Call of Duty: Warzone spełnia pokładane nadzieje? Nasze wrażenia z rozgrywki

Call of Duty: Warzone spełnia pokładane nadzieje? Nasze wrażenia z rozgrywki
Polecamy! Publicystyka

Z multiplayerem w Call of Duty zawsze było mi bardzo po drodze. I z trybem Zombie. O tak! Wcale nie ukrywam, że kolejne edycje tej gry kupowałem wyłącznie dla sieciowej zabawy, a singiel był jedynie delikatnym dodatkiem, który zaliczałem jakoś tak – przy okazji. Wiem, że nie jestem odosobnionym przypadkiem i wielu moich znajomych i nieznajomych graczy, robi bardzo podobnie.

Doskonale pamiętam, jak kolega z grupy, z którą często “się strzelamy”, wrzucił pierwszy trailer z Call of Duty: Warzone. Poleciały wtedy komentarze – “O Fortnite dla dorosłych!” Śmialiśmy się z tego, ale rzeczywiście jest w tym dużo racji – ta gra to podobny fenomen. Wieloplatformowa, turbo znana marka, ogromna mapa, masa graczy (a ma być jeszcze więcej) i ogromna frajda. Wcale się nie dziwię, że w pierwszą dobę na serwerach Warzone pojawiło się 6 milionów graczy. Mimo że start nie był łatwy…

Pierwszą przeszkodą okazał się rozmiar pliku do pokonania. Wiem, bo zaglądałem do sieci i sypały się tam gromkie przekleństwa. W sumie zastanawiam się, czemu mające tak wielkie doświadczenie Activision, nie dało ludziom szansy na pobranie gry wcześniej. Ale ok – było minęło! Później jest tylko lepiej.

Call of Duty: Warzone – poradnik do gry dla początkujących.

Po pierwszym skoku z samolotu zdałem sobie sprawę, jak ogromna jest mapa w Warzone. Potrzebowałem dłuższej chwili, żeby się odnaleźć i przywyknąć. Jednak te 150 osób (docelowo nawet 200) przebywających jednocześnie na mapie trzeba gdzieś upchnąć. Jest moc!

Najbardziej irytującym momentem w rozgrywce, są dla mnie sesje treningowe, serwowane w poczekalni na rozpoczęcie meczu. Chociaż oczekuje się tam czasami dość długo, to na trening trafiamy zupełnie randomowo, a czasami dosłownie na kila sekund. Kompletnie nie przemyślany mechanizm. Jednak jak to mawiają ludzie, którzy dłużej i więcej grywają w sieci niż ja – nie takie rzeczy już widywano i trzeba się z tym pogodzić. A rzeczywiście warto, bo rozgrywka rekompensuje wszelkie niedogodności i niedoróbki, które jednak się pojawiają.

Jak wiecie darmowy Battle Royale to żadna nowość, więc Activision musiało poszukać sposobów, żeby udowodnić graczom, którzy od dość dawna na nie czekali, że zrobili coś fajniejszego niż konkurenci i warto zainstalować ten, co prawda darmowy, ale jednak wielki, plik.

Pierwszą z takich pokus jest z pewnością masa platform, na jakie wydano grę i crossplatformowy charakter zabawy. Dla mnie osobiście to wielka zaleta i moment na jaki długo wyczekiwałem, żeby udowodnić kolegom PeCetowcom, że w strzelanki można też spokojnie zagrać na konsoli i wcale nie będzie to niekończące się lanie z ich strony.

Warzone plasuje się na pierwszej pozycji w moim prywatnym rankingu Battle Royali. Wyprzedził on Apex, który wydawał mi się do tej pory debeściakiem. Widać, że producenci Call of Duty odrobili zadanie domowe i dokładnie przyglądali się innym tytułom znajdującym się na rynku. Efektem jest bardzo dynamiczna, pełna rozmaitych świetnych pomysłów gra. Myślę, że kończy ona zdecydowanie z erą battleroyalowych naciągaczy na kasę.

CoD w najlepszym wydaniu

Rozgrywka w Warzone rozkręca się dość mozolnie, ale warto dać mu szansę, bo później jest niezmiernie dynamiczna, szybka i z pazurem. Jest to zdecydowanie coś dla graczy preferujących agresywny styl walki, ciekawskich, poszukujących niekonwencjonalnych sposobów na pokonywanie przeciwników i kooperację z sojusznikami. Tutaj naprawdę nie warto gnać do przodu, gdyż istotne jest eksplorowanie mapy, zbieranie przedmiotów, regenerowanie sojuszników, otwieranie nieskończonych skrzynek oraz pojedynki jeden na jeden. Jeśli poddacie się temu flow – może czasami nawet delikatnie narzucanemu przez gamepley, to spotka was wiele “nagród” serwowanych przez Warzone, a z czasem pokochacie ten styl.

Jeśli graliście już w klasycznego multiplayera w Modern Warfare, to z pewnością nie raz zauważycie, że fragmenty mapy w Warzone są do nich łudząco podobne lub stanowią wręcz ich kopię. Nie ma w tym jednak nic złego, bo po prostu zrobiono je doskonale. Wspominałem już, że mapa jest wielka, a więc uspokoję tylko, że oczywiście nie brakuje tu rozmaitych środków lokomocji, umożliwiających szybkie i bezpieczne pokonywanie sporych odległości.

Muszę przyznać, że producenci gry zrobili wszystko co w ich mocy, aby nie marnować czasu na wertowanie ekwipunku, na pilnowanie apteczek i elementów pancerza. Energia regeneruje się samoczynnie, ale można ten proces oczywiście przyśpieszyć zastrzykami. Zużywające się elementy pancerzu – płytki – wymieniamy na nowe i cześć.

Kilka patentów na prostą, ale świetną rozgrywkę

Walka jest tak dobra, jak można się było spodziewać po Modern Warfare. Bronie są doskonale zaprojektowane, zachowują się realistycznie, a zadawane przez nie obrażenia zróżnicowane. A skoro mowa o zabijaniu, to wspomnę przy okazji, że po ustrzeleniu przeciwnika wypada z niego cały ekwipunek i gdy się zbliżycie jest on automatycznie podnoszony, ale tylko to co jest potrzebne i pasuje do aktualnego ekwipunku gracza. Kolejny prosty patent, a jak wspaniale wpływa na tempo rozgrywki. Jest to z pewnością jeden z elementów zachęcający ludzi do bardziej agresywnych starć, gdyż nie muszą się oni koncentrować na zbieraniu właśnie. Jedyne elementy na polu walki przeznaczone do ręcznego pozyskiwania to umiejętności, apteczki, no i oczywiście bronie.

Jak wspomniałem wcześniej, broń pozyskujemy ze skrzynek rozsianych po całej mapie. Jest ich naprawdę wiele, dodatkowo przypominają o swoim istnieniu specjalnym dźwiękiem. Druga opcja, jak dla mnie cudowna, to sklepy. Można w nich zakupić całe pakiety uzbrojenia lub pancerzu, jakie przygotowaliście sobie w multi Call of Duty: Modern Warfare. Dzięki temu możecie używać w Warzone swoich ulubionych zestawów. A najfajniejsze jest to, że z takiego gotowca może skorzystać każda osoba z waszej drużyny, a więc kasę wydaje się tylko jednorazowo.

Ha! System respawnowania to jest całkowicie genialny pomysł. Wyobraźcie sobie taką sytuację – giniecie. W strzelance to w sumie nic nadzwyczajnego. Za pierwszym razem traficie do gułagu – tak, dobrze przeczytaliście. Z gułagu można wyjść i zrespawnować się na mapie, jeśli wygracie walkę jeden na jeden z przeciwnikiem wylosowanym przez grę, a który również trafił na odsiadkę. Kolejne zejścia na polu walki to już niejako sprawa członków drużyny, w której walczycie, gdyż będą oni musieli wykupić wasze wskrzeszenie.

Spytacie – co mi się podoba w Call of Duty Warzone? Tak naprawdę mnóstwo rzeczy! Ale przede wszystkim to, że jest darmowy i ma być regularnie i solidnie rozwijany. Uwielbiam tempo rozgrywki i uproszczenia wymyślone przez deweloperów, prowadzące do tego, że liczy się tylko strzelanie i dobra zabawa.

Krzysztof Żołyński
O autorze

Krzysztof Żołyński

Redaktor
Gra w gry! Od kiedy w Pewexie można było kupić Atari :) Od 1995 roku pisze o grach i technologiach. Uwielbia konsole, PeCety mniej, ale toleruje. Gdy nie gra, rozmyśla w co by tu zagrać, a także podróżuje, czyta, jeździ na koncerty i robi masę zdjęć.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie