Uświadomiłem sobie, że Tony Hawk Pro Skater to jedna z najlepszych gier w jakie grałem

Uświadomiłem sobie, że Tony Hawk Pro Skater to jedna z najlepszych gier w jakie grałem
Felieton PG Exclusive

Czasami człowiek tak ma, że pewne rzeczy docierają do niego po latach. W przypadku mojej znajomości z Tony Hawkiem, ma to swoje dobre i złe strony.

Jedna z myśli, która pewnie przyszła Wam do głowy widząc tytuł felietonu była taka: “Dlaczego koleś pisze o tej grze dopiero teraz. Przecież remake ukazał się dwa lata temu, nie mówiąc o oryginalnej wersji THPS”. Już śpieszę z odpowiedzią. Otóż zebrało człeka na refleksję przy okazji dwóch wydarzeń. Pierwsze dotyczy anulowania remasterów THPS 3 i 4, a drugie to zapowiedź Skate 4. I tak zacząłem się zastanawiać, czy warto będzie sięgnąć po Skate 4 jako otarcie łez za Tony’ego? Doszło jednak do mnie, że nie. Przy okazji zrozumiałem, czemu od zawsze wolałem serię z Jastrzębiem.

Powrót do przeszłości

W tym miejscu będzie trochę nostalgicznie. Rok 1999 był dla mnie przełomowy. To właśnie wtedy, jako królik doświadczalny tak zwanej “reformy Handkego”, wkroczyłem do gimnazjum. Tak, byłem pierwszym rocznikiem “gimbazy”. Natomiast niespecjalnie przejmowałem się wtedy faktem, że idę do całkiem nowej szkoły. Bardziej interesowało mnie życie poza nią i moja ostoja – PlayStation. Tuż przed pierwszym dzwonkiem dorwałem płytę z grą Tony Hawk’s Pro Skateboarding i jako młody buntownik w szerokich spodniach B3, bluzie z kapturem oraz Jordanach, nie mogłem sobie odmówić przyjemności giercowania.

Wrzesień spędziłem więc nie na nauce matematyki czy polskiego, a trików w grze i szczerze? Wcale tego nie żałuję, bo do dzisiaj pamiętam, jak zrobić kickflipa w remake’u, a gorzej u mnie z algebrą i funkcjami. Która z tych rzeczy przydała mi się w życiu bardziej? Musicie już sobie sami na to pytanie odpowiedzieć.

Pierwszy argument za tym, dlaczego wolę serię THPS od Skate już znacie. Kwestia miłych wspomnień, a jak wiadomo, ludzie lubią się do nich odwoływać, a z kolei spece od marketingu na nich zarabiać. Jest jeszcze jednak w Tony Hawku coś innego, co mnie do tej gry przyciągało i dopiero niedawno uświadomiło, jak bardzo wpłynęło na mój gust oraz to, jakim graczem jestem.

Dzisiaj takich gier nie robią

Tony Hawk to wbrew pozorom prosta gra. Wystarczy nauczyć się kilku trików oraz układu plansz i można czesać punkty do upadłego. To w tej prostocie tkwi metoda na sukces. Pierwsze trzy części uważam za najlepsze, bo były najmniej skomplikowane nawet w trybie kariery. Czwórka z kolei wprowadziła już nieco bardziej otwarty świat, a levele były mocniej rozbudowane. Z kolei seria Skate to w ogóle był inny poziom i tak naprawdę trochę inna gra. Nie dość że można było wziąć deskę w łapę, to jeszcze triki wymagały większej precyzji i były trudniejsze do wykonania. A ja lubię prostotę i chyba w nieskomplikowane gry jestem całkiem dobry. W THPS 3 grałem online i do dziś pamiętam, że na planszy z lotniskiem biłem rekordy, wykręcając kilka milionów punktów w trakcie jednego przejazdu!

Przy okazji tej refleksji spojrzałem na liczbę godzin, które spędziłem w ostatnich latach przy konsoli. I wiecie co? Oprócz takich gier jak Wiedźmin 3, TLOU, GTA V czy Days Gone, do ekranu przykuwały mnie przede wszystkim produkcje, do których można wskoczyć na szybko i które po prostu dają mi frajdę. Jest wśród nich remake THPS 1 i 2, a także Tekken 7, Gran Turismo Sport (powoli wymieniane na GT7) oraz FIFA 21. Nie znajdziecie tam tak zwanych “ubi games”, czy innych open worldów.

Tym bardziej więc ubolewam nad tym, że anulowane zostały remastery THPS 3 i 4. W ten pierwszy tytuł chętnie bym znowu pograł w lotniskowy level i sprawdził, co jeszcze stary dziad pamięta z tamtych lat. Niestety mam wrażenie, że te czasy już nie wrócą. Gry robią się coraz bardziej skomplikowane. Nawet Dante w DMC musiał wyjść poza schemat, gdzie producent dorzucił rozwój postaci. Najnowszy God of War też nie jest już tym, czym był. Ponadto wszędzie wyskakują mi jakieś Osiągnięcia, co chwilę muszę coś zbierać, czy odkrywać. Tak jakby sami twórcy zapomnieli, że gra się dla frajdy a nie zdobyczy. Niestety zdaje się, że czasy, w których po prostu się grało, minęły bezpowrotnie, bo producenci mają w sobie mniej luzu. Może przez to, że nie noszą już szerokich spodni?

Robert Ocetkiewicz
O autorze

Robert Ocetkiewicz

Redaktor
Z grami związany już prawie 30 lat, czyli od momentu, kiedy na polskim rynku królowały gry z bazaru, a Mario dostępne było na Pegasusie. Specjalizuje się w grach wyścigowych i akcji, ale nie stroni też od strategii ekonomicznych. W swojej karierze recenzował na łamach serwisów takich jak Interia i Onet oraz publikował w magazynie o grach PlayBox.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie