. Co stanie się dalej? Po takim wstępie po prostu nie można wyłączyć komputera, bo grafika pikselowa i nie ma 3D. Ta scena doskonale pokazuje, czego możemy spodziewać się po The Way – zaskoczenia, grania na emocjach i ostrego retro.
Tak rozpoczyna się wielka – bo trwająca około 10 godzin – podróż, podczas której wcielając się w młodego naukowca wyruszymy na obcą planetę, gdzie nieznana cywilizacja poznała ponoć sposób na życie wieczne. Kierowany bólem po stracie ukochanej osoby mężczyzna zrobi wszystko, by cofnąć zimne ukłucie śmierci. Skoro wszystko, to rozpoczynamy od kradzieży statku kosmicznego, którym chcemy odlecieć w nieznane. Wierzcie mi, że później będzie tylko ciekawiej.
Rozgrywka w The Way składa się z dwóch przeplatających się płaszczyzn. Pierwsza, to zagadki i logiczne układanki. Nie myślcie jednak, że będzie łatwo. Również pod tym względem tytuł studia Puzzling Dream czerpie z przeszłości. Część zagadek wymaga znalezienia odpowiednich wskazówek porozrzucanych po różnych notatkach, innym razem będziecie musieli przyjrzeć się dokładnie skomplikowanym mechanizmom i wykombinować, jak funkcjonują. Przyda się również pod ręką kartka papieru i ołówek by czasem coś zapisać. Na szczęście łamigłówki – choć naprawdę wymagające – są logiczne i nie powodują frustracji. Większość z nich da się rozwiązać z biegu, lecz zdarzały się i takie, które zatrzymały mojego bohatera w drodze do celu nawet na 10-15 minut. Kto jednak czerpie satysfakcję z rozwiązywania trudnych zadań, na pewno nie będzie narzekał. Warto podkreślić również, że zagadki są naprawdę zróżnicowane i nie mamy wrażenia, że to już przecież było, tylko w lekko zmienionej formie.
Druga płaszczyzna The Way to sekcje czysto zręcznościowe. Będziecie ginąć często i na różne sposoby. Na szczęście checkpointy są gęsto rozmieszczone i zazwyczaj przed bardziej wymagającymi fragmentami, zatem nie tracimy czasu na ponowne dotarcie do danego miejsca, by ponownie np. spaść ze skarpy i efektownie złamać sobie kark. Trzeba tutaj wspomnieć, że nasz bohater nie dysponuje paskiem życia, a jeden strzał czy atak wrogiej fauny i flory kończą naszą egzystencję tak samo, jak lot na główkę z większej wysokości.
Warto również poświęcić dwa krótkie zdania świetnej elektronicznej muzyce w The Way, której słucha się z wielką przyjemnością. Choć dźwięki nie są skomplikowane, bardzo dobrze dopełniają klimat kolejnych lokacji – są uzupełnieniem naszej przygody, a nie przeszkadzajką sączącą się z głośników. Małą próbkę soundtracku możecie podsłuchać na zwiastunie The Way:
Muszę natomiast wspomnieć o innym aspekcie gry, który trochę mnie zawiódł. Ostatnie minuty The Way to prawdziwy hardcore i trzeba wykazać się naprawdę dużą spostrzegawczością oraz szybkością. W końcu dochodzimy do najważniejszego i wszystko ma się wyjaśnić. Najpierw bardzo miła niespodzianka – mamy do wyboru dwie ścieżki, które oznaczają dwa różne zakończenia! Następna myśl – rany, znowu trzeba będzie przejść przez ostatni etap, a łatwo przecież nie było. Lecz cóż, obie drogi wydają się tak atrakcyjne a ciekawość pożera by sprawdzić, do czego nas doprowadzą, że oczywiście decydujemy się na powtórkę z rozrywki. Tutaj następuje mały klops, ponieważ co tu ukrywać – po tak długiej podróży i walce o ukochaną spodziewałem się czegoś więcej. Powiem tylko tyle, że o wiele dłużej czytamy listę osób, które wsparły The Way na Kickstarterze niż oglądamy obie sekwencje kończące grę. Szkoda, ponieważ po tak emocjonalnej przygodzie, którą przeżyliśmy, chciałoby się zobaczyć równie doszlifowany The End. Zakończenia mimo wszystko są ciekawe i po wyłączeniu The Way dyskutowałem ze znajomymi, co by zrobili będąc w podobnej sytuacji. Widać więc, że gra skłania również do refleksji, zadawania pytań oraz przemyśleń, co należy zaliczyć na duży plus produkcji.
Wracając do pytania postawionego na początku recenzji – czy w The Way mamy dużo z Another World, Flashback czy Heart of Darkness? Najbliżej tytułowi polskiego studia do dwóch pierwszych ze wspomnianych gier, z czego inspiracje ciągnięto głównie ze świetnego Another World. Mógłbym przysiąc, że sposób zabijania przez niektórych wrogów, bestie, tarcza ochronna jednego z przeciwników są mocno inspirowane Innym Światem, choć oczywiście nie skopiowane. The Way to zupełnie nowa jakość i gdyby tytuł pojawił się na rynku w latach 90., padłbym przed nim na kolana. Czasy jednak się zmieniają, a wraz z nimi branża gier oraz wymagania odbiorców. Kto jednak chce poczuć klimat dawnych produkcji, powinien bez wahania sięgnąć po ten tytuł. Dla mnie to mocna czwórka, bez gadania.
PLUSY:
+ wciągająca oraz intrygująca fabuła
+ ciekawe i wymagające zagadki
+ świetna muzyka
+ klimatyczna oprawa wizualna
+ dwa zakończenia
MINUSY:
– zakończenia mogłoby bardziej dopieścić nasze zmysły