Call of Duty: WWII – pierwsze wrażenia z prywatnych beta testów

Call of Duty: WWII – pierwsze wrażenia z prywatnych beta testów
Polecamy Publicystyka

Stara formuła w nowym wydaniu. Czy to wystarczy?

25 sierpnia ruszyły pierwsze prywatne beta testy Call of Duty: WWII. Twórcy dali graczom 4 dni na poznanie gry, kończąc akcję dzisiaj (28 sierpnia). Będzie jednak jeszcze jedna okazja do tego, aby sprawdzić grę w ramach zamkniętych testów. Druga tura ruszy od 1 do 4 września i też mniej więcej w tym czasie pojawi się u nas większy tekst związany z betą Call of Duty: WWII. Niemniej jednak postanowiłem poświęcić miniony weekend na to, aby zapoznać się z nowym dziełem od Sledgehammer Games i przedstawić wam już teraz wrażeni na gorąco z kilkunastu godzin spędzonych przed telewizorem z PlayStation 4 i nowym CoDem.

Call of Duty: WWII to jak już większość z was wie, ukłon w stronę graczy, jeśli chodzi o umieszczenie produkcji w konkretnym czasie. Miłośnicy serii i nie tylko, od kilku lat domagali się powrotu do II Wojny Światowej i tak właśnie się stało. Nie ukrywam, że sam należę do grupy, której brakowało pokazania z rozmachem wspomnianego konfliktu. Jednakże prawdziwy obraz kampanii sprawdzimy dopiero w pełnej wersji gry, kiedy dostępny będzie tryb single, teraz musiałem zadowolić się rozgrywką w sieci.

Do dyspozycji w prywatnej becie są cztery tryby dla multiplayer: Team Deathmatch, Domination, Hardpoint oraz Wojna. Trzy pierwsze w zasadzie nie wymagają większego komentarza, bowiem powinny być bardzo dobrze znane wielbicielom serii. Team Deathmatch to zmagania dwóch drużyn na punkty za fragi, w Domination musimy przejąć kontrolę nad konkretnymi punktami, a w Hardpoint z kolei bronimy lub zdobywamy miejsca na mapie, które zmieniają lokalizację w bardzo krótkim czasie. Największą nowością jest z kolei tryb Wojny – twórcy po raz pierwszy w serii sięgnęli po takie rozwiązanie. Otóż w Wojnie nie dość, że całość napędzana jest prawdziwymi wydarzeniami II Wojny Światowej – wprowadzając krótkie wstawki filmowe, to jeszcze wymaga sporej współpracy pomiędzy członkami drużyny. Teamów mamy dwa i maksymalnie po jednej ze stron działa 6 graczy. Nie jest to dużo jeśli popatrzymy na konkurencyjne gry tego rodzaju, ale z drugiej strony Call of Duty od zawsze stawiało na szybkie starcia dla kilkunastu śmiałków.

Tryb Wojny w pełnej krasie:

Co jednak w trybie Wojny jest wyjątkowego? Podoba mi się nowe podejście twórców do fabularyzowania trybu wieloosobowego. Krótkie wstawki nadają klimatu i pozwalają lepiej wczuć się w starcie. To jednak nie wszystko. Głównym zadaniem graczy w Wojnie jest wykonanie konkretnych zadań, często w nieprzypadkowej kolejności. W testowanej becie wraz ze swoim oddziałem musiałem najpierw zdobyć kamienicę, potem naprawić most i na końcu odeskortować przez ten most czołg, który miał za zadanie zniszczyć wrogie posterunki. Starcie zostało więc podzielone na kilka idealnie pasujących do siebie etapów. Dodatkowo w trybie Wojny sporą rolę odgrywa zgranie zespołu. O ile kamienicę można było zdobyć bezmyślnym szturmem, tak zabezpieczenie mostu w trakcie jego naprawy to już większa szkoła jazdy. Wsparcie graczy jest tutaj nieocenione, bowiem kule świszczą jak oszalałe nad głowami i to przez cały czas trwania starcia. Widzę więc spory potencjał w nowym trybie rozgrywki, który wnosi nie tylko powiew świeżości dla multi, ale jest po prostu świetną odskocznią od dobrze znanych trybów rozgrywki wieloosobowej.

A co z resztą? Tutaj jest po staremu, tylko w nowej oprawie. W TD czułem się jak w domu, mimo że do dyspozycji miałem arsenał całkiem nowych broni. Tempo rozgrywki jest oczywiście nieco wolniejsze w porównaniu do Call of Duty: Infinite Warfare, ale mam wrażenie że tylko dlatego, że gracz nie ma w WWII możliwości wykonania podwójnego skoku czy biegania po ścianach. To nadal to samo Call of Duty, szybkie, czasami nieco chaotyczne i bezwzględne dla nowicjuszy. Czy to źle? Zapewne dla weteranów i zarazem wielbicieli serii nie. Nowi gracze będą z kolei musieli przyzwyczaić się do charakterystycznego tempa.

Przy okazji sprawdzania nowego Call of Duty: WWII miałem wrażenie, że mapy są trochę zbyt otwarte. W Team Deathmatch do dyspozycji są w tej chwili trzy: Pointe Du Hoc, Ardeny oraz Gibraltar. Problem z nimi jest taki, że w zasadzie brakuje w punktów, w których gracz chociaż na chwilę mógłby odpocząć. Gdziekolwiek byście nie przystanęli, jest spora szansa, że ktoś zajdzie was od tyłu. Oczywiście zmusza to camperów do ciągłego poruszania się i dynamizuje akcję, ale jednocześnie sprawia, że tempo może miejscami być zbyt szybkie. A szkoda, bo jednak twórcy zapowiadali, że postawią nieco bardziej na realizm – oprócz tego że żołnierze w WWII szybciej się męczą w trakcie biegu niż w Infinite Warfare, nie czułem jakbym grał w całkiem nową grę.

Po kilku dniach testów Call of Duty: WWII daję produkcji spory kredyt zaufania. Mam nadzieję, że nowe mapy mnie zaskoczą i przede wszystkim będę miał dużo frajdy z trybu Wojny. Niestety jeśli liczyliście na rewolucję w serii, to na pewno takowej nie macie się co spodziewać. To nadal stare dobre Call of Duty, które część z was zapewne polubi, a pozostali nadal będą trwać przy konkurencji.

Robert Ocetkiewicz
O autorze

Robert Ocetkiewicz

Redaktor
Z grami związany już prawie 30 lat, czyli od momentu, kiedy na polskim rynku królowały gry z bazaru, a Mario dostępne było na Pegasusie. Specjalizuje się w grach wyścigowych i akcji, ale nie stroni też od strategii ekonomicznych. W swojej karierze recenzował na łamach serwisów takich jak Interia i Onet oraz publikował w magazynie o grach PlayBox.
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie