Max Payne wyznaczył nowe standardy. Za co kochamy kultową strzelankę?
Dacie wiarę, że pierwsza część serii Max Payne pojawiła się na rynku 23 lata temu? To już bez wątpienia klasyk, który dla wielu graczy pozostaje w sferze gamingowej prehistorii. Z tej okazji warto przypomnieć sobie ten wyjątkowy tytuł, który swego czasu nieźle namieszał na rynku gier akcji i wideo jako takich.
Max Payne się starzeje
Są takie marki gier, które z jednej strony uznajemy za kultowe i nikt nie ma co do tego wątpliwości. Z drugiej, są one przy okazji dość opuszczone, bo ostatnie odsłony datujemy na wiele lat wstecz, a nowości na horyzoncie, na razie, brak. Przykładem takiej serii zdecydowanie jest Max Payne, który rynkowy debiut zanotował jeszcze w 2001 roku. Gaming był wtedy w zupełnie innym miejscu. Na rynku rozpychało się drugie PlayStation, konsole nadal nie były traktowane przez pecetowców zbyt poważnie, a niektórych z was pewnie nie było nawet na świecie.
Ba, wówczas wiele spośród stosowanych dziś mechanik w grach uznawano albo za pieść przyszłości, albo też nawet deweloperzy nie zdawali sobie sprawy z oferowanych przez nie możliwości. Lata przed wprowadzeniem krycia się za osłonami czy rosnącą popularnością strzelanek TPP na rynek trafiła mroczna opowieść o policjancie z problemami. Twardy gość, który wystrzeliwał pociski wprost proporcjonalnie do tempa przyjmowania kolejnych pigułek i zalewania ich alkoholem. Dorosła historia o bólu i mroku — nie tylko na ulicach Nowego Jorku, ale i wewnątrz.
Max Payne – ile to już lat…
Remedy wskoczyło na głęboką wodę
Porwanie się na taki temat gry wideo należałoby uznać za domenę doświadczonych deweloperów, którzy niejedną strzelankę czy grę akcji mieli już na koncie. W tym wypadku jednak Max Payne narodził się z pracy fińskiego studia Remedy Entertainment. Twórcy, na których czele stał Sam Lake, mieli wówczas na koncie w zasadzie tylko jedną produkcję, która na dodatek zupełnie nie korespondowała z wybraną tematyką. Były to dwuwymiarowe wyścigi Death Rally.
Czy taka misja mogła liczyć na powodzenie? Tak, o ile twórcy podeszli do tematu profesjonalnie. A tak też się stało. Poza genialnym pomysłem na grę deweloperzy mieli w swoim arsenale naprawdę pokaźny wybór narzędzi niezbędnych do przygotowania hitu na miarę początku XXI wieku. Na potrzeby gry stworzono autorski silnik i opracowano świetną mechanikę, o której za moment. No bo właśnie, za co pokochaliśmy przygody Maxa Payne’a?
Max Payne i bullet-time, czyli genialna mechanika
Kto by pomyślał, że najlepszą rzeczą, jaką może spotkać wartka akcja i strzelanina, jest… spowolnienie czasu. Kultowy bullet-time stał się wizytówką serii, która poniekąd dzięki temu wprowadziła swoje macierzyste studio na salony. Oto bowiem niby-typowy shooter TPP zamienia się w pokaz scen rodem z najlepszego kina akcji. Nasza postać rzuca się przez pomieszczenie pełne przeciwników i dzierżąc dwa naładowane pistolety, pruje do nich ołowiem.
Kule, niczym spowolnione obietnice śmierci, przecinają gęstą atmosferę, trafiając tych złych prosto w serca czy głowy — a nasz bohater unosi się nad ziemią, kontynuując swój bajecznie wyglądający taniec śmierci. Mało co robiło wówczas takie wrażenie jak niesamowita mechanika przygotowana przez magików z Remedy. To było coś — na dodatek do dziś wygląda genialnie.
Robi wrażenie, prawda? Zwłaszcza że ma na karku już tyle lat!
Najlepsze cutscenki w historii?
Przerywniki filmowe prowadzące nas przez fabułę i uzupełniające historię między etapami to klasyk. Większość gier z historią w tle je posiada, choć nie zawsze zrealizowano je z pomysłem lub sensem. To przy okazji pewnego rodzaju kula u nogi tych starszych produkcji. Gdy generowano je na silniku gry, to po latach wyglądają niezwykle drawnianie. Z drugiej strony renderowanie obrazów odstających od rozgrywki budzi swego rodzaju dysonans. Deweloperzy gry Max Payne niczym wizjonerzy uporali się z tym problemem na długo przed osiągnięciem przez grę statusu “starej”:
Zamiast reżyserować przerywniki, postanowiono postawić na… komiks. Ten wprowadzał nas w klimat gry, przy okazji nadając jej specyficzny charakter opowieści, którą nie tylko śledzimy, ale i aktywnie bierzemy w niej udział. Max stał się jeszcze istotniejszym charakterem, którego motywacja i historia była budowana na bardzo mocnych fundamentach. Świetna decyzja opłaciła się — gracze pokochali ten sposób prowadzenia narracji podobnie jak i fakt, że Payne nieustannie opisywał wydarzenia swego rodzaju wewnętrznymi monologami.
Klimat ciężki, niczym walka z gangiem
Jedną z najważniejszych cech, za którą gracze pokochali Maxa Payne’a był niewątpliwie klimat. Gra wprowadziła nas do gatunku noir, w którym to Nowy Jork nie przypominał obrazków z filmów komediowych, a raczej miejsce akcji ludzkiego dramatu, depresji i smutku. Max cierpiał z powodu utraty ukochanych, których życie odebrał gang narkotykowy. Ze stratą mogli utożsamiać się gracze. Przeczesując fora internetowe, zobaczyłem komentarze osób, które dzięki grze zrozumiały, że odczuwane przez nich emocje są w porządku. Na swój sposób mogły utożsamiać się z bohaterem, który również przechodził przez trudne chwile.
Czy to nie dowód na to, jaką moc mają gry wideo? Max Payne doskonale wykorzystał nie tylko sam gameplay, ale i całą stworzoną wokół niego otoczkę, która do dziś pozostaje czymś zaskakująco uniwersalnym. Chociaż mrok nie jest może naszym wymarzonym środowiskiem, to w tym wypadku chętnie do niego wracaliśmy.
Nadchodzi wyczekiwany remake
Czy Max Payne zasługuje na remake? Zdecydowanie tak. Choć nadal uważam ten tytuł za wspaniały, to pod wieloma względami zestarzał się okropnie. Tym bardziej cieszy fakt, że twórcy już nad nim pracują. Pisaliśmy wam niedawno, że ten powstaje i “ma się dobrze”. Co więcej, odświeżona gra będzie stanowić ważną część całego uniwersum, w skład którego wchodzi m.in. Control i Alan Wake.
Co ciekawe, obie części gry zostaną scalone w jedno, co może być zaskakująco trafną decyzją. Szkoda, że musimy jeszcze tak długo czekać…
Źródło: Opracowanie własne