Po Dying Light 2 muszę sobie zrobić zombiaczy detoks, bo strasznie się już męczę

Dying Light 2 - zrzut ekranu
Felieton

Powoli kończę przygodę z Dying Light 2 i przygotowuję się do pisania recenzji. Przez cały czas grania nie opuszcza mnie wrażenie, że Techland ma trochę dość zombiaków. Trudno się dziwić – żywe trupy powinny wrócić na dłuższy czas do swoich krypt.

Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę lubię motyw zombie w grach, filmach, książkach, komiksach i tak dalej. Ba, World War Z autorstwa Maxa Brooksa to jedna z moich ulubionych książek, a The Last of Us to czołówka najważniejszych gier mojego życia. Nie zmienia to jednak tego, że zgniłe mięso w grach zaczyna mi śmierdzieć bardziej niż powinno.

Przesyt żywych trupów

Może to po prostu kwestia zmęczenia materiału? Poprzednie lata były obfite w spore gry o żywych trupach: Zombie w Call of Duty Vanguard, Days Gone na PC, World War Z: Aftermath, After The Fall, The Last of Us 2, Back 4 Blood… a to tylko wierzchołek góry lodowej. Ile można?!

Oczywiście gra z zombiakami grze z zombiakami nierówna. Da się opowiedzieć historię z nieumarłymi w tle lub roli głównej w ciekawy sposób, jednak znaczna większość gier nie do końca sobie z tym radzi. Weźmy na przykład wspomniane Dying Light 2. Choć zarażone stwory są ważnym elementem świata gry i samemu wirusowi towarzyszy parę twistów, to nadal tylko hordy anonimowych i dość nudnych zombiaków. Oczywiście zwykłym umarlakom towarzyszą często różne zmutowane wersje, ale to nadal tylko armie gnijących nudziarzy, którym przydałyby się miętówki. Wiem, że zombie to kultowy element popkultury, ale da się je wprowadzić do gry ciekawiej. Przykładów wcale nie trzeba daleko szukać.

W chwilach zwątpienia w motyw zombie lubię wracać myślami do pierwszego Dead Island. Nagły wybuch epidemii zombizmu na rajskiej wyspie miał swój urok. Oczywiście zombiaki wciąż były bezimiennymi umarlakami, ale całość miała bardziej osobisty charakter. Te zombiaki straszyły, budziły większe emocje, chwilami nawet lekko pociągały za strunę empatii. A może to tylko ja i moje uwielbienie bardziej kameralnych historii postapo? W każdym razie nie czuję choć w połowie podobnych emocji związanych z zombiakami grając w Dying Light 2. Setki stworów powolnie przemierzających ulice miasta ani mnie nie straszą, ani nie ciekawią. Ale to nie do końca wina Techlandu.

Pora na przerwę od zombie

Polskie studio stara się, aby motyw zombie był stosunkowo ciekawy. Wychodzi to różnie, ale na pewno lepiej niż w chociażby Rainbow Six Extraction, gdzie zwykłych nieumarłych zastąpiono “kosmicznym glutem”. To właściwie nadal to samo, ale w innej skórze – i tak jest w prawie każdej grze podejmującej temat nieumarłych bestii.

Nawet jeśli wciąż będziemy w grach zalewani hordami nudnych żywych trupów, ja wiem jedno: muszę sobie odpocząć od zombiaków, bo strasznie się już męczę. Mam dość bicia rozkładających się stworów i uciekania przed ich szybszymi odpowiednikami. Starczy już tych zzieleniałych hord śmierdzących truposzy i innych przemienionych przez tajemniczego wirusa stworów.

A może po prostu wymieńmy zombiaki na drób i też będzie spoko? Różnorodność zostanie zachowana. Mamy przecież niesforne kury, gęsi i silniejsze koguty – tak też bywa z zombiakami, a i wachlarz ruchów pierzastych przeciwników będzie nieznacznie mniejszy. Jak będzie trzeba, to dorzuci się kaczkę, która gada – tak po prostu żeby było “ciekawiej” i “oryginalniej”.

Jakub Stremler
O autorze

Jakub Stremler

Redaktor
Popkulturowy kombajn lubujący się w literaturze weird fiction, filmowych horrorach, dobrej muzyce i grach wszelkiego rodzaju. Po godzinach studiuje game design i pielęgnuje pasję do sportu.
Advertisement
Udostępnij:

Podobne artykuły

Zobacz wszystkie