Recenzja Paper Beast – podróż do niezwykłego świata

Recenzja Paper Beast – podróż do niezwykłego świata

Recenowana na: Recenzje

Paper Beast jest potwierdzeniem mojej ulubionej teorii, że najlepsze gry powstają w małych, niezależnych studiach. Zwłaszcza kiedy za produkcję odpowiada Pixel Reef założone przez legendę branży – Erica Chahiego. A jeśli ktoś stworzył Another World, to nie można mieć lepszego wpisu do CV.

Tak jest, z waszym wzrokiem jest wszystko dobrze. Eric Chahi to człowiek, który dzięki wspomnianej wcześniej legendarnej grze i doskonałemu From Dust, zapracował na reputację twórcy potrafiącego zrobić coś unikalnego. Dokładnie takie jest Paper Beast. Ta gra wskrzesza PlayStation VR i odważę się powiedzieć, że jeśli macie gogle od Sony, to nie graliście na nich w nic równie niesamowitego i cudownego. Przy okazji można pozgrzytać zębami ze złości, że przez tyle lat wielki potencjał tego urządzenia jest trwoniony, bo nowa gra Pixel Reef udowadnia, że na VR da się zrobić coś oryginalnego, wciągającego, efektownego i poruszającego.

Dawno nie miałem okazji założyć na głowę PS VR. Zwyczajnie nie było powodu, gdyż wszystko co do tej pory wyszło, a w jakikolwiek sposób mnie zainteresowało, ukończyłem. I nie mam zamiaru wracać do tych gier. Przyznaję, że na Paper Beast czekałem z wielką niecierpliwością i lekkimi obawami. A co jeśli geniusz Chahiego nie podoła wirtualnej technologii? Bez obaw. Podołał.

Paper Beast nie da wam ani jednej wskazówki, o co w tym wszystkim chodzi, a więc uprzedzam lojalnie, że wszystko co przeczytacie poniżej, jest w zasadzie spoilerem. Na tym właśnie polega siła tej gry. Nie znajdziecie tam ani jednego słowa, które mogłoby ułatwić rozgrywkę lub stanowić podpowiedź, ale ruszycie w ten świat z łatwością i wsiąkniecie w niego bez reszty. Aż do samego końca!

Jak w to grać?

To chyba najtrudniejsze pytanie, na jakie w przypadku tej gry, przychodzi mi odpowiadać. Nie ma tutaj samouczka, nie ma instrukcji, wskazówek. Nic. Jednak gameplay został tak skonstruowany, że sami wiemy co robić i szybko opanowujemy mechanizmy rządzące rozgrywką. Do obsługi całości wystarcza promień wydobywający się z wirtualnego pada. To on jest naszym narzędziem do wykonywania zadań.

Wszystko opiera się na eksploracji świata, docieraniu do coraz nowych jego zakątków, poznawania nowych stworzeń i wzajemnego wsparcia. My pomagamy, ale też jesteśmy wspierani przez istoty wypełniające świat Paper Beast. Czasami trzeba nakarmić, napoić czy przekopać kanał. Stworzenia wypełniające świat gry odwdzięczą się pomocą w pójściu naprzód.

Złośliwi zapytają, gdzie tu jest sens i cel rozgrywki? Wydaje mi się, że równie dobrze można spytać, po co strzelamy do potworów w Doomie, albo dlaczego skaczemy na kolejne platformy w grach zręcznościowych. Coś nas pcha do przodu i tyle. Tylko, że w przypadku tej konkretnej gry, towarzyszy temu wszystkiemu to coś – jakaś tajemniczość, magia, klimat poznawania i niepewności.

Fabuła gry jest prawdziwą przygodą, a zagadki intuicyjne

Naszym celem jest poznawanie świata i rozwiązywanie łamigłówek. Jednak Paper Beast nie jest ani grą stawiającą na eksplorację, ani też przygodówką. Poruszając się po nieznanym środowisku mamy się w nim odnaleźć, pomagać i korzystać ze wsparcia, a przy okazji doświadczać bardzo delikatnie snutej fabuły. W tym dziwacznym świecie nie ma miejsca na chaos. Każde stworzenie ma w nim swoje miejsce, cel i potrzeby oraz wykonuje określoną pracę, ale znajduje też czas na rozrywkę. Zapomnijcie o klasycznym podejściu do przygód, a nawet do tego co zwykło się nazywać otwartym światem. Tutaj narracja jest przemycana, a nie jak w innych grach, jest narzędziem narzucającym nam rygor, kolejność wykonywania zadań i powiązania. Wydarzenia popychające fabułę do przodu są czymś tajemniczym, elementem do odkrycia. Nie ma konieczności wykonywania ich natychmiast i w ustalonej kolejności. Mamy więc dużo czasu na zabawę.

Mimo tego fabularnie rozgrywka stanowi jedną, zamkniętą całość z początkiem i niestety końcem. Ten ostatni, przyznam szczerze, nastąpił dla mnie zbyt szybko. Grę ukończyłem w 6 godzin. Na szczęście Chahi przewidział, że wiele osób zechce pozostać w jego magicznym świecie na dłużej. Dlatego kończąc wątek fabularny, otrzymujemy możliwość rozgrywki swobodnej. Wtedy możemy wędrować i smakować Paper Beast bez końca i w tempie, jakie sami sobie wymyślimy. Jest to świetny sposób na jego lepsze poznanie i odcięcie się od realiów codziennego żywota.

Cyfrowy świat może być piękny

Czy big data kojarzy się wam z czymś subtelnym, delikatnym lub chociaż fajnym? Z pewnością nie. A w takim właśnie środowisku wykreowali swoją grę ludzie z Pixel Reef. Udało im się w zero-jedynkowe otoczenie wcisnąć coś, co jest jego absolutnym zaprzeczeniem. Tu nie ma szablonu, pośpiechu, ciśnienia czy maszynowej bezwzględności kodu i danych.

Cała gra to ekosystem, w którym współistniejemy z pozostałymi, wypełniającymi go istotami. Tylko na początku, gdy zaczynamy i jeszcze absolutnie nie rozumiemy, co tu się będzie wyczyniać, możemy poczuć delikatny dyskomfort wynikający z zagubienia. Ale tylko przez chwilę. Okazuje się, że długi promień, którym sterujemy za pomocą pada, jest narzędziem do chwytania, przesuwania, ustawiania dosłownie wszystkiego co znajduje się na ekranie. Cały świat gry wykonano jakby z kolorowego papieru i wszelkie istoty w nim bytujące są takie właśnie. Jak z papierowych wycinanek – niby podobne do tego co już znamy i widzieliśmy, ale jednak niebywałe, spoza naszego świata, czasami może trochę pokraczne lub nawet niezbyt ładne.

Ponoć graficy musieli być zapatrzeni w dzieła Dalego. Rzeczywiście, jest w tym świecie dużo podobieństw do dzieł mistrza – przerysowane postaci, dziwne krainy. Jednak dominuje prostota i jednak matematyczny porządek. W końcu poruszamy się w świecie danych i pewne rzeczy wciąż nam o tym przypominają.

Paper Beast wyznacza nowe standardy dla PS VR

Paper Beast to dla mnie pomysł na miarę pierwszego Little Big Planet. Oczywiście skala jest zupełnie nieporównywalna, ale odwaga w kreowaniu gry idącej w innym kierunku niż wszystko do tej pory, bardzo podobna. Oczywiście chciałbym, żeby gra Pixel Reef była początkiem lawiny fajnych tytułów, które ożywiłyby PSVR, ale wiem, że nie będzie. Niemniej jednak serdecznie polecam Paper Beast, bowiem jest to wydatek 125 złotych dający możliwość oderwania się od podłej obecnie rzeczywistości.

Plusy:

– Niesamowity, autentyczny cyfrowy ekosystem
– Doskonały powód, żeby odkurzyć gogle Sony
– Rewelacyjny pokaz technicznych możliwości PSVR
– Grywalność
– Znakomite, naturalne zagadki
– Możliwość gry swobodnej (po ukończeniu fabuły)

Minusy:

– Niestety za krótka
– Brak interakcji ze zwierzętami

Ocena: 4,5/5

Krzysztof Żołyński
O autorze

Krzysztof Żołyński

Redaktor
Gra w gry! Od kiedy w Pewexie można było kupić Atari :) Od 1995 roku pisze o grach i technologiach. Uwielbia konsole, PeCety mniej, ale toleruje. Gdy nie gra, rozmyśla w co by tu zagrać, a także podróżuje, czyta, jeździ na koncerty i robi masę zdjęć.
Advertisement
Udostępnij: