Outriders pogrzebie People Can Fly? Polacy zaryzykowali miliony złotych
Czym będzie Outriders na premierę? Ambitnym dziełem niedocenionym przez publikę, czy blockbusterem, który zwróci się w kilka dni? Niestety ani jednym, ani drugim.
Studio People Can Fly w Polsce to swoisty filar gamingu. To oni wymyślili Painkillera, to ci deweloperzy mieli ogromny wkład w rozwój marki Epic Games, Gears of War. I na podstawie ich dokonań można by się spodziewać, że każda kolejna gra wypuszczona pod polskimi skrzydłami wzniesie się ku bestsellerom. Na pewno sprzyja im teraz duży popyt na innowacyjne produkcje i niesamowita motywacja, bowiem znów odzyskali wolność i niezależność.
Więc w momencie ogłoszenia przez nich Outriders chyba nie tylko ja zacisnąłem do krwi kciuki, z optymizmem patrząc na to, co za jakiś czas miałoby uderzyć w graczy z mocą spadającego meteorytu. Zwolna zaczęły odpadać od tajemniczej „skały” niewielkie odłamki informacji wskazujące, że Outriders pochodzi od gier z gatunku akcji RPG – po typowej strzelance Bulletstorm zabrzmiało zachęcająco. I z tą myślą nie wytrwałem do końca, bo zaledwie do chwili ukazania się w internetach pierwszego trailera…
Tak całkiem szczerze, po prezentacji Outriders przestałem wierzyć, że Polacy potrafią latać. Spójrzcie tylko na ten gameplay. Model strzelania, poruszania, korytarzowa mapa lokacji, stylistyka graficzna, format rozgrywki to niemal copy past z serii Gears of War i Destiny. Poczułem się maksymalnie zawiedziony, widząc już podobne rozwiązania w innych grach sprzed kilku lat. A że niby dodali specjalne moce bohaterom, zrobili podział klas i dorzucili wyrąbane w kosmos drzewko umiejętności? Litości, dla mnie to zwyczajnie za mało, by odróżnić Outriders od pozostałych gier z tego gatunku.
Jedynym kołem ratunkowym, który może, ale nie musi uratować przed utonięciem w bezpłciowym gameplay’u, jest tryb kooperacji na 3 osoby. Tylko nie okłamujmy się, to również bezpośrednie zapożyczenie z Gears 5. Tak jakby Outriders nie miał nic więcej do zaoferowania poza wspólnym strzelaniem do gąbek, fabułą, która jest do bólu oklepana (ludzkość w obliczu zagłady stara się założyć kolonie w nowym świecie) i mechaniką rozgrywki charakterystyczną dla looter shooterów. Polacy chyba spóźnili się z tym pomysłem o kilka lat.
Dlatego nie rozumiem zachwytów na konkurencyjnych portalach, które dają People Can Fly kredyt zaufania za ich poprzednie gry. Przecież to kolejny generyczny tytuł, który nie dość że pochłonie miliony złotych to może być pierwszym przystankiem do ponownego wykupienia firmy przez jakiegoś giganta. Chciałbym się mylić, że wszystko prowadzi ku złemu zakończeniu, jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że to nakręcanie uwagi graczy wokół produkcji kompletnie wtórnej, która w pół roku zaliczy zgon.