Wyciekł gameplay z anulowanego Dead Rising 5. Szykowała się prawdziwa rewolucja
Dead Rising 5 nigdy nie powstało, a seria została zakończona na czterech częściach. Teraz możemy zobaczyć, “co by było, gdyby”.
Capcom to nie tylko Resident Evil, jeżeli chodzi o żywe trupy. Ich inna marka, Dead Rising, była niegdyś naprawdę popularna i doczekała się nawet cyklu adaptacji filmowych. Z biegiem lat słuch o niej jednak zaginął.
Level designer Nick Sinkiewicz pochwalił się niedawno na YouTubie pierwszymi konkretnymi filmami z anulowanego Dead Rising 5. Na wideo wyjaśnia on pokrótce to, co widać i do czego zmierzali twórcy. Nie znamy jednak szczegółów fabularnych, ale bez problemu da się zgadnąć, że gra miała nas zabrać do Meksyku. W końcu na końcu jej tytułu znajdziemy podtytuł “Dia de los Muertos”. Co ciekawe, gracze ponownie wcieliliby się w Chucka Greene’a, znanego m.in., z drugiej części serii.
Dead Rising 5 na gameplayu
Pierwszy z zestawu filmów pokazuje prototyp powstały w 2017 roku, czyli stworzony zaledwie rok po wydaniu średnio przyjętej “czwórki”. Tytuł nigdy nie został oficjalnie zapowiedziany, choć Capcom Vancouver pracował nad nim przez jakiś czas. Finalnie studio mające pierwotnie rozwinąć tę markę zostało zamknięte, a słuch o kolejnych Dead Rising zaginął. Fani nie są tym zaskoczeni, bo każda kolejna część była wyraźnie słabsza od poprzedniej. I pierwsze materiały z “piątki” również odebrano mieszanie.
Powyższe wideo pokazuje zupełnie nową koncepcję, która faktycznie mogłaby wstrząsnąć fanami tej serii. Gra miała oferować system pojemników z lootem, więc gracze nigdy nie wiedzieliby, co tak naprawdę znajduje się w konkretnym miejscu. Do tej pory wszystko można było podnieść “bezpośrednio”. To właśnie na mnóstwie opcji masakrowaniu zombiaków w większości nieco idiotyczny sposób polegała magia serii. Kolejny materiał to urywek z rozgrywki w sekcji “Camps”.
Twórcy pracowali nad pięcioma poziomami – wspomnianym (najbardziej rozwiniętym w produkcji) Camps, a także Barrio, Hotel, Mayan Temple i Safehouse. Sinkiewicz opisuje “Camps” jako “poziom dżungli z mnóstwem zombie do zabicia i kilkoma bazami gangów do najechania, prowadzący do ostatecznego bossa”, którym miał okazać się “szalony narkotykowy lord z naelektryzowaną metalową sztuczną ręką”. Brzmi głupio, więc duch serii pozostał, ale na swój sposób wygląda to wszystko tak generycznie, jak tylko może.
Nie ukrywam jednak, że idea cyklu jest ciekawa do dziś, nawet w natłoku różnego rodzaju “zombie” produkcji. Chętnie przywitałbym mniejszą grę Dead Rising, być może stworzoną nawet specjalnie na Switcha? No ale raczej tego się już nie doczekam.