Tak wyglądała pierwsza “duża” gra Techlandu. Przed zombiakami były Sebki w dresach
Techland słynie dziś z wielkich gier o zombie. Nieliczni pamiętają jednak, że polski gigant zaczynał od wydania dziwacznej produkcji z dresami w roli głównej, a platformą docelową były nie najnowsze konsole, lecz wierna przyjaciółka wielu graczy z połowy lat dziewięćdziesiątych – Amiga.
Prawo krwi zadebiutowało w 1995 roku i jest pierwszą duża grą wydaną przez Techland (wcześniej, w 1994 roku, ukazały się Alert X i Tales), który wcześniej zajmował się tłumaczeniem i dystrybucją oprogramowania. “Z założenia miał to być produkt rewolucyjny. W roku wydania gry (1995) mocno ją reklamowano w amigowej (i nie tylko) prasie, a oczy potencjalnych kupców przyciągały slogany pojawiąjące się między innymi na pudełku” – wspominał Benedykt Dziubałtowski na łamach Polskiego Portalu Amigowego. Niektórzy widzieli w tym tytule nawet konkurencję dla szalenie popularnego wówczas Mortal Kombat 3. Rewolucji ostatecznie nie było, lecz stworzone przez Myys Art Prawo krwi stało się bardzo bliskie rodzimym graczom. Trudno się dziwić – “polskość” tej produkcji aż razi w oczy.
W tym jakże swojskim tytule gracze mogli wcielić się w komandosa GROM-u w przebraniu dresika, którego celem jest pozbycie się lokalnej mafii. Lwia część rozgrywki to chodzona bijatyka, ale znalazło się też miejsce na segment strzelany rodem z Wolfensteina 3D oraz niezbyt efektowny pościg. Można więc powiedzieć, że Prawo krwi to swoiste połączenie trzech różnych gier w ramach jednej historii.
Pomimo ambitnych planów stworzenia rodzimej konkurencji dla Mortala, Prawo Krwi nie zdobyło powszechnego poklasku. Choć gra podobno nie sprzedała się źle, raczej nie wpisała się też do kanonu tytułów kultowych, jak na przykład równie swojski Franko. Techland wyrósł jednak na jedno z największych i najbardziej cenionych studiów na świecie i nawet wspomnienie średniej przygody w otoczeniu szarych blokowisk mu tego nie odbierze.