Test Mionix Nash 20 – solidnie i bez bajerów
Szwedzki producent proponuje minimalizm niemal pod każdym względem. Prosty wygląd, brak podświetlenia oraz dedykowanego oprogramowania. Co nie zagrało?
Mionix jest znany z solidnego wykonania swoich urządzeń, o czym mogłem się przekonać sprawdzając naprawdę godnego polecenia gryzonia Mionix Avior 7000. W przypadku omawianych słuchawek (jest to pierwszy headset tej firmy) widać jednak pewne niedociągnięcia, które można przemilczeć w urządzeniach reprezentujących niższą półkę cenową, lecz płacąc za model Nash 20 ponad 430 zł, spodziewałem się większych fajerwerków i od razu zaznaczam, że nie chodzi o brak oświetlenia i kosmicznego wyglądu!
Zacznijmy jednak od początku, czyli od pierwszego wrażenia, które w przypadku Mionix Nash 20 jest jak najbardziej pozytywne. Słuchawki zostały zapakowane w karton z grubej tektury, na którym tradycyjnie możemy przeczytać o największych zaletach skrywanego wewnątrz sprzętu. Już na tym etapie oględzin dowiadujemy się, że mamy do czynienia z headsetem stereofonicznym, wyposażonym w przetworniki z magnesami Neodymium o średnicy 50mm. Znajdziemy tutaj również pełną regulację wewnętrznych muszli, stalową konstrukcję czy wbudowany mikrofon z funkcją wyciszania. Warto też zaznaczyć, że Mionix Nash 20 to słuchawki półotwarte, zatem powinny zapewniać dosyć dobre tłumienie dźwięków otoczenia oraz niezłą wentylację.
W środku pudełka spoczywa główny aktor spektaklu, spokojnie czekając, aż zaprosimy go na scenę, a raczej pole walki. Słuchawki umieszczono w czarnym wyżłobionym plastiku pokrytym przyjemną w dotyku tkaniną, która przypomina tę używaną w opakowaniach od biżuterii. I to w zasadzie wszystko, więc ubogo, jak na sprzęt warty ponad cztery stówki. Jednak nie dla gadżetów wydajemy grube pieniądze, lecz dla porządnego dźwięku oraz wykonania na bardzo wysokim poziomie. Co do tego drugiego…
Mionix Nash 20 to czarna klasyka, bez udziwnień i podkreślania na siłę, że oto dzierżysz w dłoni prawdziwy sprzęt dla gracza, ponieważ świeci i posiada fajne wstawki w jaskrawych kolorach oraz futurystyczny wygląd przypominający statek kosmiczny obcej cywilizacji, od której zdobyliśmy oszałamiającą technologię przewyższającą wszystko, co dotychczas przyszło nam widzieć na naszym niebieskim globie. Tutaj tego nie znajdziemy – żadnych bajek i bicia po oczach. W zamian dostajemy klasyczny i elegancki zestaw, który odznacza się prostotą i solidnością wykonania, co widać już przy pierwszym zetknięciu ze sprzętem.
Mionix Nash 20 odznaczają się słuszną wagą, wynoszącą niecałe 400 g. Można zatem powiedzieć, że mamy do czynienia z małym czołgiem wśród słuchawek, który jednak nie musi być dla nas uciążliwy. Jak jest w praktyce? Nieco później przyjdzie czas odpowiedzieć i na to pytanie. Wygoda użytkowania, to przecież jedna z najważniejszych cech przy tego typu produktach.
Mionix Nash 20 – dane techniczne:
- Typ słuchawek: analogowe słuchawki stereo
- Konstrukcja: półotwarta
- Wtyk audio: pozłacany jack 3,5 mm
- Wtyk mikrofonu: pozłacany jack 3,5 mm
- Typ przetwornika: dynamiczny, magnes neodymowy o średnicy 50 mm
- Impedancja: 32 Ω ± 15% przy 20 kHz
- Poziom ciśnienia akustycznego: 103 dB
- Częstotliwość rezonansowa (pasmo przenoszenia): ≥ 100 Hz
- Moc wejściowa: nominalna 40 mW maksymalna 80 mW
- THD: poniżej 2% przy 1 kHz; poniżej 5% przy 300 kHz
- Wymiary słuchawek: 21,5 x 22 x 12,1 cm
- Waga słuchawek: 398 g (900 g z opakowaniem)
- Kierunek mikrofonu: jednokierunkowy
- Wyciszenie mikrofonu: poprzez podnoszenie ramienia
- Czułość mikrofonu: (@1 kHz, 1V/Pa) -42 ± 3dB
- Częstotliwość mikrofonu: 15 Hz – 16 kHz
- Stosunek sygnału do szumu mikrofonu: 58 dB
- Wymiary mikrofonu: 6 mm
Słuchawki – oparte na stalowej konstrukcji – pokryto niemal w całości lekko gumowanym plastikiem, który widzimy zazwyczaj na obudowach myszek dla gracza. Pałąk ozdobiono od góry biało-zielonym napisem Mionix Nash 20, który stanowi w zasadzie jedyny kolorystyczny akcent urządzenia.
Dolna część pałąka, ta stykająca się z głową, została natomiast wyłożona miękką poduszką z materiału przypominającego memory foam. To samo tworzywo posłużyło do budowy nauszników, które dodatkowo są na tyle duże, że bez problemu mieszczą całe małżowiny w swoim wnętrzu. Dodatkowo muszle słuchawek – a konkretnie, ich wewnętrzna część, ta z poduszkami – są lekko regulowane w każdym kierunku, więc z łatwością możemy dopasować je do różnych rozmiarów głowy.
Znajdziemy tutaj naturalnie regulację wysokości pałąka (góra/dół), która jest dosyć dokładna, ponieważ zawiera aż jedenaście małych stopni. Sam pałąk jest natomiast bardzo elastyczny i nie ma problemu, by założyć zestaw na głowę tytana.
Kończąc wywód na temat designu oraz budowy Mionix Nash 20 warto wspomnieć o zewnętrznej części nauszników, które zawierają wytłoczone logo producenta w formie płaskorzeźby.
Słuchawki dla gracza nie obejdą się oczywiście bez mikrofonu. W tym przypadku jest on na stałe przymocowany do lewego nausznika i zamiast chować się we wnętrzu muszli, jak to ma miejsce np. w testowanych wcześniej Ozone Ekho H80 RGB czy SteelSeries Siberia 350, jest on umieszczony na zewnątrz, na mało elastycznym pałąku, który możemy podnieść bądź opuścić.
Na tylnej części lewego nausznika znajdziemy również dosyć małe pokrętło do regulacji głośności, a z dolnej części muszli wybiega pleciony kabel o długości 3 metrów, zakończony dwiema pozłacanymi wtyczkami jack 3,5 mm.
Jak nietrudno się domyślić, jedna z nich służy do podłączenia dźwięku, drugą podpinamy pod gniazdo mikrofonu. Małym minusem okazuje się tutaj fakt, że wtyczki nie posiadają oznaczeń w postaci symbolów słuchawek/mikrofonu, a ich obudowy wykonano z czarnego plastiku. Trzeba się zatem przyjrzeć samym tulejom, które posiadają pierścienie izolujące w barwach zielonych lub różowych. Drobnostka, lecz trochę komplikuje szybkie podpięcie zestawu pod komputer.
Pierwsze podłączenie
Kiedy już rozgryziemy, który kabelek do którego gniazdka, czekamy kilka sekund na automatyczne wykrycie sprzętu przez system i gotowe. Zaraz, zaraz – a jakieś dedykowane oprogramowanie? Przecież to sprzęt kosztujący ponad 400 zł, zatem chyba oferuje jakieś rozbudowane opcje konfiguracji? Nie twierdzę, że każde słuchawki w tym przedziale cenowym posiadają swój soft, lecz na pewno jest to spodziewany dodatek.
Przy Mionix Nash 20 nie pomyślano o żadnym oprogramowaniu, które pozwoliłoby pobawić się dedykowanym equalizerem czy zapisać kilka profilów, by w zależności od gry aktywowały się konkretne ustawienia dźwięku. Pozostaje zatem korzystanie z zewnętrznych korektorów dźwięku, np. z dołączonego do karty dźwiękowej komputera. Brak dedykowanego oprogramowania dla Nash 20 to doskwierająca wada, z drugiej strony musimy jednak zapytać samych siebie, czy w ogóle korzystamy z rozbudowanych programów dołączanych do gamingowych słuchawek? Czy jest to może dla nas zbędny bajer, po którym poklikamy kilka razy i przez kolejny rok nawet nie włączymy?
Mionix wychodzi z założenia, że w prostocie siła, a Nash 20 po prostu należy podłączyć do komputera, założyć na głowę i zatopić się w dźwięku. Jest czym się ekscytować?
Słuchamy i gramy
Na początek zobaczymy, jak słuchawki sprawdzają się w tym, do czego… nie zostały stworzone. Może brzmi to trochę dziwnie, lecz nie każdy headset, który wydaje z siebie dźwięki, nadaje się do słuchania muzyki. Sprzęt dla gracza to nieco inna działka, inne charakterystyki i cele, które realizują producenci. Niemniej jednak, zdarzają się oczywiście słuchawki dla gracza, które dają satysfakcjonujące odczucia również podczas słuchania muzyki klasycznej, koncertu black metalowego czy najnowszego albumu Sia. W przypadku Mionix Nash 20 lepiej jednak pozostać przy graniu, jeśli nie mamy sił, by dostroić zestaw zewnętrznymi equalizerami. To, czego najbardziej brakuje w testowanym zestawie tuż po jego włączeniu, to przestrzeń, której po prostu nie czujemy. Gdzieś zapodziały się wysokie soprany, a od basów nie doznajemy przyjemnych dreszczy. Można pokombinować z korektami dźwięku i wówczas da się wycisnąć z Nash 20 trochę magii, lecz po słuchawkach tej klasy oczekuję też szybkości obsługi, a nie ślęczenia przed suwaczkami i zastanawiania się, czy teraz dobrze słychać.
Sprawa diametralnie się zmienia, kiedy Mionix Nash 20 znajdzie się w swoim naturalnym środowisku, czyli podczas rozgrywki. Testowałem headset na standardowej trójce, czyli Counter-Strike: Global Offensive, DOOM oraz Metro 2033 Redux. Muszę przyznać, że słuchawki znakomicie radzą sobie z pozycjonowaniem przeciwników. Zwłaszcza w CS:GO można z łatwością określić, z której strony zbliża się oponent. Czy nadchodzi od frontu, czy może chce nas zaskoczyć i strzelić w plecy? Jak na możliwości zestawu stereo, byłem mile zaskoczony tym, jak słychać kierunki emitowane przez głośniki ukryte w Mionix Nash 20. Wybuchy i wystrzały również brzmią przyzwoicie i naprawdę nie ma się do czego przyczepić.
Entuzjazm znowu nieco opada, kiedy chcemy skorzystać z mikrofonu słuchawek. Początkowo wszystko wygląda pięknie, jednym ruchem dłoni przestawiamy pałąk w dół, słyszymy przyjemne klik i tym samym aktywujemy mikrofon. Świetne rozwiązanie – żadnych przycisków, guziczków czy pilota na kablu, którego musimy szukać w ferworze walki. Problem jest natomiast taki, że znajomi po drugiej stronie internetu od razu zaczęli się dziwić, dlaczego gorzej mnie słychać. Gorzej, porównując do wspomnianego już zestawu Ozone Ekho H80 RGB, z którego zazwyczaj korzystam i chyba cenię najbardziej, jeśli chodzi o dźwięk mikrofonu (z posiadanych i testowanych wcześniej słuchawek).
Nie zrozumcie mnie jednak źle – to nie jest tak, że mikrofon Mionix Nash 20 jest miernej jakości i nie da się normalnie komunikować za jego udziałem. Jestem słyszalny przez współgraczy i rozumiany, lecz oprócz moich słów mikrofon łapie sporo dźwięków otoczenia, szumy i co najgorsze jest dosyć cichy. Jasne, można nagiąć pałąk, by mikrofon znajdował się bliżej ust. Został on zbudowany jednak z takiego materiału, że ciągle i uparcie powraca do swojej wyjściowej pozycji – po prostu nie jest wystarczająco giętki. W efekcie – posiłkując się rejestratorem Windows – doszedłem do wniosku, że dźwięk nagrany przez mikrofon Mionix Nash 20 jest porównywalny z dźwiękiem, który rejestrują posiadane przeze mnie słuchawki innych producentów, tyle że kosztujące o 300 zł mniej.
Dla przeciwwagi muszę jednak przyznać, że samo użytkowanie testowanego zestawu jest bardzo przyjemne i bezproblemowe. Pokrętło na lewym nauszniku pozwala momentalnie regulować głośność (nie jest ona jednak powiązana z głośnością systemu), a sam mikrofon włączamy/wyłączamy podniesieniem/opuszczeniem pałąka. Mimo powyższego wywodu, mikrofon spełnia swoją funkcję, lecz jak na cenę zestawu spodziewałem się wyższych lotów.
Bez żadnych ale można natomiast pochwalić konstrukcję headsetu oraz wygodę, jaką zapewnia. Nawet po kilku godzinach grania nie czułem ucisków zarówno z góry, jak i po bokach. To oczywiście subiektywne wrażenie i dużo zależy od budowy czaszki, lecz poduszki nauszników oraz duża poducha na pałąku powinny zadowolić wszystkie rozmiarówki. Jest solidnie i porządnie.
Posłuchaj, co Ci powiem…
Mionix Nash 20 to przede wszystkim wygoda, klasyczny design i mocna konstrukcja – za to należy docenić producenta, wytykając jednocześnie nienajlepszy mikrofon jak na tę półkę cenową oraz brak dedykowanego oprogramowania, które mogłoby usprawnić personalizację dźwięku. Warto zatem sięgnąć po sprzęt szwedzkiej marki? Tak, ale pod warunkiem, że nieco stanieje. Za wysoką cenę jak na możliwości, pół oczka niżej w ocenie końcowej.
PLUSY:
+ solidne wykonanie
+ świetne odczucia dźwiękowe podczas grania
+ szybkie włączanie/wyłączanie mikrofonu
+ klasyczny design, bez udziwnień
+ długi przewód
MINUSY:
– brak dedykowanego oprogramowania
– nie świecą? Komuś może tego brakować
– mikrofon mógłby być lepszej jakości
– wysoka cena