Netflix coraz bliżej rynku gier. Stary układ sił: „Barbarzyńcy u bram”
Gry wideo to coraz bardziej kaloryczny rynek. Choć pojawia się na nim wielu nowych chętnych, przy stole wciąż jest miejsce. Ostrzą sobie na niego zęby także firmy dotąd niekoniecznie kojarzone z grami. Przykładem jest choćby Netflix, który w czasie, gdy trailer GTA VI bije rekordy wyświetleń, udostępnia swoim subskrybentom kolekcję klasycznych odsłon tej gangsterskiej serii. Jak podobne działania wpłyną na stary układ sił?
O tym, że coś się dzieje, można było przekonać się choćby na tegorocznym Gamescomie, czyli jednej z największych i najważniejszych imprez poświęconych wirtualnej rozrywce. Zaskakująco dużą powierzchnię w Koelnmesse zajął Netflix. W przygotowanej przez firmę przestrzeni odwiedzający mogli oglądać całkiem pokaźne wystawy i brać udział w aktywnościach związanych z największymi hitami platformy, takimi jak “Stranger Things”, “Wednesday”, “Squid Game” czy “Wiedźmin”. Promowano także najnowszą produkcję Zacka Snydera, czyli film “Rebel Moon”, który w grudniu pojawił się na platformie. Netflix stał w jednym szeregu z gigantami gamingu jak Bethesda czy Activision Blizzard.
– Zajęcie dużej powierzchni na tak prestiżowej imprezie jak Gamescom nie należy do tanich form promocji. To może oznaczać, że platforma stara się przeniknąć do świadomości graczy jako firma związana z gamingiem – ocenia Bartłomiej Skarbiński, CMO platformy dla graczy GAMIVO.
Kaloryczny tort
Nie jest to jednak pierwsze zderzenie Netfliksa z grami. Popularna platforma streamingowa już w zeszłym roku udostępniła abonentom około 50 darmowych gier mobilnych. Sektor mobile od lat pnie się w górę przy relatywnie niskim kosztowym progu wejścia. Z najnowszego, opublikowanego w listopadzie, raportu Newzoo, firmy zajmującej się analizą rynku gier i e-sportu, wynika, że w 2023 r. przychód całej branży gier globalnie wyniesie 184 miliardy dolarów. Niemal połowa tej kwoty przypada na gry mobilne.
Chociaż gry tego typu mogą sumarycznie zarabiać najwięcej, jednak to nie do nich należą serca graczy. – Gry mobilne, choć wciągające, rzadko kojarzone są ze studiami, które je stworzyły. Zazwyczaj nie powodują więc emocjonalnego zaangażowania. Natomiast wysokobudżetowe produkcje typu AAA, których gracze wyczekują latami, budują połączenie między tytułem i jego twórcami – zaznacza Bartłomiej Skarbiński.
Produkcje mobilne na pewno nie pozwolą platformie streamingowej wygrać wojny o rząd dusz graczy, ale mogą stanowić ważny przyczółek do rozpoczęcia szarży na te bardziej prestiżowe sektory rynku. W dodatku Netflix miał cieplarniane warunki, by do nich wkroczyć – efekt skali i bazę płatnych subskrybentów. Firma już zapowiedziała testy usługi grania w chmurze, a więc może chcieć rzucić wyzwanie takim gigantom jak Nvidia i Microsoft, których GeForce Now oraz Xbox Cloud Gaming są obecnie wśród najczęściej wybieranych serwisów cloud gamingowych.
Netflix, piłka i gangsterzy
Na tym nie koniec. Platforma nawiązała także współpracę z jednym z najpopularniejszych tytułów piłkarskich – Football Managerem. Netflix postanowił wykorzystać potencjał tej gry i zapewnił swoim abonentom możliwość pobrania mobilnej wersji Football Managera 2024 za darmo. Aby skorzystać z tej oferty, wystarczy mieć aktywny abonament i zalogować się do gry za pomocą swojego loginu i hasła.
Ta współpraca ma wiele korzyści dla obu stron. Netflix zyskuje dostęp do ogromnej bazy fanów piłki nożnej, którzy mogą być zainteresowani jego ofertą filmową i serialową, zwłaszcza tą związaną ze sportem. Football Manager natomiast może liczyć na wzrost popularności gry, a także na promocję swojej marki na jednej z największych platform streamingowych na świecie. Ponadto, obie firmy mogą wspólnie tworzyć ciekawe treści dla graczy i widzów, takie jak wywiady z prawdziwymi menedżerami piłkarskimi, poradniki do gry czy konkursy z nagrodami. W ten sposób Netflix i Football Manager pokazują, że gaming i streaming mogą iść w parze i tworzyć nowe możliwości dla branży rozrywkowej.
– Możemy zaobserwować znakomity przykład tego, jak dwa różne segmenty branży rozrywkowej łączą siły, tworząc nowe możliwości dla graczy i widzów. O ile jednak premiera FM24 była bardzo miłą niespodzianką, to w jeszcze większym stopniu wyobraźnię graczy rozbudziła współpraca Netflixa z GTA, o której plotki krążyły już od kilku miesięcy – wspomina Bartłomiej Skarbiński.
Zarówno gracze, jak i media spekulowały na temat tego, na czym polegać będzie kooperacja platformy streamingowej z Rockstar Games. Rozgłosowi sprzyjał dodatkowo fakt, że cały gamingowy świat z zapartym tchem wyczekiwał pierwszych oficjalnych newsów o GTA VI. Wreszcie ogłoszono, że 14 grudnia Netflix udostępni swoim subskrybentom Grand Theft Auto: The Trilogy – The Definitive Edition. Kolekcja zawierająca GTA III, GTA: Vice City i GTA: San Andreas jest dostępna w aplikacji mobilnej Netflixa w sklepie App Store na iPhone’y i iPady oraz w sklepie Google Play na urządzenia z Androidem.
Niedługo później do sieci wreszcie trafił pierwszy trailer nowej odsłony gangsterskiej serii. Zwiastun w ciągu dwóch dni obejrzano niemal 120 milionów razy, a po dwóch tygodniach licznik wskazuje ponad 155 mln wyświetleń. Chociaż zdradza on w sumie niewiele, to wiemy, że nadchodząca gra znów zabierze graczy do Vice City. Ta inspirowana Miami metropolia jest też miejscem akcji jednego z tytułów zawartych w kompilacji, która trafi na Netflixa. Trudno tu mówić o szczęśliwym zbiegu okoliczności.
Netflix podjął też znacznie śmielsze ruchy, mające zapewnić mu miejsce przy gamingowym stole. Przede wszystkim zaczął budować oddział poświęcony wysoko budżetowym grom. Jego stery jako dyrektor kreatywny objął Joseph Staten, który grał ważną rolę przy pierwszych częściach uznanej serii gier Halo od Microsoftu. To on będzie odpowiadał za tajemniczą grę AAA, którą zapowiedział Netflix. Niewiele o niej wiemy, poza tym, że od początku do końca ma być autorska i multiplatformowa. Netflix eksperymentował ponadto z produkcjami interaktywnymi, gdzie widz wybiera, jak potoczy się dalej historia, choćby w przypadku Black Mirror: Bandersnatch. Taki interaktywny serial to twór z pogranicza telewizji i gier – przypomina bowiem produkcje z gatunku powieści wizualnych. Streamingowy gigant kupił też studio deweloperskie Night School Studio, czego owocem było wydanie w lipcu tego roku przygodówki Oxenfree II: Lost Signals.
Amazon tworzy przyczółek
Amazon również nie czekał, aż świat mu ucieknie. Choć jego biznes związany z VOD przy Netfliksie wypada skromnie, firmie nie można zarzucić osiadania na laurach. Dość wspomnieć, że należy do niej ekstremalnie popularny portal dla streamerów – Twitch, który sam w sobie stanowi wręcz rakietowy silnik sprzedaży gier.
Po nabyciu Twitcha w 2014 r. Amazon niejednokrotnie próbował zbudować bazę wypadową do rynku gier. Należy do niego choćby umożliwiający granie w chmurze serwis Amazon Luna. Innym przykładem jest Prime Gaming, przemianowany z Twitch Prime. Użytkownicy w ramach swoich subskrypcji otrzymali dostęp do wybranych gier, zawartości dodatkowej czy możliwość strumieniowania płatnych kanałów Twitcha. Tak zdobyty przyczółek Amazon wykorzystał do dalszej ekspansji.
– Amazon w międzyczasie spełnił się jako wydawca gier. Ma w ofercie tytuły, jak Lost Ark, podpisał także ze studiem Crystal Dynamics umowę na wydanie kolejnej części serii Tomb Raider. Ponadto na Gamescomie firma zapowiedziała, że w przyszłym roku wyda globalnie Blue Protocol, grę w typowo japońskim, kreskówkowym stylu od Bandai Namco, przyciętą nieco do oczekiwań zachodniego gracza – wymienia Bartłomiej Skarbiński.
Natomiast wejście do branży gier z własnymi tytułami Amazon wykonał w swoim stylu – z fajerwerkami i przesadą. Były głośne zapowiedzi i skasowane projekty. W końcu jednak we wrześniu 2021 roku do graczy trafił New World. MMORPG od Amazona zdobyło sporą rzeszę fanów i przykuło uwagę najpopularniejszych streamerów, w tym kojarzonego wcześniej z World of Warcraft Asmongolda. Firma zapowiedziała też własną grę wysokobudżetową, zatrudniła nawet weteranów od Rainbow Six, na razie jednak niewiele o niej wiadomo.
Fabuła ponad handel
Pytanie, jak zapatrują się na to tradycyjne studia? Nowi uczestnicy rynku może i dopiero raczkują, ale mają potężne zaplecze finansowe i strukturalne. Do tego silne marki, choć obecnie niekojarzone z grami.
Shawn Layden, były szef amerykańskiej dywizji Sony Interactive Entertainment w sierpniowym wywiadzie z portalem GamesIndustry, nie szczędząc cierpkich słów, wyznał, że dostrzega zagrożenia na horyzoncie. – Wejście do sektora graczy nieendemicznych znane jest jako „barbarzyńcy u bram”. W tej chwili widzimy, jak wszyscy duzi gracze mówią: „o, gry wideo? Przynoszą miliardy dolarów rocznie? Chcemy mieć w tym swój udział.” A więc mamy, Google, Apple, Netflix, Amazon, wszyscy chcą zdobyć swój udział i próbują zakłócić naszą branżę” – twierdził Shawn Layden.
Nie dziwi więc, że obecni potentaci nie cieszą się z takiej konkurencji. Tym bardziej, że owi “barbarzyńcy” prezentują odmienne podejście do sektora, co starej branży może się nie spodobać jeszcze bardziej, niż sam fakt ich debiutu. Mianowicie – mikropłatności. Tak Reed Hastings, szef Netflixa, komentował atak na nową branżę w serwisie “Insider”.
– Musimy uczyć się poprzez działanie, próbowanie. Nie boimy się porażki, chętnie próbujemy nowych rzeczy. Zamierzamy więc wypróbować gry wideo – zapewniał. – To duży, zatłoczony rynek. Może nam się nie udać, ale to nie znaczy, że nie będziemy próbować. A w grach mobilnych chodzi o to, że pojawia się wiele reklam i ofert dodatkowych, próbujących nakłonić graczy do zakupu tego miecza, tej szaty. Handel naprawdę zniekształca fabułę – dodał Hastings, podkreślając wielokrotnie, że klienci oczekują przede wszystkim dobrej historii. Jeśli ekstrapolować to podejście na gry AAA, istotnie, takie podejście może zdrowo namieszać na rynku.
Jak to wpłynie na polski sektor?
Osobną kwestią jest wpływ tych nowych sił na polską branżę gier. A ta prężnie się rozwija. Tylko w Polsce, według raportu PARP, mamy 494 firmy zajmujące się produkcją i wydawaniem. Wygenerowały w zeszłym roku ponad 1,2 mld dol., a rocznie na rynku pojawia się ponad 530 tytułów. Większość operuje w granicach gier mobilnych, VR i symulatorów. – Nie dostrzegamy ryzyka, aby większe zaangażowanie platform streamingowych w rynek gier w jakiś specjalny sposób zaszkodziło rodzimej branży. Czołowe polskie studia mają ugruntowaną pozycję i pojawienie się produkcji sygnowanych logo Netflixa czy Amazona nie powinno jej zachwiać – wyjaśnia Bartłomiej Skarbiński.
Jakkolwiek rynkowi gracze rozegrają swoje karty, jedno jest pewne. Większa konkurencja graczom i niedzielnym i tym wyczynowym, powinna wyjść na dobre.
Źródło: Materiał prasowy Gamivo.